Red Game Without a Great Name - recenzja gry

Red Game Without a Great Name - recenzja gry

Igor Chrzanowski | 24.12.2015, 08:30

Polacy okazują się być ostatnio istnymi mistrzami światowego dewelopingu gier wideo. O naszych sukcesach mówi już nie tylko rodzima, czy światowa branża, lecz dosłownie wszystkie możliwe media. Dzisiejsza gra może nie zdobędzie nigdy takiego rozgłosu jak Wiedźmin, lecz czy mimo tego jest warta waszej uwagi?

Red Game Without a Great Name to dzieło, które pokazuje jak stworzyć coś z niczego. Panie i Panowie z iFun4All mieli do dyspozycji dwie śrubki, sprężynkę i garść złomu, więc niczym legendarny MacGyver skonstruowali z tego bardzo ładnego steampunkowego ptaszka.

Dalsza część tekstu pod wideo

A konkretniej feniksa. Tytuł, którego dany wynalazek jest głównym bohaterem, nie zawiera w sobie nawet krztyny fabuły, co wychodzi mu akurat na plus. Ot naukowiec „wycrafcił” malucha i puścił go w świat. Zbędne dialogi tak naprawdę tylko by przeszkadzały i wyhamowywały dynamiczny zamysł całej produkcji. Wszystko ze względu na to, że mechanika została skonstruowana tak, by wycisnąć z małej zawartości jak najwięcej frajdy.

W Czerwonej Grze Krakowian liczy się przede wszystkim refleks i precyzja – zrobisz najmniejszy błąd i zaczynasz daną planszę od początku. A tych, jest aż 60. W pomysłowo zaprojektowanych poziomach naszym celem będzie przelecenie z klatki A do klatki B, co wydaje się być zadaniem banalnie prostym, nieprawdaż? Nie do końca.

Mimo, iż stworzone trasy trwają mniej więcej od 10 do zaledwie 25 sekund, to ich przejście spokojnie zajmie Wam z dziesięć, dwadzieścia, a nawet i pięćdziesiąt razy więcej czasu. Dlaczego? Ponieważ Red Game jest takim vitowym odpowiednikiem Dark Souls – jest niesamowicie trudne.

Myślisz, że platyna w Bloodborne to wyczyn? Ha! Spróbuj przejść całe dzieło krakowskich wizjonerów bez ani jednego zgonu. Tak, wtedy to będzie wyczyn. Tutaj normalką jest powtarzanie tego samego etapu nawet po kilkadziesiąt razy. O skali sadyzmu - tego pozytywnego - kochanych twórców niech świadczy najprostsze do zdobycia trofeum w grze - „Zgiń 50 razy na jednym poziomie”. Recz leży w tym, że sterowanie odbywa się tu tylko i wyłącznie za pomocą dotyku.

Gdy pierwszy raz pomacamy ekran ptaszysko wylatuje z klatki i podąża przed siebie, wtedy musimy chwycić go za serducho i przeciągnąć w miejsce, w które ma się teleportować, uważając przy tym, aby nie wpadł od razu w pułapkę. Zasada prostsza niż konstrukcja młotka, lecz w połączeniu z designem całości, tworzy idealne połączenie.

Na naszej drodze staną ścianki, drut kolczasty, naszpikowane ostrymi krawędziami wiatraki i inne tego typu przeszkody. Deweloperzy rozmieścili je tak licznie i tak sprytnie, iż tylko poprzez zdecydowane i przemyślane ruchy, będziemy w stanie przejść wszystkie plansze. Niekiedy na sprawną reakcję mamy mniej niż sekundę.

Na szczęście w walce o dostarczenie przesyłki nie jesteśmy pozostawieni sami sobie. Autorzy zaplanowali dla nas kilka niezbędnych i bardzo przydatnych power upów oraz przełączników. Dla naszej wygody i ułatwienia nam zabawy – a czasami nawet umożliwienia jej postępu – w wybranych miejscach na trasach ułożono na przykład; czasową nieśmiertelność, chwilowe przyśpieszenie, bądź możliwość rozbicia kilku litych ścian w drobny mak. Dodatkowo wielkie guziory będą nam przełączać dysze zmieniające kierunek lotu, a nawet zamykać i unieruchamiać śmiercionośne obiekty.

Zdecydowaną zaletą gry jest też jej ścieżka dźwiękowa, a w sumie to utwór Czesława Mozila, który w niej wykorzystano. Nie dość, że promuje to w pewien sposób polską kulturę, to dodatkowo wpada w ucho i aż przyjemnie się przy tym ginie. Nieco bardziej dyskusyjny jest zaś styl graficzny. Jednocześnie prosty i wyrazisty spełni oczekiwania koneserów, lecz niestety nie każdemu może się spodobać jego czarno-czerwona kolorystyka.

Jeśli szukacie jakiejś dobrej, ciekawej i wciągającej produkcji na krótkie 5-10 minutowe partyjki, to Red Game Without a Great Name zostało stworzone specjalnie dla Was. A za cenę 21 zł aż grzech jej nie wypróbować.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Red Game Without a Great Name

Atuty

  • Pomysł
  • Rozgrywka
  • Muzyka
  • Styl graficzny

Wady

  • Nie dla każdego
  • Brak urozmaicenia tematycznego lokacji

"Czerwona Gra Bez Wspaniałej Nazwy" spodoba się każdemu miłośnikowi rodzimych indyków oraz tym, którzy lubią stawać przed ciężkimi wyzwaniami. Wbicie 100% trofeów w tej produkcji to prawdziwe piekło.
Graliśmy na: PS Vita

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper