Recenzja: Yesterday Origins (PS4)

Recenzja: Yesterday Origins (PS4)

Adam Grochocki | 23.11.2016, 22:19

Pendulo Studios, czyli ekipa odpowiedzialna za uznaną serię Runaway, wkroczyło na konsole tej generacji. Hiszpańskie studio przespało ostatnie kilka lat, ale wraz z premierą postanowili udowodnić światu, że ciągle wiedzą, jak tworzy się dobre przygodówki. Jak wyszło?

John Yesterday to człowiek o wielu imionach, których dorobił się przez wieki. Tak, John chodzi po świecie od ponad pięciuset lat, śmiejąc się Śmierci w twarz. Co prawda może umrzeć, ale gdy inni pechowcy zmierzają do kostnicy, John jakby nigdy nic powraca do życia, a jedynym, aczkolwiek poważnym skutkiem ubocznym jest całkowita utrata pamięci. Nie pamięta swojej przeszłości i poprzednich wcieleń, więc zbieraną o sobie wiedzę gromadzi na stronie internetowej, a jego życiowym celem staje się poznanie całej prawdy o tym, co go spotkało. Narracja płynnie prowadzi nas przez czasy współczesne, a w odpowiednich momentach przeskakuje w okres hiszpańskiej inkwizycji, gdy znany ówcześnie pod innym imieniem John zostaje uznany (niebezpodstawnie zresztą) za posiadającego własną sektę syna Szatana.

Dalsza część tekstu pod wideo

Fabuła podana jest w bardzo przystępny, a jednocześnie szalenie angażujący sposób. Rozwijana współcześnie intryga zgrabnie łączy się z wydarzeniami sprzed wieków, co nie było takie oczywiste przy pierwszym kontakcie z produkcją. Scenarzyści sklecili historię, której z rozkoszą przyjrzeliby się George Stobbart i Nico Collard z serii Broken Sword, a i łamacz kodów wszelakich profesor Langdon chętnie dorzuciłby swoje trzy grosze. Napięcie, humor, tajemnice i zwroty akcji – mamy tutaj wszystko, co potrzebne, by nie odłożyć pada do napisów końcowych.

to klasyczna przygodówka point and click. Gra została podzielona na umowne rozdziały, podczas których mamy dostęp do paru lokacji (zazwyczaj czterech czy pięciu plansz) i kilku związanych ze sobą łamigłówek. Po pięknych, statycznych lokacjach dowolnie poruszamy się trójwymiarową postacią, a punkty interakcji aktywowane za pomocą X wyświetlają się, gdy do nich podejdziemy. Żeby uniknąć klikania w przypadkowe miejsca, za pomocą prawej gałki wybieramy odpowiedni punkt. Pomysł prosty i wygodny, a do tego niwelujący gatunkową barierę, czyli przewagę myszki nad padem.

Kliknięcie w miejscu interakcji przenosi gracza na komiksową planszę, gdzie dostajemy dużo bardziej szczegółowe spojrzenie na wybrany element. Przykładowe kliknięcie na zagraconą skrzynkę narzędziową otworzy okno, w którym spokojnie możemy przejrzeć jej zawartość i wybrać potrzebne przedmioty. Szczegółowe oglądanie ciekawych miejsc dostarcza dodatkowych informacji, a bez nich nie popchniemy wydarzeń do przodu, więc system nie jest ładną ciekawostką, a stałym elementem rozgrywki. Tak samo ważnym aspektem zabawy jest przyglądanie się i rozmowa z postaciami niezależnymi. Wyczerpanie listy dialogowej czy szukanie znaków specjalnych na ubraniu rozmówcy da nam wskazówki, które trzeba wykorzystać w niedalekiej przyszłości. W kilku fragmentach wcielimy się również w Pauline – nieśmiertelną towarzyszkę Johna. Pewne momenty pozwalają nawet dowolnie przełączać się pomiędzy postaciami, aczkolwiek jest tego bardzo mało.

