Recenzja: Deiland (PS4)

Recenzja: Deiland (PS4)

Jaszczomb | 08.03.2018, 09:53

Deiland to takie połączenie serii Harvest Moon i bajki o Małym Księciu. Jest to połączenie, które zdecydowanie ma potencjał. Pytanie tylko, jak z tym zamysłem poradził sobie twórca gier na smartfony?

Deiland to dzieło małego studia Chibig, które dotychczas tworzyło gry na smartfony. Zakończona sukcesem kampania kickstarterowa pozwoliła jednak deweloperowi stworzyć swoją pierwszą produkcję na PC i konsole. W efekcie dostaliśmy zupełnie oryginalny twór – z jednej strony relaksującą przygodę z uprawą warzyw, hodowlą zwierząt, zbieraniem surowców i wytwarzaniem przedmiotów, a z drugiej niekończące się walki z błędami i niezbyt przemyślanymi rozwiązaniami.

Dalsza część tekstu pod wideo

Deiland #1

Zacznijmy od tego, że Deiland jest śliczne. Kontrolujemy młodego księcia malutkiej planety, która zachwyca żywymi kolorami i znakomitą, odprężającą ścieżką dźwiękową. W takich właśnie realiach deweloper daje nam pozornie wolną rękę w zbieraniu drewna i kamienia, sadzeniu drzew czy budowie studni. Początkowo niewielkie możliwości poszerzają się wraz z krótkimi odwiedzinami kilku postaci. Te chętnie z nami handlują, powierzając też zadania dające dostęp do coraz to nowych rzeczy. I tak sadzimy marchewki oraz zboże, rozpalamy pochodnię, by zejść do kopalni, ulepszamy wędkę i siekierkę czy tworzymy jakieś danie lub eliksir, bo dany NPC tak sobie akurat zażyczył. Nie potrafię odpowiedzieć, dlaczego ludzi ciągnie sadzenie wirtualnych roślin, ale z jakiegoś powodu to wszystko działa. I do tego momentu mamy do czynienia z wyjątkowo przyjemnym tytułem.

Z czasem jednak wychodzą złe decyzje. Pisałem o „pozornej wolności”, gdyż teoretycznie mamy wolną rękę, ale i tak musimy wypełnić zadanie jednego NPC-a, żeby inni mogli ruszyć z kolejnymi prośbami, co hamuje nasz postęp. Zniósłbym tę liniowość, ale twórcy postanowili ją ukryć… poprzez wprowadzenie losowości. Może się więc zdarzyć, że nikt nie zleci nam misji, jeśli nie przyniesiemy magowi ogona pewnego potwora, a od pięciu nocy przychodzą same osy i muchomory. A jak już pojawi się poszukiwany posiadacz ogona, okazuje się, że wywaliło go w środku góry, gdzie utknął i siedzi tam poza naszym zasięgiem. Podobnych nieprzemyślanych rozwiązań jest cała masa i deweloper chętnie zbiera je na Twitterze, obiecując poprawić to i tamto w kolejnej łatce.

Deiland #2

To nie wszystko. Bywało, że nie wiedziałem, czy akurat wkradł się błąd, a może nie zauważałem metody wykonania zadania. Jeden z NPC-ów chciał ogromną dynię, która rośnie tylko w świetle księżyca. Zasadziłem więc odpowiednie nasiona i czekałem na zmierzch. Wyszedł księżyc, lecz nic to nie dało i wyrosły zwykłe małe dynie. Wykorzystałem więc tutejszą mechanikę obracania świata, próbując ustawić obsiane pole po zmroku w lepszym miejscu, ale i to nie pomogło. Rozwiązanie znalazłem na Twitterze – musiałem tak ustawić kamerę, by wpasować okrągłą ikonkę nad rosnącymi dyniami do księżyca. Czy tylko dla mnie wydaje się to nieoczywiste? Inna sytuacja – mam zadanie dostarczenia owczej wełny. Niby łatwe zadanie, niedawno zdobyłem owce, więc karmie je, doglądam, a te wciąż produkują samo mleko. Rozwiązanie? Nie karm owiec przez trzy dni i wtedy jest szansa, że uciekną z zagrody, a po znalezieniu i odprowadzeniu uciekiniera z powrotem, dostaje się wełnę. JAK MIAŁEM NA TO WPAŚĆ?!

Ale nie to było najgorsze. W pewnym momencie mamy opcję lotu na śnieżną planetę Ankorę. Kiedy wszystko przygotowałem i poleciałem… gra się zatrzymała, zupełnie odmawiając posłuszeństwa. Druga próba – znowu zwiecha. Oczywiście potrzebny na przelot kanister paliwa każdorazowo traciłem, a po restarcie wracałem na swoją planetę. Ratunek kolejny raz przyszedł z Twittera – „zmień język na hiszpański, zajmiemy się tym w nadchodzącym patchu”. Od tej pory właśnie tak radziłem sobie z bugami. NPC nie chce zaliczyć zadania? Przełączam na hiszpański. Handlarz nie odlatuje z mojej planety? ¡Mala suerte!, wracamy do menu wyboru języka. Na szczęście mam jakieś podstawy hiszpańskiego i rozumiałem grę, ale to bez znaczenia – takich rzeczy być nie powinno. Po ostatniej łatce wciąż zaliczałem zwiechy, także zaczynam wątpić, że kiedyś to załatają.

Deiland #3

A do czego w ogóle dążymy? Cóż, jest pewien boss i próbujemy uzbierać strony opowieści nakreślającej historię księcia. Jeszcze to drugie przejdzie, ale finałowe starcie? Już zwyczajna walka w Deiland to zło konieczne i polega na uderzaniu przeciwników raz za razem, odpychając ich od siebie. Oni z kolei bezmyślnie próbują do nas podejść, także jest to dokładnie tak banalne, jak sobie wyobrażacie. Co z bossem? Kiedy trochę go oklepiemy, zaczyna rozmowę i musimy czekać, aż powoli będą przewijały się kolejne okienka dialogowe, podczas gdy ten w tle bezkarnie nas atakuje. Ale rozumiem, musi chwytać się nieczystych zagrań, gdy walczy z kim naszego kalibru. Co więcej, za każdą wykonaną w grze akcję dostajemy punkty doświadczenia, a awans na kolejny poziom to wybór rozwinięcia jednej z czterech statystyk… i praktycznie wszystkie wpływają jedynie na walkę! PO CO?!

Deiland byłoby odprężającym tytułem, gdyby nie masa błędów i nielogicznych rozwiązań. Gdy wszystko działało, bawiłem się dobrze, ale strach przed wystąpieniem błędu i zniszczeniem zapisu często burzyło ten relaks. Tak czy inaczej, to po prostu liniowa przygoda ze świetną ścieżką dźwiękową, która raczej nigdy nie zostanie całkowicie załatana.

Gra recenzowana była na PS4 Pro

Kod do recenzji dostarczył nam deweloper.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Deiland

Atuty

  • Ścieżka dźwiękowa
  • Kolorowa oprawa
  • Odprężający wpływ dbania o swoja planetę

Wady

  • Tona błędów
  • Nielogiczne rozwiązania
  • Nijaki system walki

Harvest Moon na znacznie mniejszą skalę i z masą bugów. Relaksuje do czasu, gdy przez jakiś błąd Wasz postęp zostanie zatrzymany.

Jaszczomb Strona autora
cropper