C'mon c'mon (2021) - recenzja filmu [Gutek Film]

C'mon c'mon (2021) - recenzja, opinie o filmie [Gutek Film]

Piotrek Kamiński | 22.01.2022, 20:00

Pięknie jest zobaczyć Joaquina Phoenixa w tak spokojnej, pełnej serca roli. Zwłaszcza bezpośrednio po "Jokerze", czyli kreacji bardzo trudnej emocjonalnie, zapewne również wyniszczającej psychicznie, złej. A przecież Phoenix na co dzień jest niemożliwie wręcz ciepłym, sympatycznym człowiekiem. Z tej jego wrażliwości garściami czerpie reżyser "C'mon c'mon", Mike Mills, twórca obrazów takich jak "Debiutanci", czy "Kobiety 20 wieku". Jest on również autorem scenariusza, który jest nie tyle klasyczną fabułą, co traktatem o człowieczeństwie, rodzicielstwie i przemijaniu, a jego centralnym punktem jest dojrzewająca relacja wspomnianego już Phoenixa i młodziutkiego chłopca, granego przez Woody'ego Normana.

C'mon c'mon (2021) - recenzja filmu [Gutek Film]. Chłopiec i dziennikarz

Dalsza część tekstu pod wideo

temp_name

Johnny (Phoenix) jest dziennikarzem, którego najnowszy projekt zabierze go w podróż przez niemałą część Stanów Zjednoczonych. Przeprowadzi serię wywiadów z młodymi ludźmi, zadając im różne, filozoficzne pytania - czym jest życie, jak będzie wyglądał świat w przyszłości i tak dalej. Brzmi to potencjalnie jak straszna moralizatorka i wytykanie palcami, lecz absolutnie tak nie jest, ponieważ odpowiedzi nie są jakąś prywatną wizją świata reżysera, a szczerymi odpowiedziami młodych ludzi, faktycznie mieszkających w Detroit, Nowym Jorku, Los Angeles, czy Nowym Orleanie. Sprawia to, że ta konkretna część filmu ogląda się jakbyśmy mieli do czynienia z dokumentem. Tylko, że takim robionym przez jedną z bardziej interesujących gwiazd obecnego Hollywood, bo to faktycznie sam Joaquin przeprowadzał te rozmowy. Części z nich możemy posłuchać w trakcie seansu, części podczas napisów końcowych i przyznam, że chęć usłyszenia odpowiedzi skutecznie przytrzymała mnie w kinowym fotelu. Bardziej niż kolejna scena po napisach w filmie Marvela...

Drugim elementem filmu jest prywatne życie Johnny'ego, a dokładniej jego relacja z siostrą, Viv (Gaby Hoffmann). Trudna relacja, gdy ich poznajemy właściwie nieistniejąca ze względu na pewną liczbę przeszłych wydarzeń, o których więcej dowiemy się w trakcie oglądania. Ze względu na ciężką sytuację w domu, syn Viv, Jesse (Norman) zostaje na jakiś czas z wujkiem i będzie mu towarzyszył w trakcie podróży po kraju. Wspólnie będą uczyć się od siebie jak być bardziej dorosłymi, choć czasami dorosłość ta będzie oznaczała cofnięcie się mentalnie do czasów dzieciństwa.

C'mon c'mon (2021) - recenzja filmu [Gutek Film]. Czasami nie czujemy się dobrze i nie ma w tym nic złego 

temp_name

Film nie byłby nawet w połowie tak mocny, gdyby nie doskonała chemia między parą głównych bohaterów. Nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że Phoenix naprawdę jest wujkiem Normana, ale nie! Oni po prostu tak dobrze grali do siebie na planie. Przez odrobinę ponad półtorej godziny widzimy jak wujek uczy swojego siostrzeńca korzystania z mikrofonu, jak prostą logikę młody aplikuje do, wydawać by się mogło, niesłychanie skomplikowanych, dorosłych sytuacji i, co ciekawe, ma absolutną rację. Czasami gniewają się na siebie, czasami potrzebują siebie nawzajem, a dzięki trzeciej bohaterce, czyli matce, z którą Johnny często rozmawia przez telefon, wszystkie te emocje wybrzmiewają w pełni i są omawiane. Większość to oczywiste oczywistości, ale czasami nawet tak proste rzeczy trzeba powiedzieć na głos żeby naprawdę poczuć ich moc. Bywa, że nie ma się siły na bycie rodzicem; nie zawsze trzeba czuć się dobrze i szczęśliwie i to też jest normalne. Im dalej reżyser nas zabiera, tym głębsze robią się rozmowy między bohaterami i osobiste introspekcje Phoenixa. Jestem przekonany, że każdy odbierze ten film zupełnie inaczej, zależnie od tego na jakim etapie życia sam obecnie się znajduje. Części publiczności pewnie nie spodoba się wcale. Sam na przykład zastanawiam się, czy trzeba było kręcić go w czerni i bieli. Czy służyło to czemuś konkretnemu, czy było jedynie fanaberią reżysera? 

Moim zdaniem "C'mon c'mon" jest niezwykle ciepłą historią, o relacjach, o dorastaniu, generalnie o życiu. Czarnobiałe kadry Robbie'ego Ryana i bardzo naturalne udźwiękowienie, łapane często mikrofonem Johnny'ego, tworzą bardzo cichy, subtelny, melancholijny wręcz klimat. Same w sobie mogłyby wydawać się trochę bezduszne, ale piękna relacja pary głównych bohaterów wypełnia je, być może nie widocznym, ale wyczuwalnym ciepłem. Warto obejrzeć, choćby po to żeby przypomnieć sobie o tej dziecięcej cząstce siebie, którą zgubiliśmy dorastając i dostosowując się do ciągle zmieniającego się życia. "Nie pamiętam", mówi mały Jesse. "Nie martw się. Ja ci przypomnę", odpowiada mu wujek Johnny.

Atuty

  • Doskonała chemia między głównymi bohaterami;
  • Zespolony z wydarzeniami na ekranie montaż dźwięku;
  • Głębokie, chwytające za serce przemyślenia.

Wady

  • Nic, co wykraczałoby poza "osobiste preferencje piszącego".

"C'mon c'mon" oferuje widzowi bliższe spojrzenie na relacje i osobiste kłopoty, z którymi wielu z nas spotyka się na co dzień. Nie oferuje prostych odpowiedzi, ale stara się pomóc uzmysłowić sobie, że nie jesteśmy w tej walce sali. Terapeutyczne, mocne kino.

8,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper