Recenzja gry: Pro Evolution Soccer 2015

Recenzja gry: Pro Evolution Soccer 2015

Michał Włodarczyk | 14.11.2014, 18:07

Rok 1999. Do szarej fikuśnej skrzyneczki z kolorowym logo wkładasz krążek z napisem ISS Pro Evolution. Po rozegraniu kilku meczów towarzyskich, wybierasz swój ulubiony klub, a następnie wskakujesz do trybu Master League, gdzie za punkty uzyskane z kolejnych zwycięstw kupujesz topowych futbolistów, a Twoim pierwszym nabytkiem jest oczywiście nigeryjski skrzydłowy Tijani Babangida. 

Jeśli chwile te wspominasz z łezką w oku, to mam dla Ciebie świetną wiadomość - po premierze Pro Evolution Soccer 2015 nie musisz już wyciągać z szafy poczciwego Szaraka lub jego nie mniej kultowej następczyni.
Dalsza część tekstu pod wideo
 

"Jednego dnia jesteś bohaterem, a kolejnego - gównem" - Leo Beenhakker



Po debiucie PES z numerkiem 5 na PlayStation 2 oraz pierwszego Xboksa, kochana przez miliony maniaków futbolu seria Konami zaczęła podupadać, by w pierwszych latach panowania nowych systemów Sony i Microsoftu wpaść w głęboki kryzys. Japoński deweloper zapatrzył się chyba w rodzimego giganta elektronicznej rozrywki, a następnie zrobił coś, co pozornie wydawało się niemożliwe - roztrwonił swoje dziedzictwo, wcielając w życie szereg chybionych pomysłów. Animacje zawodników zakręcone jak słoik na zimę, zabójczo skuteczne szarże skrzydłowych, obrońcy rozgarnięci niczym fani filmów „Transformers” Michaela Baya, bramkarze obdarzeni pajęczym zmysłem lub wypluwający przed siebie co drugi strzał, piłki wkładane golkiperom „za kołnierz” z połowy boiska, skandalicznie (nie)działające funkcje online, czy mnóstwo pomniejszych błędów i niedopatrzeń - zapewne pamiętasz. Przełamanie przyszło wraz z edycją 2012 i gdy rok później wydawało się, że cykl wrócił na właściwe tory, ponad czternaście miesięcy temu wydawca po raz kolejny strzelił sobie w stopę: PES 2014 było niedopracowane i wypuszczone w pośpiechu, w dodatku ominęło debiutujące wówczas PS4 oraz Xboksa One, nie wspominając już nawet o Wii U.
 
Co by jednak o zeszłorocznej odsłonie nie napisać, to spełniła swoje zadanie jako poligon doświadczalny dla twórców. Nowy silnik graficzny FOX Engine, na którym hula Metal Gear Solid V: Ground Zeroes, pozwolił na wykreowanie znacznie lepszych animacji piłkarzy, a sama rozgrywka - tym razem oferująca graczowi znacznie więcej swobody - kryła w sobie wielki potencjał. W tym roku deweloper podbił do tematu w zupełnie inny sposób, za wiodące platformy docelowe obierając sobie current-geny i rezygnując z wrześniowej premiery, zbiegającej się z lądowaniem nowej FIFY. Tak więc ponownie w cieniu wielkiego rywala, nieco przygaszone przez potężne kampanie marketingowe świeżych tytułów Ubisoftu czy Activision, Pro Evolution Soccer powraca w świetnym stylu, gotowe, by wejść na drogę sukcesów, jakie święciło w erze PSone/PS2. I choć nie wszystko zagrało tak, jakby życzył sobie tego Josep Guardiola, a kilka charakterystycznych dla serii przywar powraca niemal w komplecie, to jako wieloletni fan „gały” od Konami, w którą szarpię praktycznie nieprzerwanie od czasów ISS Pro 98, tak dobrze jak z PES 2015 nie bawiłem się z żadną odsłoną od czasu legendarnej „piątki”, czyli całe dziesięć lat.
 

"Być może nie jestem najlepszy na świecie, ale nie znam nikogo lepszego ode mnie" - Jose Mourinho


Po kilkudziesięciu rozegranych spotkaniach, pewien jestem kilku rzeczy, a jednej w szczególności - wychodząc na murawę, w tej grze można zrobić niemal wszystko. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to sposób poruszania się grajków. Szarpiąc w poprzednie części, także w tę zeszłoroczną, odnosiłem wrażenie, iż podczas sprintu zawodnik sunie po ustalonym przez programistów torze. W nowej odsłonie nie ma o tym mowy, między innymi dlatego, że reakcje piłkarzy na polecenia są bardzo dokładne i pozbawione lagów - w efekcie zarówno poszczególni piłkarze, jak i cała drużyna, przemieszczają się po boisku znacznie bardziej naturalnie. Doszlifowano grę z „klepki” i teraz partnerzy o wiele szybciej „odczytują” intencje grającego i wychodzą do przodu, by dalej odgrywać futbolówkę. Akcje wyglądają wówczas jak prawdziwe wyczyny Bayernu Monachium, a dobrze ogarnięty gracz zdolny jest dosłownie wjechać z piłką do bramki rywala. Gwoździem programu jest jednak nowy system zagrań (manualnych), dzięki czemu po dłuższym treningu można posyłać szmaciankę dokładnie w to miejsce, które wybierzemy. Nie muszę chyba dodawać, że jeśli w środku pola mamy wirtuozów pokroju Xabiego Alonso czy Andrei Pirlo, trzymający „linię” defensorzy przeciwnego teamu nie mogą stracić czujności nawet na moment.
 
Środkowych obrońców, nieważne czy londyńskiej Chelsea, czy Łudogorca Razgrad, należy pilnować tym bardziej, że prostopadłe zagrania z głębi pola są zabójczo skuteczne. Wydaje mi się, że nawet za bardzo, choć konsola na dwóch najwyższych poziomach trudności robi co może, by przecinać takie zagrania. Skoro już mowa o sterowanych przez „komputer” ekipach, to muszę przyznać, że na tym polu dokonał się wyraźny postęp. Gdy naprzeciw naszej Barcelony staje hiszpański kopciuszek, np. Granada, przeciwnik stara się skracać pole gry, a interweniujący w ostateczności defensorzy zwykle niechętni są, aby pójść „na raz”. Kiedy taka drużyna przechwyci futbolówkę, szanuje ją, próbując wciągnąć na własną połowę ofensywnie usposobionego przeciwnika, czyli nas. Wówczas gdy obraz gry wygląda inaczej i to konsola kieruje lepszą ekipą, bramkarz rzadko decyduje się wykopywać piłki do przodu, najczęściej inicjując akcję zaczepną od obrońców. Chociaż z biegiem czasu łatwiej domyślić się, na jakie rozwiązanie zdecyduje się sztuczny przeciwnik, to w dalszym ciągu piekielnie ciężko rozegrać dwa podobne spotkania, bo każda konstruowana przez nas lub konsolę akcja wciąż zachowuje ten wspaniały element nieprzewidywalności, za który kochamy PES-a. Szkoda tylko, że deweloper nie dodał jakichś nowych, istotnych opcji taktycznych, chociaż i tak znaleźć tu można sporo głębi.
 

"Czasem się przegrywa, a czasem to inni wygrywają" - Otto Rehhagel



Mnóstwo zmian na lepsze to na szczęście nie tylko smakowita rozgrywka, ale również dostępne tryby zabawy. Na miłośników kopanej - oprócz takich oczywistości, jak mecz towarzyski, wysłużone Master League (nareszcie można proponować kwotę za transfer zawodnika oraz negocjować z nim wysokość zarobków, przebudowano rozwój piłkarzy i managerów,) czy niezmiennie nudne i głupie Become a Legend (jako napastnik wystarczy oddać kilka strzałów na bramkę, by zostać piłkarzem meczu) - deweloper przygotował unikatowy dla tej odsłony tryb myClub, będący odpowiedzią na Ultimate Team z FIFY. Tryb ten pozwola na stworzenie własnego klubu złożonego z wybranych przez nas piłkarzy oraz wytypowanie trenera, który bezpośrednio wpływa na taktykę zespołu. Styl prowadzenia drużyny przez naszego faworyta należy brać pod uwagę przy podpisywaniu kontraktów z kolejnymi piłkarzami, którzy powinni pasować do filozofii gry konkretnego szkoleniowca. Kupujemy ich za punkty GP, które podczas zabawy online i offline otrzymujemy dosłownie za wszystko. Treści nie brakuje, a opcji jest całkiem sporo, choć ogólnie - bez petardy. Innym fajnym pomysłem, lecz zrealizowanym - delikatnie mówiąc - średnio, jest funkcja Live Update. Dzięki niej zawodnicy w PES-ie powinni dynamicznie zmieniać swoje statystyki, co ma odzwierciedlać ich formę z rzeczywistości. 
 
Problem w tym, że jak na razie bajer po prostu nie działa. Drobnych szlifów doczekały się znane od lat opcje: jeśli chcemy grać w jednej drużynie z kumplem, możemy to ustawić przed rozpoczęciem danych rozgrywek, a nie - jak poprzednio - osobno w każdym meczu. Poszczególne turnieje (reprezentacyjne i klubowe) jak zawsze rozgrywamy wedle własnego uznania, choć po raz pierwszy można od razu wskoczyć do Ligi Europejskiej. Dużo innych nowinek, i to tylko na lepsze, przygotowano dla wielbicieli zmagań z żywymi graczami. Matchmaking działa jak należy, a granie „po kablu” w moim przypadku było praktycznie wolne od lagów, które jeśli już występowały, to incydentalnie. Sporo frajdy powinien dawać tryb Divisions, przewidziany dla osób grających często i gęsto. Koncept jest prosty jak włos Mongoła, ale wciąga: zaczynamy od najniższej dywizji, a dzięki kolejnym zwycięstwom (jeśli rywal z wyższej „ligi”, tym lepiej) zdobywamy punkty i  systematycznie pniemy się w górę. „Nareszcie!” - chciałoby się wykrzyczeć. Opcje sieciowe w Pro Evolution Soccer 2015 w końcu prezentują się tak, jak powinno wyglądać to już we wcześniejszych częściach. Na tym polu nie ma rzecz jasna mowy o detronizacji EA, jednakże w ogólnym rozrachunku „nie ma bidy”.
 

"Mediolan czy Madryt, co za różnica. Najważniejsze, że to Włochy!" - Andreas Möller



 
W chwili, gdy piszę te słowa, Bundesliga prowadzi w tzw. rankingu pięcioletnim, na podstawie którego UEFA określa liczbę drużyn z danej ligi, które kwalifikują się do gry w europejskich pucharach. Mimo to niemieckiej ekstraklasy w nowym PES-ie tradycyjnie próżno szukać, a jedyne dostępne z tego kraju drużyny, to Bayern, Schalke oraz Leverkusen - takich jaj nie widział/słyszał nawet Tadeusz Drozda. Poza tym standardowo: w lidze angielskiej licencjonowany jest tylko Manchester United, w portugalskiej - czołówka, po bożemu pograć można także ekipami z Włoch, Francji, Holandii, Argentyny, wybranymi drużynami z Europy, Ameryki Południowej i Azji, a także niektórymi reprezentacjami. Po raz pierwszy w historii Konami udostępniło drugie ligi w krajach takich jak Anglia, Włochy, Hiszpania i Francja, z czego oryginalne nazwy i stroje otrzymały tylko dwie ostatnie - lepszy rydz niż nic. Nazwy własnej nie posiadają puchary krajowe, jak również turnieje reprezentacyjne, w przeciwieństwie do klubowych. Liga Mistrzów, Liga Europejska, Copa Libertadores, Copa Sudamericana (2013 i 2014), Azjatycka Liga Mistrzów oraz Superpuchar Europy (ale tylko z poziomu Master League) to rozgrywki z oryginalnym logo. Prawdziwych stadionów też zbyt wiele nie ma (12), choć Stadion Narodowy prezentuje się fachowo.
 
Pierwsze next-genowe Pro Evo według producenta zaoferować miało nowej jakości oprawę w grach piłkarskich i chociaż o rewolucji nie ma mowy, tytuł spod dłuta PES Productions wygląda ładnie. Animacje ruchów graczy to wysoka półka, smaczki w rodzaju podnoszenia wzroku przez podającego mogą się podobać, a wykonanie twarzy kilkuset zawodników również „robi robotę”, to nie brakuje tutaj elementów, które deweloper mógł, a nawet powinien zrobić znacznie lepiej. Detekcji kolizji w dalszym ciągu daleko do doskonałości, większość grajków podobna jest do nikogo, oprawy spotkań również nie pomylicie z prawdziwym meczem, przydałoby się też zmienić te paskudne czcionki z nazwiskami piłkarzy (co jest trochę dziwne, bo kto jak kto, ale japońscy deweloperzy przywiązują ogromną wagę do takich szczegółów). Pomimo tych niedopatrzeń, potomkowie samurajów dołożyli starań, by podbić naszą wczuwkę. Sędzia po przyznaniu zawodnikowi żółtej kartki zapisuje sobie jego nazwisko w notesie, czasami można usłyszeć krzyk ofiary brutalnego faulu, pieczołowicie wykreowany tłum w różny sposób reaguje na boiskowe sytuacje, a przed meczem - w zależności od tego, z jaką drużyną gramy - decydujemy, jak nisko przystrzyc trawę na naszym obiekcie. Wszystkie dostępne wersje PES 15 działają w 60 klatkach na sekundę, jednak rozdzielczością Full HD cieszyć mogą się jedynie posiadacze PlayStation 4 oraz PC. Szkoda, że na łatwiznę po raz kolejny poszedł nieśmiertelny duet komentatorów, którzy choć nie przeszkadzają, to nie potrafią zaskoczyć zabawną anegdotą lub ciekawostką.
 

"Bo piłka nożna jest taka, że błędy są konieczne, ale chodzi o to, by było ich jak najmniej" - Franciszek Smuda


 
Ww. zarzuty, takie jak poważne licencyjne braki czy pewne felery w oprawie A/V, bledną jednak w obliczu rewelacyjnej rozgrywki, wywołującej syndrom jeszcze jednego meczu przed snem. Deweloper, po latach mniejszych lub większych niepowodzeń, nareszcie stanął na wysokości zadania, dostarczając fanom serii grę, na jaką ci zasługiwali. Z kolei pozostałe osoby kochające ten piękny sport, które chciałyby spróbować czegoś innego niż „gałę” od Electronic Arts, mają w tym roku najlepszą okazję. Japonia wróciła do gry na dobre!
Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Pro Evolution Soccer 2015

Atuty

  • Grywalność
  • Liczba trybów offline/online
  • Liczne usprawnienia
  • Solidna oprawa

Wady

  • Problemy z licencją
  • Techniczne niedoróbki
  • Live Update nie funkcjonuje

Seria wróciła na właściwe tory - najlepsze Pro Evolution Soccer od dziesięciu lat!

Michał Włodarczyk Strona autora
cropper