Recenzja: Ironclad Tactics (PS4)

Recenzja: Ironclad Tactics (PS4)

Andrzej Ostrowski | 01.02.2015, 09:00

Konsole wydają się być dobrym miejscem na różnorakie karcianki. Tego typu gry nie wymagają wspaniałej grafiki i wystarcza im przemyślana mechanika. Co najwyżej można zadać sobie pytanie, czy ten gatunek ma w ogóle racje bytu w świecie wirtualnym. Niezależnie od tego, na chwilę obecną wiemy jedno. Ironclad brakuje najważniejszej rzeczy, aby nazwać go dobrą karcianką.

Pomysł na historię jest ciekawy. Stany Zjednoczone, okres wojny secesyjnej i alternatywna historia, w której wynaleziono kroczące automaty, tytułowe Ironclady. Wyglądem przypominają wielki bojler z nogami i dość dobrze wpasowują się w opowieść. W tej śledzimy losy dwójki naukowców – Maksa i Josepha. Ich mentor, profesor Zebulon, wymyślił te biegające bojlery, mając w głowie idealistyczne wizje dotyczące rozwoju ludzkości. Jak dobrze wiemy, idealizm przegrywa, kiedy w grę wchodzi wojna i zwycięstwo, a narzędzia, które miały pomóc ludziom, zmieniają się w maszyny do zabijania. Historia przedstawiana jest w postaci komiksowych panelów i taka stylizacja towarzyszy produkcji właściwie w każdym jej aspekcie, także samej rozgrywce. Co poszło nie tak? Mechanika.

Dalsza część tekstu pod wideo

Założenia w teorii są proste. Po panelu komiksowym zostajemy przeniesieni na mapę misji. Ta zaś składa się z czterech „torów”. Wykorzystując kartę, na samym początku jednego z torów pojawi się nasza jednostka. Musi dojść na drugi koniec ekranu, za co zostaniemy nagrodzeni punktami zwycięstwa. Zebranie odpowiedniej liczby punktów kończy się naszą wygraną. Przypomina to trochę Plants vs. Zombies. Oczywiście przeciwnik robi to samo, wystawiając jednostki po drugiej stronie. Jeśli nasza jednostka spotka się z wrogiem – następuje walka. Rozgrywkę urozmaicają różne dodatkowe zadania - od czasu do czasu będziemy musieli zdobyć moździerze, czasami bunkry, a nawet niekiedy będzie trzeba ubić jakiegoś bossa.

Jednostki pozyskujemy z kart. Przed bitwą składamy sobie talię, a jej składowe dzielą się na cztery typy: karty chodzących bojlerów, karty żołnierzy, karty taktyki i karty części. Wystawiamy przykładowo bojler, wykorzystując typ kart ironcladów, a następnie ekwipujemy go w, chociażby, muszkiet, będący kartą części. Wszystkie czynności wykonujemy za pośrednictwem punktów akcji, które pozyskujemy co turę. Każda taka tura składa się z czterech rund: ruchu, kiedy jednostki się ruszają (lub nie, gdyż możemy je manualnie zatrzymać), zagrywania kart, runda akcji, gdzie jednostki walczą oraz runda śmierci, czyli zniszczenie jednostek bez punktów życia. Czujecie się już przytłoczeni? Nie bez powodu, bo samouczek w grze jest na tyle słaby, że to wszystko będziecie musieli rozgryźć sami.

Niby wszystko wygląda w porządku, ale wgryzając się w mechanikę zauważymy, że jest ona nieciekawa. W dużej mierze opiera się na szczęściu. Jeśli na samym początku nie dostaliśmy sensownych kart, to prawie na pewno przegramy. W dobrej karciance nie powinno tak być. Wiadomo, że dobra pierwsza ręka daje przewagę, ale nie aż taką. W efekcie, po dwóch godzinach gry, zacząłem już restartować planszę, czekając na rękę, z którą przynajmniej będę mógł jakoś rozpocząć. Magic: The Gathering to to nie jest. Nawet tam czasami zdarzały się sytuacje, że nie dostawaliśmy żadnego „landa”, ale tutaj dysproporcje między kartami są trochę zbyt duże. Zwykły piechur jest niewiele tańszy od bojlera, a ginie znacznie szybciej niż on. Potem co prawda dostajemy ulepszone wersje kart, ale znów problem - komputer potrafi zgłupieć, kiedy wystawimy odpornego na ostrzał strzelca, a po drugiej stronie jest bojler uzbrojony w muszkiet. Komputer automatycznie da mu rozkaz „stop”, co spowoduje, że zostanie rozstrzelany, kiedy przecież Ironclad może „przejść” przez pole zajmowane przez człowieka i natychmiast go zabić. Bez sensu.

Innym problemem jest poziom trudności. Niby wysoki, co byłoby dobre, gdyby nie to, że jest sztuczny. Nie chodzi już nawet o to, że mam wrażenie, iż komputer oszukuje, co zwyczajnie rozgrywka jest jedną wielką zabawą w powtarzanie tego samego etapu. Komputer prawie zawsze będzie posiadał lepsze od nas karty, w efekcie czego będziemy musieli modyfikować naszą talię co misję. Skąd mamy wiedzieć, co powinniśmy posiadać w talii? Tego dowiemy się dopiero po przegranej. Skutkiem jest oczywiście częste powtarzanie misji. O trybie wieloosobowym ciężko mi coś napisać, gdyż nie znalazłem żadnego chętnego do gry, więc muszę pominąć tę część w recenzji.

Sterowanie prezentuje się nie najgorzej. Z jednej strony chichotałem złośliwie, że nie wykorzystuje touchpada, co jest też żywym dowodem, że jego istnienie nie było najlepszym pomysłem Sony. Z drugiej - byłem pod wrażeniem, że na padzie gra się tak przyjemnie w tego typu produkcję. Przynajmniej przez kilka pierwszych godzin, bo im dłużej grałem, tym bardziej miałem dość takiego sterowania. Ta gra aż krzyczy o to, aby podczepiać pod pozostałe przyciski skróty. Ręczne przeskakiwanie szybko staje się męczące i z czasem zaczyna coraz bardziej frustrować. Sterowanie nie jest niewygodne, jest po prostu męczące.

Jak więc najprościej ocenić Ironclad Tactics? Dobry pomysł, ale spartolone wykonanie. Gra cierpi na wiele problemów w rozgrywce i to one są najsłabszą częścią składową tytułu. Zrobienie dobrej karcianki nie jest wcale łatwe, o czym możemy przekonać się w tej właśnie produkcji. Raczej odradzam ten tytuł, chyba że zawsze marzyliście o tym, aby posiadać kolejną karciankę w swojej bibliotece. Nie chodzi o to, że jest zła, co do przeciętności  trochę jej brakuje. Może twórcom zabrakło po prostu czasu? Tego nie wiem. Wiem zaś, że ja do tej produkcji raczej na pewno więcej nie wrócę.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Ironclad Tactics

Atuty

  • Komiksowe wstawki
  • Ciekawy świat i fabuła
  • Urozmaicenia na planszy

Wady

  • Brak udźwiękowienia w komiksowych panelach
  • Przeciętna mechanika
  • Brak możliwości tworzenia wielu kombinacji kart
  • Sterowanie bywa męczące
  • Tryb wieloosobowy jest na siłę
  • Nie do końca sprawiedliwy poziom trudności
  • Słaby samouczek

Dobry pomysł, ale naprawdę przeciętne wykonanie. Karcianki bez dobrej i sensownej mechaniki nie uratuje nic. Jeśli nie interesuje Was ten gatunek, to polecam sobie odpuścić.

Andrzej Ostrowski Strona autora
cropper