Recenzja: Killzone: Shadow Fall (PS4) - Intercept DLC

Recenzja: Killzone: Shadow Fall (PS4) - Intercept DLC

Paweł Musiolik | 29.06.2014, 16:00

Guerrilla Games po cichu pracuje na miano jednego z lepiej wspierających swoją produkcję i jej społeczność deweloperów. Darmowe mapy? Zupełnie inaczej niż niektórzy sprzedający nam paczki po 59 złotych. Jednak o ile wspierano warstwę rywalizacji, to współpracy poskąpiono uwagi. Do teraz. W sprzedaży pojawiło się drugie DLC noszące tytuł Intercept i dodające do gry tryb sieciowej współpracy w trybie hordy. Jest dobrze? I tak, i nie.

Pomysł na papierze wydaje się idealny. Tryb hordy w różnych wariacjach zawsze cieszy się popularnością, więc pomysł uderzenia w te tony wydaje się mieć ręce i nogi. Holenderskie studio postanowiło jednak troszkę namieszać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Oddano nam na start wyłącznie cztery klasy postaci z predefiniowanym ekwipunkiem. Oznacza to tyle, że gramy tak jak nam każą. Broń możemy zmieniać, jeśli odblokujemy ją w obrębie danej klasy. Aby tego dokonać, trzeba wykonać odpowiednią ilość wyzwań. Niestety taki wybór powoduje, że początki mogą być niezwykle trudne, zwłaszcza w klasach typowo od wsparcia. Szturmowiec czy strzelec wyborowy są w stanie sobie poradzić z większymi grupkami, nawet jeśli nasi towarzysze nie mają kompletnie pojęcia o grze zespołowej. Jednak gdy trafimy do gry, w której każdy własną rzepkę skrobie, a gramy nie daj boże klasą sanitariusza, to jest po nas. Pozbawieni praktycznie jakichkolwiek sensownych opcji ofensywnych musimy się modlić, by przetrwać.

Dlatego system odradzania nie do końca przypadł mi do gustu. Jasne, wymusza na graczach odpowiednie, taktyczne podejście, ale upartego osła przyzwyczajeń nie pozbawisz. Każdorazowa śmierć kosztuje nas utratę wszystkich zebranych w trakcie gry punktów (a te, co oczywiste, wpadają za zabijanie wrogów, pomaganie kompanom i wykonywanie zadań), a odrodzenie dodatkowo kosztuje 50 kredytów helghańskiej waluty. Ta odejmowana jest ze wspólnej puli wszystkich graczy. Bo należy pamiętać, że poza pracą na własny rachunek każdy z czterech żołnierzy działa w imię jednego zadania. Najważniejsze, o czym musicie wiedzieć, to że punkty nie zapisują się do wspólnej puli samoistnie. Musimy je zdeponować w bazie, o czym w ferworze walki można zapomnieć, a wtedy - „Houston, mamy problem”.

I wszystko byłoby ciekawe i grywalne, gdyby nie prosty fakt – DLC szybko się nudzi. Tak, dobrze czytacie. Oczywiście wiem na jakich zasadach działa tryb hordy, ale tutaj nie pokuszono się o jakiekolwiek urozmaicenie. Wróć, jest jedno, malutkie. Co jakiś czas pojawić może się jedna postać z kampanii, która pełni rolę bossa. Różnica między zwykłym helhgastem a bossem? Więcej punktów życia i mocniejsze ataki. Tyle. Na szczęście zrezygnowano z podziału na klasyczne rundy i ustalone punkty respawnu przeciwników. Ci pojawić mogą się w losowych „wejściach” na mapę (tych jest kilkanaście na każdą lokację), choć grając strzelcem wyborowym nie miałem problemu z ich eliminacją, zanim się zbliżyli do bazy. Zdarzają się sytuacje, w których obrona trzech punktów na mapie może być trudna, ale tylko i wyłącznie wtedy, gdy gramy z nierozgarniętymi kompanami.

Kolejnym kamykiem do ogródka Guerrilla, który wrzucę, to ilość map. Zdaję sobie sprawę, że kolejne, darmowe zostaną udostępnione być może już w sierpniu, ale na ten moment są tylko cztery mapy, których uczymy się błyskawicznie. I co począć ma człowiek po rozegraniu kilku rund na każdej z nich? Znużenie przychodzi błyskawicznie, za co też odpowiada wcześniej wspomniany brak losowości wydarzeń.

Bardzo dobrze, że Guerrilla nadal wspiera swój produkt i robi to w dosyć różnorodny sposób, zapowiadając kolejne, darmowe mapy. Jednak w przypadku Intercept jest to zrobione trochę bez polotu. Za 39 złotych (w przepustce sezonowej za darmo), a od sierpnia jako osobny produkt za 79 złotych trzeba się dwa razy zastanowić. Ucieszą się wierni fani hordy, ale także w ich przypadku podejrzewam reakcję podobną do mojej. „No i po co mam w to grać po tych kilku godzinach?”. Może następnym razem.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Killzone: Shadow Fall

Atuty

  • Podział klas wymusza granie drużynowe
  • Dobrze wyważone klasy postaci
  • Er... to tryb hordy, przez chwilę bawi

Wady

  • Tylko 4 mapy
  • Monotonna rozgrywka, pozbawiona losowości wydarzeń
  • Odblokowanie broni zależne od wyzwań

Miało być szaleństwo współpracy, a wyszło najwyżej zaangażowanie gracza na poziomie reprezentacji Hiszpanii na Mistrzostwach Świata w Brazylii. Może po kolejnej aktualizacji z mapami będzie lepiej.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper