Recenzja: Armikrog (PS4)

Recenzja: Armikrog (PS4)

Łukasz Ciesielski | 23.08.2016, 15:03

miało być duchowym następcą kultowego The Neverhood, uznawanego przez wielu za jedną z najlepszych przygodówek wszechczasów. Czy ojciec pierwowzoru zdołał przenieść esencję dawnych lat do nowego stulecia?

ukazał się 20 lat temu. Ja w tamtych czasach nie posiadałem komputera stacjonarnego więc - aż wstyd się przyznać - nie przeszedłem tej gry ani razu od początku do końca. Wprawdzie miałem okazję posiedzieć parę krótszych czy dłuższych chwil przy tym plastelinowym dziele, ale nie skradł wtedy mojego serca. W związku z tym wobec nie miałem wygórowanych oczekiwań jak ci, którzy absolutnie pokochali pierwowzór. Natomiast uwielbiam gry typu point n’ click, także jakieś wymagania miałem.ąca fabuła oraz różnorodne zagadki, zarówno łatwiejsze, jak i te wymagające większej ilości oleju w głowie. Do tego interesujący świat i postaci, z którymi chciałoby się utożsamiać. Twór Pencil Test Studios niestety zawodzi na całej linii. Dlaczego? Cóż, problemy zaczynają się już po rozpoczęciu rozgrywki. Główny bohater wraz ze swoim gadającym psim towarzyszem wyrusza w podróż po galaktyce, by odnaleźć ratunek dla swojej planety. Nie jest to oryginalny pomysł, ale postanowiłem, że nie osądzę całej historii na podstawie jej początków.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dalej nie jest lepiej. Podróżnicy rozbijają się na nieznanej im planecie, na której, jak się okazuje, znajduje się właśnie pożądany surowiec. Trochę naciągany zbieg okoliczności. Protagoniści krążą bez większego celu po tytułowej twierdzy, aż nagle znajdują niemowlę. Jak na przykładne postaci przystało, zabierają dziecko ze sobą i od czasu do czasu starają się uspokoić płaczącego szkraba, mając przy tym nie stąd ni zowąd grającą zabawkę dla dzieciaczków. Wtem następuje nagły zwrot akcji. Tuż po nim, będącym jedyną niespodzianką, w zasadzie można bez większych przeszkód przewidzieć, jak cała przygoda się zakończy. I kończy się dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałem - nie dość, że nagle, to na dodatek po niedługim czasie.

Pomyślałem sobie, że skoro fabuła nie spełnia moich oczekiwań, to chociaż wyzwanie rzucą mi zaprojektowane przez twórców zagadki. W tym aspekcie również poległo. W całej grze znalazły się tylko dwie łamigłówki, które wymagały udania się w inne miejsce niż tam, gdzie znajduje się sam problem. Niestety lub stety, dzięki możliwości robienia zrzutów ekranu nie było trzeba tyle chodzić, a to, co miało kiedyś posłużyć jako odpowiedź, aż prosiło się o udokumentowanie. W związku z tym rozwiązania miałem tuż pod nosem.

W zasadzie zdecydowana większość łamigłówek była prosta z uwagi na fakt, że ich rozstrzygnięcie znajdowało się obok samej zagadki. Nawet w przygodówkach trzeba poziomy zaprojektować tak, żeby dało się zboczyć ze ścieżki. Tutaj natomiast wszystko jest prostoliniowe, przez co czas obcowania z grą drastycznie się skraca. Nie chodzi mi o to, że chciałbym bez celu błąkać się po Armikrogu, ale brakowało mi tutaj tego poczucia, że może mogłem iść gdzieś indziej i zdobyć przedmiot, który w dalszej części gry wykorzystam do otworzenia kolejnego przejścia lub odnajdę jakiś sekret. Brakuje również ekwipunku, by podejrzeć zebrane wcześniej przedmioty. To natomiast wiąże się z okrutnym pomysłem wskakiwania przedmiotów na właściwe miejsce po naciśnięciu jednego przycisku. Gra po prostu nie daje graczowi możliwości pomyłki.

O ile najważniejsze według mnie elementy przygodówki w praktycznie nie istnieją, o tyle dość interesujący jest sam świat. Przez całą zabawę, trwającą zresztą nieco ponad trzy godziny, chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o życiu poza murami twierdzy. Już na początku można spotkać tajemniczego stwora z żyjącym jęzorem. Niby był on tylko pretekstem, aby bohaterowie weszli do wznoszącej się nieopodal budowli, ale owa bestia zaciekawiła mnie na tyle, że aż chciałem ją jeszcze spotkać na swojej drodzy. Niestety nie było mi to dane. Tommynauta i Beak-Beak również byli interesującymi postaciami. Chemia wokół bohaterów udała się twórcom do tego stopnia, że w pewnym momencie razem z plastelinowym ludzikiem przeżywałem jego emocje. Gdyby gra była dłuższa, takich fajnych chwil z pewnością byłoby więcej. Niestety nie doczekałem się ich.

Od strony artystycznej prezentuje się bardzo okazale. Ukłon w stronę deweloperów za wykorzystanie starej jak świat technologii poklatkowego fotografowania, dzięki której wiele scen wyglądało jak wysokobudżetowy film animowany. Projekty niektórych pomieszczeń wywołały u mnie uśmiech i zdziwienie, że taki pomysł zrodził się w czyjejś głowie. Jako przykład przywołam tutaj windę wyglądającą jak ośmiornica, gdzie za pomocą jej macek bohaterowie przemieszczali się w górę i w dół. Tylko Doug TenNapel mógł wpaść na pomysł żeby tak banalny element otoczenia, jakim jest winda, mógł opowiadać historię pchającą fabułę do przodu. Ponieważ nie wszystko jest idealne, trzeba powiedzieć parę słów o samej grafice. Ta momentami jest strasznie nierówna. Ze wspomnianymi momentami mocno kontrastują chwile, gdzie oprawa wizualna zdaje się być żywcem wyjęta z 1996 roku. Mam tu na myśli przerywniki filmowe w zbyt niskiej rozdzielczości czy miejsca, w których kamera jest zbytnio oddalona, przez co plansza wygląda jakby była częścią taniej gierki przeglądarkowej.

mogło być świetną przygodówką, ale zabrakło tutaj pomysłu, chęci i pieniędzy. Przykro się robi, że z takim klasykiem na koncie, jaką jest , stworzono coś tak banalnego. Stanowczo odradzam fanom pierwowzoru z uwagi na ogromny zawód. Miłośnikom przygodówek zresztą nie poleciłbym gry z tego samego powodu. nadaje się jedynie dla młodych graczy z uwagi na polskie napisy, ale tylko po konkretnej obniżce.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Armikrog

Atuty

  • Urzekający design postaci i miejsc
  • Polskie napisy

Wady

  • Proste zagadki
  • Nieciekawa fabuła
  • Bezczelnie krótka
  • Nierówna grafika
  • Brak ekwipunku

Krótko mówiąc - nie polecam. Po prostu nie warto.

Łukasz Ciesielski Strona autora
cropper