Maneater - recenzja gry. Jedna z niespodzianek 2020 roku. Tylko Krystyny szkoda...

Maneater - recenzja gry. Jedna z niespodzianek 2020 roku. Tylko Krystyny szkoda...

Roger Żochowski | 26.05.2020, 21:00

To nie jest tak, że gry z rekinem nigdy nie było. Na PS2 mogliśmy się przecież zagrywać w Jaws Unleashed, a w GTA V ściągnąć choćby specjalny mod pozwalający nam wcielić się w żarłacza. I o ile cała koncepcja Maneatera w zapowiedziach nie wyglądała imponująco sugerując, że dostaniemy kolejny z modnych ostatnio symulatorów, tak produkt końcowy okazał się naprawdę sporą niespodzianką.  

Zacznijmy od tego co w grze najmniej istotne, czyli fabuły. Już na samym początku jesteśmy świadkami śmierci naszej mamy wcielając się w wyjętą żywcem z brzucha konającej rodzicielki rekinicę. A że już na tym etapie życia była to charakterna sztuka na dzień dobry odgryzła swojemu oprawcy, niejakiemu Pete'owi polującemu na rekiny wraz z synem, rękę. Tak zaczyna się przygoda o zemście i zjadaniu wszystkiego co się rusza i nie ucieka na drzewo. Fabuła jest tu zaledwie pretekstem do radosnej konsumpcji mięsa wszelakiego, odgryzania rąk i polowania na oprawcę naszej matki. Nie skłamię jeśli napiszę, że w pornosach mamy bardziej rozbudowany scenariusz i trochę szkoda, że cała historia zamyka się w kilku cut-scenkach w dodatku słabo zrealizowanych. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Ratunkiem dla całej historii jest jednak pomysł z narratorem, który w humorystyczny sposób dopowiada różne rzeczy i przede wszystkim dba o walory edukacyjne gry. Dowiemy się dzięki temu całej masy ciekawostek nie tylko o życiu rekinów, ale również innych przedstawicieli morskich głębin. Tytuł doczekał się polskiej wersji językowej niestety tylko kinowej. Dlaczego niestety? Tutaj aż prosiło się, aby kwestie narratora w rodzimej wersji czytała Krystyna Czubówna, co dodałoby grze uroku i zadbało o lokalny folklor. Zwłaszcza, że to właśnie wspomniany narrator wychodzi z czasem w scenariuszu na pierwszy plan. 

Zmutowany ludojad 

Maneater - recenzja gry. Jedna z niespodzianek 2020 roku. Tylko Krystyny szkoda...

Maneater - recenzja gry. Jedna z niespodzianek 2020 roku. Tylko Krystyny szkoda...

Największą siłą Maneatera jest eksploracja i rozwój rekina. Zaczynamy jako nieopierzona rybka, która musi spierniczać gdzie pieprz rośnie przed pierwszym lepszym krokodylem. Z biegiem czasu aligatory będziemy połykać w całości, a naszymi prześladowcami staną się inne rekiny, potem orki a na koniec kaszaloty. Na drabince ewolucji zawsze będzie ktoś lepszy - jak w życiu. Gra przez niemal 80% zabawy pozwala nam jednak namacalnie odczuć, że nasza podopieczna się rozwija. Dlaczego tylko 80? O tym a chwilę. I chodzi nie tylko o wzrost statystyk wraz z levelowaniem rekina (masa, zdrowie, obrona, odporność, prędkość), ale również zbieranie surowców za pożeranie konkretnych typów wrogów. Mamy trzy rodzaje takich surowców plus specjalny mutagen, dzięki którym wraz z odblokowywaniem kolejnych mutacji możemy ekwipować a następnie levelować takie części ciała jak szczęka, głowa, ciało, płetwy czy ogon. Wszystko to robimy w specjalnych grotach, które po odnalezieniu służą też jako punkty szybkiej podróży. 

Rekin z czasem zmienia się nie do poznania, co z realizmem ma niewiele wspólnego. Odblokujemy w sumie 3 różne rodzaje setów dla każdej części ciała - kamienne stawiające na siłę i gruchotanie nie tylko kości, ale przede wszystkim łodzi, bioelektryczny, który pozwoli nam ogłuszać wrogów i strzelać wyładowaniami energii oraz zestaw cienia. Wbrew pozorom nie chodzi w nim o skradanie, ale prędkość oraz ataki trucizną. Każde ulepszenie niesie też dodatkowe profity jak dodanie nowego ataku ogonem, premie do siły taranowania czy większy przyrost zdrowia przy pożeraniu ryb i ludzi (tak uzupełniamy energię). Jakby tego było mało z czasem będziemy mogli ekwipować też dodatkowe organy w trzy opcjonalne sloty. To choćby skaner potrafiący namierzać znajdźki i aktywności poboczne (im bardziej go ulepszymy tym lepszy będzie jego zasięg), organ amfibiotyczny pozwalający dłużej oddychać na lądzie czy część ciała sprawiającą, że mniejsze ryby nie będą wobec nas agresywne, gdy skupimy się na eksploracji i będziemy chcieli unikać walki.

Niestety mam wrażenie, że trochę leży kwestia balansu poziomu trudności. Początkowo jest bardzo trudno i niezbędny jest ciągły grind, by w ogóle móc mierzyć się z silniejszymi przeciwnikami. Gdy już rekin trochę nam podrośnie i zaczynamy rządzić na rejonach kolejne misje zaliczamy z rozpędu i jedynie walki z bossami stanowią jakieś tam wyzwanie. W końcu jednak dochodzimy do 30 poziomu, na którym ustawiony jest level-cap.  I znów nagle robi się trudno, bo rozwijać rekina poza ulepszaniem organów dalej nie możemy, a przeciwnicy stają się coraz mocniejsi. Mam wrażenie, że problem leży w tym, iż autorom zabrakło pomysłów albo czasu na rozbudowę gry. Zamiast trzech setów ulepszeń można było przygotować pięć i pozwolić nam dobić przynajmniej do 50 poziomu. Tyle że za tym musiałaby iść też większa różnorodność podczas walk.

Krew, dym, flaki i chaos

Maneater - recenzja gry. Jedna z niespodzianek 2020 roku. Tylko Krystyny szkoda...

Maneater - recenzja gry. Jedna z niespodzianek 2020 roku. Tylko Krystyny szkoda...

Gdy jakiś czas temu grałem w Maneatera na pokazie przedpremierowym lockowanie na wrogach było bardzo precyzyjne. Tutaj praktycznie go nie odczuwamy, co z jednej strony wymusza na nas ciągłe rozglądanie się za niebezpieczeństwem, z drugiej wprowadza  spory chaos. Autorzy sugerowali, że walki inspirowane są serią Dark Souls, ale ten system przy serii From Software nawet nie leżał. Rekin może atakować szczękami, złapać ofiarę i tarmosić (machamy analogami) lub wystrzelić ją niczym fireballem. Jest też atak ogonem i unik, ale wrogowie poza wyglądem różnią się głownie szybkością czy odpornością, więc nie ma większej różnicy czy walczymy z krokodylem czy rekinem. Walki nie są zbyt angażujące, a SI uciekających przed ludojadem ludzi to poziom blondynki z dowcipu o wkręcaniu żarówki.

Przydałaby się też większa różnorodność w przypadku łowców rekinów. Ci z czasem dysponują coraz lepszymi łodziami i bronią palną, ale walki z nimi to już totalny chaos, gdzie wypracowanie skilla nie ma sensu. Zwłaszcza, gdy życie utrudniają nam też płetwonurkowie uzbrojeni w harpuny. To czysta masherka i dopiero pod koniec gry, gdy łodzie wrogów posiadają specjalne ulepszenia generujące obrażenia elektryczne wokół, trzeba trochę kombinować, by nurkując wpierw pozbyć się przeszkadzajki. Ale tutaj aż prosiło się o dodanie choćby licznika combosów czy helikopterów, bo rekin potrafi skakać naprawdę wysoko i wpisywałoby się to w radosną rozpierduchę. Choć nie ukrywam, że wskoczenie do łodzi wroga, zniszczenie krat chroniących oprawców i zrobienie z przeciwników mielonego w towarzystwie tryskającej wokół juchy jest sycące. Całe szczęście sterowanie rekinem wypada naprawdę dobrze, nawet jeśli kamerzysta jest czasami pijany.

Ocean możliwości

Maneater - recenzja gry. Jedna z niespodzianek 2020 roku. Tylko Krystyny szkoda...

Maneater - recenzja gry. Jedna z niespodzianek 2020 roku. Tylko Krystyny szkoda...

Wspomniałem już wcześniej o eksploracji i przyznaję Wam z ręką na sercu, że dawno już nie zdobyłem w grach tak przyjemnej platyny. Generalnie świat został podzielony na kilka regionów, w których dostępna jest cała masa aktywności podzielonych na kilka typów. 