nie oferuje łamigłówek charakterystycznych dla gier logicznych. Oprócz rodzynka w postaci znanego z Kodu Da Vinci krypteksu (tutaj zaciąłem się na dłuższą chwilę) nie traficie na żadne przelewanie wody, szukanie drogi w labiryncie czy skomplikowane matematyczne zagwozdki. Zdecydowana większość zagadek opiera się na mniej lub bardziej logicznym operowaniu przedmiotami. Zbierane podczas eksploracji śmieci oglądamy w trójwymiarowym ekwipunku, gdzie nierzadko możemy wykonać na nich jakieś działanie (np. otwarcie szkatułki, użycie scyzoryka, połączenie czegoś z innym przedmiotem itp.). Jak się zapewne domyślacie, przedmioty wykorzystujemy w wielu miejscach interakcji. Co ciekawe, nie sprawdzi się tutaj metoda „sprawdź wszystko na wszystkim”, ponieważ bardzo często wymagane jest użycie kilku przedmiotów i to w określonej kolejności.

Jeśli miałbym wskazać największą wadę tej produkcji, to byłoby to ostatnie zdanie z poprzedniego akapitu. Ścisłe trzymanie się wymaganej kolejności ogranicza kreatywność i potrafi zmylić. Dobrym przykładem będzie jeden z pierwszych rozdziałów, gdzie możemy przełączać się pomiędzy Johnem a Pauline. Dziewczyna ma zrobić zdjęcia dla Johna, więc po pstryknięciu fotek wyjąłem kartę z aparatu i podszedłem do niego. Niestety nie mogłem wręczyć mu zdjęć, a podczas dialogu ciągle przypominał, że są bardzo potrzebne. Okazało się, że trzeba było przełączyć się na Johna i osobiście pofatygować się do Pauline, by odebrać kartę... Od pewnego momentu sprawdzanie różnych konfiguracji weszło w krew i zacząłem to robić automatycznie, ale początki były trudne. Ponadto mało intuicyjna okazała się konieczność wykorzystania wspomnianych wcześniej wskazówek. Wiedząc, że mamy szukać jakiegoś okna, nie można tak po prostu zapytać o nie pobliskiego NPC, ponieważ ktoś wymyślił, aby najpierw z podręcznego menu wybrać odpowiednią wskazówkę (w tym przypadku taką o nazwie „okno”) i ją na nim użyć. Trochę to przekombinowane.

wygląda przepięknie. Stworzone w trzech wymiarach lokacje są statyczne i symulują dwuwymiarowe tła, do jakich przyzwyczaiły nas gry point and click. Tła zachwycają paletą barw i szczegółami. Dopracowane do granic możliwości wnętrza i obłędne pejzaże przywodzą na myśl czasy, gdy jaraliśmy się ręcznie malowanymi planszami Broken Sword. Wrażenia zaburzają nieco karykaturalne modele trójwymiarowych postaci – bardzo kościste szczęki, przesadzony makijaż i wyłupiaste oczy to norma, do której trzeba przywyknąć. Kilkukrotnie podczas zabawy zdarzył mi się też dziwny glitch. Po zamknięciu komiksowego ekranu interakcji z lokacji znikał model sterowanej postaci. Pomagał jedynie reset gry, co na szczęście nie było zbyt bolesne, ponieważ autozapis następuje co chwilę.

jest sequelem wydanego przed kilkoma laty Yesterday (PC i sprzęty mobilne), ale znajomość poprzedniczki nie jest wymagana, by zrozumieć fabularne zawiłości. Jest to gra oferująca świetną fabułę, fajne postaci i kilogramy przedmiotów do wykorzystania. Przymykam oko na nieliczne wady, bo najważniejsza jest dobra zabawa. A tej w ci dostatek. To tytuł, który powinien się znaleźć w kolekcji każdego przygodówkowego wyjadacza.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Yesterday Origins

Atuty

  • Fabuła
  • Czarny humor
  • Intuicyjne sterowanie
  • Polska wersja językowa

Wady

  • Każde działanie musimy wykonać w określonej kolejności
  • Okazjonalne glitche

Yesterday Origins pokazuje, jak powinno się tworzyć konsolowe przygodówki

Adam Grochocki Strona autora
cropper