Recenzja: Shu (PS4)

Recenzja: Shu (PS4)

Łukasz Ciesielski | 13.10.2016, 18:35

Burza, jaka jest, każdy wie - nieprzyjemna, niszczycielska i ponura. Co się jednak stanie, kiedy ta złowroga siła natury postanowi zniszczyć świat? Na to pytanie odpowiedź zna niejaki Shu - protagonista gry o takim samym tytule.

W pewnej wiosce, gdzieś na krańcu świata, życie toczyło się swoim tempem, gdy nagle na horyzoncie pojawiła się ogromna burza. Mieszkańcy zdołali uciec, osadzając się na pobliskich wyspach. Jedynie chłopiec imieniem Shu miał w sobie tyle odwagi, by stawić czoła przerażającemu żywiołowi. W tym miejscu zaczyna się jego przygoda.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dzieło szkockiego studia Secret Lunch reprezentuje gatunek platformówek. I to tych bez żadnych udziwnień, jak walka z przeciwnikami czy zagadki logiczne. Gdybym miał porównać do jakiś innych produkcji, to bez zastanowienia wskazałbym tutaj tytuły takie jak i . Podczas naszej przygody zbierzemy zresztą nowych kompanów i podobnie jak we wspomnianych produkcjach Ubisoftu, dadzą nam oni dostęp do takich zdolności jak przebijanie drewnianych obiektów czy chodzenie po wodzie.

W grach tego typu bardzo cenię sobie łatwość kontroli postaci. O ile wykorzystywanie wszelkich dodatkowych zdolności pozostaje bez zarzutu, o tyle to, z czego korzysta się najczęściej - mianowicie chodzi o zwyczajny skok - sprawia niekiedy pewne problemy. Shu od czasu do czasu zdaje się być za lekki, przez co strasznie wolno opada… nawet w towarzystwie kompanów. Konsekwencją tego są momenty, które strasznie ciężko przebyć, ponieważ trzeba długo czekać przed wykonaniem kolejnego skoku. Czegoś takiego nie powinno być w ogóle. Całe szczęście, że takie wpadki pojawiają się rzadko, ale jednak potrafią zdenerwować.

Wcześniejsze porównanie do Raymanów nie polega jedynie na fakcie, że jest grą platformową. W kwestiach audiowizualnych również można natknąć się na podobieństwa. To, co rzuca się w oczy, to grafika. Szkoci zaproponowali ręcznie rysowanych bohaterów, z których każdy różni się diametralnie wyglądem, oraz piękne dwu i pół wymiarowe otoczenie. Udźwiękowienie również zasługuje na pochwałę. Muzyka nadaje znakomitego klimatu każdej lokacji, a podczas ucieczki przed Burzą dodaje dreszczyk emocji.

Przed premierą deweloperzy zapewniali, że w grze zastaniemy dylematy moralne. Pomyślałem sobie wtedy: “W platformówce? Ciekawe jak się za to zabiorą”. Przeszedłem całą grę i… nic. Podobno nie trzeba było ratować mieszkańców wioski, ale wiązałoby się to z utknięciem w miejscu. Na siłę mógłbym stwierdzić, że zbieranie opcjonalnych “dzieci” jest tym moralnym wyborem – no bo jak można nie uratować dziecka przed Burzą? Byłoby to jednak zbyt naciągane i nie takich wyborów oczekiwałby ktokolwiek.

Ostatnią bolączką jest długość rozgrywki. Poziomy pokonuje się dosyć szybko i około 5-6 minut wystarczy, by ukończyć jeden etap, a tych w całej grze piętnaście. Całość ukończyłem w czasie sporo poniżej dwóch godzin. Co prawda można wszystkie poziomy przejść jeszcze raz, zbierając pominięte znajdźki i poprawiając swój czas, ale nie jest to rozwiązanie dla każdego gracza.

Szkockie Secret Lunch stworzyło miłą dla oka i ucha przygodę bohaterskiego chłopca, bazującą na kwintesencji gatunku. Stosunek cena-jakość jest odpowiedni, ale kiedy weźmiemy pod uwagę długość rozgrywki, można mieć wątpliwości. Na chwilę obecną są lepsze sposoby na wydanie 49 złotych.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Shu

Atuty

  • Ładna grafika
  • Pomysł na bohaterów
  • Piękne udźwiękowienie
  • Ciekawe lokacje

Wady

  • Krótka
  • Gdzie te dylematy moralne?
  • Lekkie problemy z kontrolą Shu

Jeżeli podobały Wam się dwa ostatnie Raymany, poczekajcie do promocji i pomóżcie małemu Shu uratować świat.

Łukasz Ciesielski Strona autora
cropper