Każdego z ośmiu obszaru strzeże boss, ale żeby go wywabić i pokonać wpierw musimy zjeść określoną liczbę ryb, którymi się żywi zaburzając jednocześnie populację. Z kolei zjadanie ludzi powoduje, że zaczynają się nami interesować okoliczni łowcy. Im wiecej "stróżów prawa" znajdzie się w naszym żołądku tym większa będzie nasza ranga niesławy. Aby przekroczyć na kolejne jej poziomy (maksymalnie 10), musimy mierzyć się z kolejnymi typkami na łodziach pełniących rolę bossów, którzy są przestawieni w karykaturalny sposób. Do tego dochodzą polowania na silnych przeciwników pływających w danym regionie (subbossowie), odnajdywanie skrzyń z surowcami, tablic rejestracyjnych oraz ciekawych miejsc w głębinach, które działają tu jako easter eggi. Twórcy śmieją się z całego dorobku popkultury od "Titanica" przez "Coś" na "Jurassic Park" kończąc. Początkowo liczba aktywności przytłacza, a żeby zaliczyć region na 100% trzeba będzie wracać na stare śmieci gdy nauczymy się wyżej skakać i będziemy mogli taranować coraz to mocniejsze bramy. 

Nie zmienia to faktu, że z czasem rozgrywka zaczyna być do bólu powtarzalna. Zaliczanie każdego regionu wygląda dokładnie tak samo. Nie dochodzą nowe mechaniki zabawy i jedynie odkrywanie nowych gatunków ryb i naprawdę udanie zaprojektowanych lokacji jest dla nas urozmaiceniem. Samo eksplorowanie dna oceanicznego, jaskiń, grot, zatopionych wraków sprawia ogromną satysfakcję i można to porównać do czyszczenia znaków zapytania w trzecim Wiedźminie. Gra jest tak zaprojektowana, że z jednej strony daje poczucie swobody, z drugiej nie pozwala nam się za bardzo zgubić, bo nawet w labiryntach jaskiń pomarańczowy kolor skał zawsze naprowadza nas na wyjście. 

Zażarło 

Maneater - recenzja gry. Jedna z niespodzianek 2020 roku. Tylko Krystyny szkoda...

Maneater - recenzja gry. Jedna z niespodzianek 2020 roku. Tylko Krystyny szkoda...

Animacja rekina jest niczego sobie, a zarówno pod wodą jak i nad nią jest na czym oko zawiesić. Piękne są panoramy miasta za dnia i w nocy, bo gra posiada zmienny cykl doby. Takie obiekty jak lunapark, ogromna elektrownia, kanały, port, latarnia morska, bagna czy pałace w ekskluzywnej dzielnicy kurortów potrafią zachwycić zwłaszcza o zachodzie słońca. Niestety na PS4 Pro przy większej zadymie i nagromadzeniu efektów świetlnych (zwłaszcza w nocy) animacja potrafi ostro chrupnąć, co jest znacznie mniej odczuwalne na XOne X. Szkoda, że twórcy nie pomyśleli też o tym, by woda miała bardziej nieprzewidywalną fizykę. Fizykę napisałem? Tej praktycznie nie ma. W Maneaterze nie uświadczycie fal, wirów morskich czy wodospadów, wszystko jest płaskie niczym nasza planeta w fantazjach płaskoziemców. 

Splatynowanie Maneatera zajęło mi 17 godzin. Godzin bardzo przyjemnych mimo powtarzalności i trochę chaotycznego systemu walki. Zaliczanie wszystkich regionów, choć naznaczone lekkim backtrackingiem, daje poczucie dobrze spędzonego czasu, a przy okazji dowiedziałem się kilku ciekawostek z życia morskich stworzeń. Mam wrażenie, że potencjał tego projektu był znacznie większy i gdyby ekipa dostała większy budżet i rozbudowała niektóre elementy mielibyśmy hit. Ale nawet bez tego to jedna z niespodzianek 2020 roku. Projekt po prostu "zażarł" i trafił w mój gust. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Maneater

Atuty

  • Obszary wypełnione masą znajdźiek i zadań
  • Eksploracja otwartego świata sprawia ogromną radość
  • Czuć progres i rozwój rekina
  • Sterowanie
  • Masa poukrywanych easter eggów
  • Elementy edukacyjne
  • Design lokacji - jest co podziwiać
  • Jedna z najprzyjemniejszych platyn, jakie zdobyłem

Wady

  • Po pewnym czasie robi się bardzo powtarzalna
  • Ogromne spadki animacji na PS4
  • Mizerna fabuła
  • Level cap na 30 poziomie
  • System walki zbyt płytki i chaotyczny
  • Ja się pytam gdzie helikoptery i Krystyna Czubówna?
  • "Płaska" woda

Tytuł mimo kilku mankamentów zapewnia sporo frajdy związanej z byciem rekinem. Sycący system rozwoju i radość z odkrywania znajdźiek oraz eksploracji potrafi zatuszować fakt, że kolejne obszary to w kwestii mechaniki kopiuj-wklej.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper