Recenzja: Mirror's Edge Catalyst (PS4)

Recenzja: Mirror's Edge Catalyst (PS4)

Adam Grochocki | 10.06.2016, 14:38

Byłem wśród tych kilku osób, które doceniły w 2008 roku. Grę nieszablonową, osadzoną w oryginalnym, wyróżniającym się na tle innych świecie. Za sprawą DICE możemy raz jeszcze wcielić się w Faith i odkurzyć dachy Szklanego Miasta.

Zacznę od fabuły, która po prostu zawodzi. Faith wychodzi z dwuletniej odsiadki w poprawczaku i z biegu naraża się bossowi największej korporacji na świecie, wplątuje w to wszystko swoich kumpli i próbuje załagodzić spór z azjatyckim mafioso. Z pozoru zagmatwana intryga okazuje się bardzo miałką, ograną opowiastką, a próbujące dodać smaku retrospekcje z dzieciństwa głównej bohaterki to kalka dziesiątek opowieści uzasadniających motywacje dorosłych już bohaterów. Zabrakło polotu i pomysłów na wykorzystanie tego intrygującego świata. Trudno nawet określić, czy gra w rzeczywistości jest rebootem czy może swego rodzaju prequelem do pierwszej odsłony. Rozczarowują też scenki przerywnikowe, w których bohaterkę obserwujemy z trzeciej osoby. Dawało to spore pole do popisu dla wygenerowanych na silniku gry widowiskowych scen akcji, lecz jedyne, co dostaliśmy, to seria rozmów, gdzie wiecznie naburmuszona Faith kłóci się ze wszystkimi o wszystko.

Dalsza część tekstu pod wideo

w odróżnieniu od poprzedniczki jest sandboksem - i jest to strzał w dziesiątkę! Szklane Miasto (Glass City) to wspaniała piaskownica, po której możemy biegać praktycznie bez żadnych ograniczeń. Skąpane w bieli, a w dalszej części prezentujące mocno kontrastuje ze sobą kolory budynki znacznie urosły. Dodatkowo patrząc kilkadziesiąt metrów w dół, dojrzymy nawet monotonny ruch uliczny! Mimo małej szczegółowości otoczenia, różne ukształtowanie powierzchni dachów, gzymsów, różnego rodzaju wysięgników oraz wielopoziomowa rozgrywka sprawiają, że każda minuta eksploracji to czysta przyjemność. Podczas prawie 14 godzin rozgrywki (fabuła oraz sporo zadań dodatkowych), z szybkiej podróży korzystałem raptem kilka razy.

Nie byłoby tak, gdyby nie wyjątkowo dopracowany parkour. Swobodny bieg rozwija pomysły z poprzedniej gry, a dzięki nowym ruchom stał się jeszcze bardziej spektakularny i emocjonujący. Co prawda zaimplementowany system rozwoju postaci początkowo nie pozwala na wykorzystanie możliwości, jakie mieliśmy poprzednio, ale nowe-stare umiejętności da radę odblokować na dość wczesnym etapie zabawy. Sterowanie Faith wymaga jednak nieco wprawy, ponieważ skok i chwytanie krawędzi wykonujemy za pomocą L1. Wciskając L2 po skoku z dużej wysokości, wykonamy charakterystyczny przewrót, a do tego dochodzi kilka modyfikatorów za pomocą R1 i R2, które musicie już odkryć sami. Wraz z postępami w fabule Faith otrzymuje gadżety, dające nowe możliwości i czyniące dynamiczną rozgrywkę jeszcze szybszą.

Znów nie udało się stworzyć satysfakcjonującego systemu walki. Zarówno standardowy zestaw ciosów, jak i odblokowywane w trakcie gry dodatkowe umiejętności z tego drzewka to tylko zasłona dymna dla chaosu panującego w potyczkach. Przeciwnicy jednym razem pędzą całą grupą na Faith, przy innym spotkaniu z kolei błądzą po lokacji i spokojnie czekają, aż bohaterka się do nich dobierze. Wprowadzane co jakiś czas nowe jednostki nie zmieniają tego obrazu na lepsze, a powodują jedynie większą frustrację. Na otwartej przestrzeni najlepszym rozwiązaniem jest ucieczka, ale część misji głównych uparcie zmusza nas do eliminowania wszystkich przeciwników.

Solą w oku każdej gry z otwartym światem są wtórne i nudne zadania dodatkowe. W Catalyst także jest wtórnie, ale na pewno się nie znudzicie. Zdecydowana większość zadań polega na – niespodzianka – bieganiu. Oferowane zadania poboczne to między innymi dostarczanie przesyłek w stanie nienaruszonym, zaliczanie checkpointów przy upływających sekundach, unikanie kamer i dronów, czy przejmowanie przekaźników i ucieczka przed pościgiem. Moim faworytem jest jednak dotarcie do celu w jak najkrótszym czasie, co nagradzane jest oceną w postaci jednej, dwóch lub trzech gwiazdek. Co ciekawe, proponowana przez system droga w najlepszym wypadku da nam tylko jedną gwiazdkę. Myśląc o jak najlepszym wyniku, musimy szukać ścieżek alternatywnych, co przekłada się na kilkadziesiąt minut kombinowana i eksplorowania fragmentu mapy. Dotarcie do celu umieszcza nas na światowych listach, co jest niesamowicie motywujące, gdyż osiągnięcie najwyższej oceny i wymęczonego, pozornie kapitalnego czasu może okazać się jedynie pozycją w TOP 10% najlepszych osób. Gracze mogą tworzyć i udostępniać innym własne trasy, które niejednokrotnie są dużo trudniejsze od proponowanych przez DICE. Świetny pomysł i wielka frajda.

Oprócz masy zadań dodatkowych, po Szklanym Mieście rozrzucono setki znajdziek. Notatniki, elektroniczne sfery, czipy, porzucone torby i nagrania z monitoringu – to prawdziwy raj dla fanów zaglądania w każdy kąt. Sporym minusem jest brak zapisywania zebranych przedmiotów, gdy jesteśmy w trakcie wykonywania misji. Jeśli zginiemy przed checkpointem, to znajdźki przepadają i po ponownym wczytaniu gry trzeba zebrać je ponownie. Problem nie występuje podczas zwykłego eksplorowania miasta, więc jest szansa, że poprawi to jakaś łatka.

Powrót Faith można uznać za udany. Jest to stary, dobry Mirror’s Edge – po prostu szybszy i bardziej spektakularny. Fabuła nikogo nie porwie, system walki Was wkurzy, ale wszystko wynagrodzi niesamowicie miodny parkour i przepiękne, pełne kontrastów miasto.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Mirror’s Edge Catalyst

Atuty

  • Miasto
  • Przyjemne zadania poboczne
  • Parkour

Wady

  • System walki
  • Słaba fabuła

Faith w 2016 roku bawi równie dobrze co w 2008, więc jeśli polubiliście ją wtedy, to polubicie i teraz.

Adam Grochocki Strona autora
cropper