Alan Wake Remastered - recenzja gry. Z tyłu liceum, z przodu muzeum? Nic z tych rzeczy!

Alan Wake Remastered - recenzja gry. Z tyłu liceum, z przodu muzeum? Nic z tych rzeczy!

Michał Włodarczyk | 20.10.2021, 22:30


"Lutownica, młotek i pójdzie to na mojej PS3?" - zapytałem znajomego wiosną 2010 roku, gdy zaprezentował mi fragment gry Remedy na Xboksie 360. Kilka lat później zapoznałem się z dziełem Finów już w domowym zaciszu, a teraz miałem okazję odświeżyć sobie tę przygodę na PlayStation 4. Jeśli jeszcze nie wiecie, czy Alan Wake Remastered to pozycja godna uwagi, zapraszam do zapoznania się z recenzją.

Alan Wake powstawał przez ponad pięć lat, w procesie dewelopingu przeobrażając się z sandboksowej gry survivalowej w przygodówkę akcji zdefiniowaną przez twórców jako "psychologiczny thriller akcji". Wydawcą został Microsoft, a tytuł ukazał się na sklepowych półkach w maju 2010 roku. Gracze otrzymali pięknie wykonaną i wciągającą przygodę, odwołującą się do wielu dzieł popkultury, a odbiór gry był bardzo pozytywny. Niestety, fińska produkcja sprzedała się zdecydowanie poniżej oczekiwań, na co wpływ miało kilka czynników. W tym samym tygodniu odbyła się premiera Red Dead Redemption, warto też pamiętać, iż wydawca promował na swojej konsoli przede wszystkim gry multiplayer, strzelaniny i wyścigi.

Dalsza część tekstu pod wideo

Alan Wake otrzymał drugie życie za sprawą portu na PC, unikatowa gra zyskała status kultowej, a jej ogólna sprzedaż po kilku latach przekroczyła trzy miliony kopii. Microsoft nie wyraził zgody na realizację sequela, a po wielu latach odsprzedał prawa do IP twórcom gry, czyli Remedy. Producent zdecydował się wydać klasyczny tytuł niemal na wszystkie współczesne platformy, w tym rzecz jasna na systemy z rodziny PlayStation. Recenzowany Alan Wake Remastered od kilkunastu dni należy do graczy, choć na scenę wszedł tylnymi drzwiami, w połowie ceny przeciętnej nowości i z jednym materiałem promocyjnym. Czy oznacza to, iż fikcyjny pisarz stracił swój blask, a gra z jego udziałem nie wytrzymała próby czasu? Bynajmniej!

Alan Wake Remastered, czyli zero-jedynkowy Stephen King

Alan Wake Remastered - recenzja gry. Z tyłu liceum, z przodu muzeum? Nic z tych rzeczy!

Mogłoby się wydawać, że tytułowy Alan Wake czuje się niczym pączek w maśle. Amerykanin jest uznanym autorem powieści kryminalnych z kilkoma bestsellerami na koncie, żyje u boku pięknej żony Alice, a szczęśliwej parze niczego nie brakuje. To jednak tylko pozory. Ostatni hit Wake'a ukazał się w księgarniach dwa lata temu, po czym mężczyzna popadł w niemoc twórczą. Bohater od dłuższego czasu jest tym faktem sfrustrowany, co negatywnie odbija się na jego relacjach z małżonką. Za jej namową para udaje się na wypoczynek do górskiego miasteczka Bright Falls, gdzie Al być może odzyska wenę. Niestety, bardzo szybko sprawy przybierają zły obrót. Podczas gdy Alan zwiedza urokliwą chatkę nad jeziorem, w której zatrzymał się z Alice, kobieta zostaje porwana. Wake rozpoczyna poszukiwania, lecz na jego drodze stają opętani przez ciemność mieszkańcy miasta. Jakby tego było mało, nie ufa mu policja, a sprawą zaczyna interesować się FBI.

Dobry scenariusz jest jak sól - potrafi zakonserwować nawet najstarsze dzieło i sprawić, że po latach wciąż warto do niego wracać. Scenarzysta recenzowanego Alan Wake Remastered, popularny Sam Lake, ponad dekadę temu napisał szalenie interesującą opowieść, która wciąga dziś tak samo, jak w czasach debiutu na Xboksa 360. Osadzony w małomiasteczkowej scenerii thriller inspirowany twórczością Stephena Kinga, a także takimi dziełami małego ekranu jak Miasteczko Twin Peaks czy Strefa Mroku, nie pozwala oderwać się od pada przez wiele godzin. Intryga jest bardziej złożona niż mogłoby się wydawać, a twórcy co chwilę podrzucają nowe tropy. W pamięć zapadają dobrze nakreślone, choć nieco przerysowane postaci, jak również zatrzęsienie nawiązań do wybitnych dzieł z gatunku horroru. Szkoda tylko, że pewien niedosyt pozostawia zakończenie, nawet pomimo faktu, iż uzupełnione zostało przez dwa fabularne dodatki obecne na płycie. Chcę kontynuacji!

Liczne inspiracje, o których wspomniałem w recenzji, nie ograniczają się tylko do kształtu scenariusza, ale mają duży wpływ na strukturę całej gry. Alan Wake Remastered, chociaż dystrybuowany był i jest w formie zamkniętego wydawnictwa, posiada serialową konstrukcję. Na główną opowieść składa się sześć odcinków, z których każdy kończy się w kulminacyjnym momencie (tzw. cliffhanger), a kolejny rozpoczyna od przypomnienia wydarzeń z poprzedniego epizodu. Świetny zabieg nadający przygodzie specyficznego klimatu, podobnie jak kilka odcinków fikcyjnego serialu Night Springs, osobliwe filmiki z udziałem aktorskiej wersji Alana Wake'a, audycje radiowe czy ponad setka stron z maszynopisu bohatera - wszystkie dopowiadają coś do fabuły i można je znaleźć rozsiane po świecie gry. Autorzy nie traktują przy tym swojego dzieła śmiertelnie serio, w związku z czym natknąć można się na wiele żartów, zrozumiałych przede wszystkim dla fanów twórczości studia.

Akcja, napięcie, akcja - Alan Wake Remastered w pigułce

Alan Wake Remastered - recenzja gry. Z tyłu liceum, z przodu muzeum? Nic z tych rzeczy!

Pod kątem rozgrywki recenzowany tytuł to współczesna, liniowa przygodówka akcji, choć paradoksalnie na skutek problemów w dewelopingu zniosła próbę czasu lepiej niż wiele podobnych pozycji z tamtego okresu. Jak wspomniałem, na początku Alan Wake Remastered miał być sandboxem, jednak twórcy z czasem wycofali się z tego pomysłu, chcąc skupić się na opowieści. Z pierwotnej wersji nie wszystko na szczęście wyrzucono do kosza, dlatego teren działań w grze jest obszerniejszy niż np. w trzech pierwszych częściach Uncharted. Eksploracja jest z tego powodu znacznie ciekawsza, a kilka razy podczas zabawy usiądziemy nawet na kierownicą samochodu, zwiedzając spory kawałek Bright Falls. Iluzja otwartego świata pryska, gdy bohater nie może przeskoczyć niskiego płotu czy powalonego drzewa, lecz przez większość czasu można zapomnieć, iż kolejne fragmenty opowieści poznajemy w porządku przewidzianym przez autorów. Trzeba to docenić, zwłaszcza biorąc pod uwagę wiek produkcji.

Jeśli tylko nie zwiedzamy miasteczka w świetle dnia lub nie śledzimy cutscenek, to przez większość czasu w Alan Wake Remastered oddajemy się jednej czynności - walce. System przypomina trzecioosobowe strzelaniny, choć w skali gatunku jest unikatowy. Przeciwnikami w grze są bowiem opętani przez ciemność ludzie, przedmioty codziennego użytku, a nawet maszyny i pojazdy. Posyłanie w ich kierunku kul nie przyniesie żadnego efektu, jeśli wcześniej nie zdejmiemy z nich warstwy ciemności. Aby to zrobić, należy posłużyć się latarką lub innym urządzeniem generującym światło - tylko wtedy możemy wyeliminować adwersarza bronią palną. Działa to świetnie, a wygląda i brzmi bardzo satysfakcjonująco, co nie powinno nikogo dziwić, gdyż solidny gunplay to wizytówka Remedy. Jak na dwunastogodzinną przygodę, zróżnicowanie przeciwników uznaję za zadowalające, podobnie jak liczbę scenariuszy bitewnych, w tym m.in. obronę lądowiska dla śmigłowca, oświetlanie wrogów pomagającemu nam NPC-owi, pojedynek ze znikającym opętanym czy batalię z koparką.

W tym momencie dochodzimy do największego moim zdaniem feleru Alan Wake Remastered, zarówno oryginału z Xboksa 360, jak i recenzowanego remastera. Ogólnie rzecz biorąc bardzo nie lubię, gdy grom zarzuca się "powtarzalność", gdyż na dobrą sprawę każdy tytuł posiada pewien trzon rozgrywki, na którym bazuje całe doświadczenie, więc myśląc w ten sposób dowolnie wybrana gra zawsze będzie "powtarzalna". Kluczem jest tak urozmaicić zabawę, by główna mechanika nie zdominowała wyraźnie całego tytułu - twórcom przygód pisarza ta sztuka się nie udała. Choć formuła gry daje wiele możliwości np. w temacie zagadek, wykorzystania otwartych terenów czy większej interakcji ze światem, tutaj niczego podobnego nie znajdziemy. "Łamigłówki" ograniczają się do przeciągnięcia dźwigni, a niemal każde zbliżające się starcie możemy przewidzieć z kilkudziesięciu wirtualnych metrów. Nie wątpię, że producent był tego świadomy i zapewne jak zawsze w tego typu przypadkach zabrakło czasu i budżetu.

Alan Wake Remastered, czyli remaster co się zowie

Alan Wake Remastered - recenzja gry. Z tyłu liceum, z przodu muzeum? Nic z tych rzeczy!

Uważam, że wydawca uczciwie postawił sprawę, tytułując recenzowane wydawnictwo jako Alan Wake Remastered i wyceniając na nieco ponad sto złotych w wersji cyfrowej. Remake efektownie wyglądającej gry z 2010 roku raczej nie miał większego sensu (Naughty Dog: "Włodarczyk, potrzymaj nam piwo!"), dlatego zdecydowano się zaaplikować pacjentowi potężną dawkę cyfrowego koksu, nie ingerując przy tym w mechanikę gry. Remaster ukończyłem na PlayStation 4 i poprawek względem oryginalnego wydania jest mnóstwo. Tytuł działa w rozdzielczości Full HD, oferując stabilne 30fps i dwukrotnie większą wartość na konsolach obecnej generacji. Aliasing występuje incydentalnie, podobnie jak dorysowywanie się obiektów na dalszym planie. Wiele pracy poświęcono postaciom w grze - niektórym przemodelowano twarze (np. Alanowi), a wszystkim zmieniono tekstury włosów i ubrań. W cutscenkach zaimprowizowano bogatsze scenografie, dialogi zsynchronizowano z ruchem ust NPC-ów, a zabawie towarzyszy poprawiony, zajmujący mniej miejsca interfejs.

Zmodyfikowano system oświetlenia - pełniącego tak istotną funkcję w Alan Wake Remastered - dzięki czemu recenzowany tytuł nie ustępuje na tym polu wielu grom napisanym już z myślą o PS4 i XOne. Efektowniej prezentuje się także świat gry - wzbogacono geometrię obiektów, na nowo oteksturowano mniejsze i większe elementy (budynki, pojazdy, skały), a niebezpieczne lasy Bright Falls są jeszcze piękniejsze (dodano więcej drzew, wybrane powierzchnie pokrywają mech, paprocie i opadłe liście). W kilku miejscach gra zdradza swój rodowód, choć twórcy postarali się, by wspomnienia o Xboksie 360 odżywały w nas jak najrzadziej. Szkoda, że zarówno Remedy, jak i wspomagające ich brytyjskie studio d3t "przeoczyli" wyraźne spadki animacji w kilku cutscenkach, obecne na pewno w wersji PS4. Bez zmian pozostawiono rewelacyjną ścieżkę dźwiękową, gdzie znajdziemy licencjonowane kawałki takich artystów jak David Bowie, Nick Cave czy Poe, jak również oryginalne utwory autorstwa niezawodnego Petriego Alanko.

Stare porzekadło głosi, że o nieobecnych się nie mówi. Ja w tym miejscu się wyłamię i wspomnę kilka słów na temat Alan Wake's American Nightmare, którego absencja w recenzowanym wydaniu mogła niektórych zaskoczyć. W przeciwieństwie do zawartych na krążku fabularnych dodatków, powyższa pozycja to nie DLC, tylko niezależny spin-off. Dokrętka do tematu ukazała się dwa lata po oryginale w dystrybucji cyfrowej. Miałem wątpliwą przyjemność ukończyć tę pozycję i wcale mnie nie dziwi, iż deweloper o niej "zapomniał", gdyż jest po prostu słaba. Utrzymana w konwencji czarnej komedii króciutka opowieść została rozciągnięta z godziny do trzech, gdyż autorzy uznali, że nic tak nie rajcuje graczy, jak trzykrotne powtarzanie tych samych lokacji. Arcade'owy styl i kontekst fabularny również mnie nie porwały, a po premierze ostatniego dodatku do gry Control pt. AWE rzeczony spin-off nie mieści się już w kanonie serii. I słusznie.

Alan Wake Remastered - udany powrót do Bright Falls

Pisząc recenzję Alan Wake Remastered, złapałem się na tym, iż omawiany przeze mnie tytuł mógłby zadebiutować na rynku w takim kształcie nawet dziś, a gracze nie dostrzegliby wyraźnej różnicy pomiędzy dziesięcioletnią przygodą pisarza a współczesnymi przygodówkami akcji. O czym to świadczy? Z jednej strony o pewnym zastoju w branży, choć w równie dużym stopniu o kunszcie zespołu Remedy, którego dzieło wytrzymało próbę czasu.

Alan Wake świetnie odnalazł się w 2021 roku, a pewne felery, takie jak duża częstotliwość starć z opętanymi czy pozostawiające niedosyt zakończenie, tracą na znaczeniu w obliczu unikatowej narracji, ezoterycznej atmosfery, miodnego gunplayu, rewelacyjnie wykreowanego świata czy schludnej oprawy. Warto sięgnąć po dzieło Alana Wake'a także dlatego, że pisarz zachęcony pozytywnym odbiorem być może przełamie niemoc twórczą i w końcu stworzy kontynuację.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Alan Wake Remastered

Atuty

  • Wciągająca historia a' la King
  • Unikatowa narracja
  • Rewelacyjny klimat
  • Znakomity gunplay
  • Półotwarte lokacje
  • Nowa oprawa
  • Soundtrack

Wady

  • Mnóstwo walki, mało urozmaiceń
  • Zakończenie prosi się o sequel
  • Spadki animacji w filmikach

Dobre pióro i unikatowy styl - Alan Wake potwierdza, że pomimo upływu lat wciąż ma to "coś". Warto odwiedzić go w odnowionym Bright Falls.
Graliśmy na: PS4

Michał Włodarczyk Strona autora
cropper