The Crown (2020) – recenzja 4 sezonu serialu [Netflix]. Wielka Brytania w rękach trzech kobiet

The Crown (2020) – recenzja 4 sezonu serialu [Netflix]. Wielka Brytania w rękach trzech kobiet

Iza Łęcka | 09.11.2020, 16:01

Po niezwykle dobrze przyjętym 3 sezonie „The Crown” twórcy Netflixa wkraczają w okres funkcjonowania monarchii Wielkiej Brytanii, który był śledzony z zapartym tchem przez miliony ludzi na świecie. Jak w 4 sezonie Królowa Elżbieta II radzi sobie z nowymi wyzwaniami? Zapraszam do recenzji serialu „The Crown”.

Królowa Elżbieta wkracza w kolejną fazę władania Wielką Brytanią i walki o stabilność monarchii. Po wygranych wyborach urząd obejmuje zdecydowana Margaret Thatcher, której polityka i wprowadzenie wielu, często kontrowersyjnych, zmian w państwie, nie spotyka się z oczekiwanym entuzjazmem wśród obywateli. Diametralne decyzje rzutujące na działanie gospodarki odciskają piętno na Brytyjczykach, zmęczonych bezrobociem i niepewną sytuacją ekonomiczną. Wewnętrzne niepokoje, coraz śmielsze i bestialskie ataki IRA oraz trudności w kontaktach dyplomatycznych sprawiają, że Żelazna Dama, a z nią i cała Wielka Brytania stoją przed wymagającym czasem.

Dalsza część tekstu pod wideo

W Pałacu Buckingham również nie można mówić o spokoju. Książę Karol wiedzie życie wypełnione kolejnymi romansami, tymczasem media i opinia publiczna coraz intensywniej spekulują o potencjalnej żonie. Po tragicznym zamordowaniu Ludwika Mountbattena, który miał niebagatelny wpływ na życie następcy tronu, rozpoczynają się poszukiwania przyszłej księżnej. Traf chce, że to młodziutka Lady Spencer zyskuje aprobatę królowej oraz całej rodziny. Diana rozpoczyna intensywne szkolenie przygotowujące do życia zgodnego z twardymi zasadami etykiety dworskiej, co okupione jest stresem i nasileniem zaburzeń psychicznych. Pomimo wszelkich wątpliwości ze strony Charlesa oraz całkowitej niezgodności charakterów, pod koniec lipca 1981 roku dochodzi do ślubu.

The Crown (2020) – recenzja 4 sezonu serialu [Netflix]. Żelazna Dama

The Crown (2020) – recenzja 4 sezonu serialu [Netflix]. Wielka Brytania w rękach trzech kobiet

Scenarzyści Netflixa całkowicie odzierają z bajkowości historię rodziny królewskiej. W trakcie recenzowanego 4 sezonu „The Crown” uderzały mnie osobiste tragedie jej członków. Królowa Elżbieta od najmłodszych lat przygotowywana była do objęcia najwyższego urzędu, którego wszelkie wyzwania i problemy przyjmowała z poczuciem misji – od niej w końcu zależeć miała ciągłość monarchii. Wraz z upływem lat to młodsze pokolenie coraz mocniej dochodzi do głosu. Uwierający ciężar obowiązków oraz pełnione funkcje reprezentacyjne coraz bardziej mieszają się z prywatnymi dramatami. Potomkowie Windsorów niesamowicie się od siebie różnią, jednak żadne z nich nie jest w pełni szczęśliwe. Uwikłani w nieudane, aranżowane związki, zamknięci w ciasnych kajdanach ról, zjadani przez chorobliwą ambicję, ciągle na świeczniku i często nieakceptowani przez rówieśników, dzieci królowej są zagubione. Co gorsze, wraz z biegiem wydarzeń coraz mocniej czujemy, że księżniczka i książęta są po prostu żądni miłości i aprobaty, której w odpowiednim momencie nie uzyskali od, zajętych państwowymi powinnościami, rodziców.

Dzieciństwo w luksusach, ale pozbawione sowitej dawki uczuć, rzutuje na całe dorosłe życie. W przeciwieństwie do matki, kolejne pokolenie arystokratów nie radzi sobie z presją i postrzega swoje życie nie jako uprzywilejowane, ale jako pełne doskwierających, przykrych powinności, z którymi trzeba się zmierzyć. Zadania nie ułatwiają dziennikarze, którzy komentują ich każdy najdrobniejszy krok i stale krytykują.

Wątek Charlesa i Diany jest jednym z kluczowych w 4 sezonie. Bajka o księciu i księżniczce zyskuje swoją uwspółcześnioną wersję – za obiektywem aparatu życie Diany i Karola wydaje się niemal usłane różami, a ludzie z łatwością kupują ten obraz, żądni historii z dobrym zakończeniem. To niestety nie nadchodzi, a twórcy recenzowanego serialu „The Crown” nie bawią się w półśrodki czy niedomówienia, a z pełną szczerością prezentują nawarstwiający się konflikt i kulisy małżeństwa, które nie powinno być zawarte. „W tym małżeństwie zawsze były 3 osoby” – podczas jednego z głośnych wywiadów miała powiedzieć Diana i słowa te idealnie wpisują się w obraz relacji między nią a Karolem. Wieloletni romans z Camillą Parker Bowles już od pierwszych chwil rzutował na związek, doprowadzając do jego powolnego wyniszczania. Muszę jednak to powiedzieć: zamiast odczuwać negatywne emocje wobec pary książęcej, im się po prostu współczuje. Karol mierzy się ze swoją rolą, a pomimo prób wpisania się w sztywne ramy funkcjonowania w rodzinie królewskiej i jarzma następcy tronu, za wszelką cenę stara się być szczęśliwy. Szczęścia zaznaje przy starej, oddanej przyjaciółce, która ma rodzinę, przez co nigdy nie była brana pod uwagę jako potencjalna kandydatka dla księcia. Przy tym scenarzyści nie boją się poruszać chociażby tak kontrowersyjnego wątku jak bulimia, depresja czy romanse Księżnej Walii. Następca tronu całe życie pragnął jednej kobiety, której nie mógł oficjalnie mieć, jednocześnie będąc łasym na największe uznanie notorycznie czuł się urażony niesamowitą popularnością Diany. Przedstawione różnice w charakterze, obraz nawarstwiających się konfliktów i wielokrotne próby zakończenia związku wprowadzają sporo emocji w serialu.

The Crown (2020) – recenzja 4 sezonu serialu [Netflix]. Królowa ludzkich serc

The Crown (2020) – recenzja 4 sezonu serialu [Netflix]. Wielka Brytania w rękach trzech kobiet

4 sezon „The Crown” kontynuuje dobrą passę swoich poprzedników, a do całej gamy wielowymiarowych bohaterów, dołączają nowe postacie. Już od pierwszych odcinków nie mogłam się nadziwić z jaką dbałością obsada aktorska odtwarza nawet najdrobniejsze gesty czy reakcje swoich bohaterów. Oczywiście, w tej serii Waszą szczególną uwagę zwracać będzie postać Lady Di oraz Margaret Thatcher, które w moim odczuciu najbardziej przykuwają wzrok – i słusznie! Gillian Anderson podjęła się niełatwego zadania wcielenia się w Żelazną Damę, z czego wywiązała się znakomicie. Charakterystyczny sposób mówienia, spojrzenie, a nawet specyficzne ułożenie ust sprawiają, że czuje się do niej respekt. Jej powściągliwość miesza się z momentami wielkich emocji i wzburzenia, gdzie Thatcher za wszelką cenę chce postawić na swoim i niejednokrotnie napotyka opór ze strony samej królowej, która pomimo obranej polityki milczenia, podejmuje kilka działań podważających pozycję pani premier. Wymiany zdań między najważniejszymi Brytyjkami ogląda się z wypiekami na twarzy. Współpraca między nimi nie zawsze przebiega pomyślnie, jednak łatwo wyczuć szacunek, jakim obydwie postacie się darzą.

W opozycji do twardej i nieustępliwej Thatcher na ekranie debiutuje delikatna, nowa członkini rodziny królewskiej. Młodziutka, nieśmiała Diana, wkraczając na dwór brytyjski, miała trudności z wpasowaniem się. Media oraz Brytyjczycy, którzy oczekiwali ujawnienia wybranki następcy tronu, od razu pokochali atrakcyjną, uległą, wywodzącą się z dobrego domu, ale niezwykle szczerą w reakcjach, księżną. Nie ulega wątpliwości, że rola, jakiej podjęła się Emma Corrin nie należała do najłatwiejszych, a fani serialu mieli rozmaite wyobrażenia o aktorce, która miałaby zagrać Dianę Spencer. Po recenzowanym 4 sezonie „The Crown” będzie to też jedna z najbardziej komentowanych kreacji. Czy młoda aktorka podołała zadaniu? I tak, i nie. Księżna Diana w wykonaniu Corrin jest niezwykle delikatna, zagubiona, ale nie niewinna. Aktorka znakomicie oddaje jej charakter, przedstawia trudności i niepokoje, z jakimi się zmaga, a nieśmiały uśmiech, czy przejmujące spojrzenie odtwarza niemal identycznie, choć nieco sztywno i sztucznie. Jednocześnie nieco zaskoczyło mnie, z jakim dystansem do synowej podchodziła królowa.

The Crown (2020) – recenzja 4 sezonu serialu [Netflix]. „Gram do jednej bramki”

3 sezon „The Crown” stanowił dla mnie pewnego rodzaju zwrot w kreacji historii Elżbiety II, obrazując coraz większy ciężar, jaki spoczywał na jej barkach. 4 sezon, będąc jednocześnie wybitny pod względem realizacji i gry aktorskiej, kontynuuje tę niepokojącą mantrę, choć przenosi ją na spadkobierców korony. Życie w pałacowych ścianach, w luksusie i przepychu nie jest usłane różami, co widzom jest nieustannie unaocznione. Colman jako aktorka wszechstronna, jest niezwykle stanowcza w roli królowej, która już po wielu latach pełnienia urzędu, z ogromnym doświadczeniem, spokojem i wiedzą, wywiązuje się ze swej powinności. Trwałość monarchii jest priorytetem, o czym ciągle jesteśmy zapewniani. Szczególnie w pamięci zapadnie mi jedna z mocnych scen, kiedy królowa rozmawia z następcą tronu, próbującym wymusić na niej zgodę na separację z Dianą. Obserwująca z niepokojem rozwój wydarzeń, Elżbieta stanowczo i agresywnie dochodzi do głosu – nie jest matką ani babcią, przede wszystkim jest monarchinią Wielkiej Brytanii, o czym drastycznie przekonuje się Karol. Królowa przez wiele lat odkładała uczucia na bok, dlatego oczekuje od księcia Walii, że w odpowiednim momencie podąży jej ścieżką i spełni wszystkie oczekiwania. Relacja matki i syna jest jedną z najbardziej skomplikowanych, jakie w tym sezonie zobaczymy.

4 sezon „The Crown” to również niesamowita, dopracowana w najmniejszym calu charakteryzacja i realizacja – wnętrza, odtworzenie najbardziej charakterystycznych strojów oraz fryzur bohaterów stawiają poprzeczkę jeszcze wyżej i dają jasno do zrozumienia, że mamy do czynienia z jednym z najlepszych seriali Netflixa. Klimat odczuwamy już od pierwszych minut, a pomimo niezwykle spokojnego biegu wydarzeń, nie ulegamy znużeniu - co więcej, dla sympatyków brytyjskiej rodziny królewskiej najnowszy sezon będzie niesamowicie ciekawy. Zdziwiło mnie trochę, że niektóre istotne wątki podczas pełnienia przez Thatcher urzędu zostały pominięte. Odcinki jednak wypełnione są intrygującymi historiami, posiadają wiele pobocznych wątków (m.in. problemy ze zdrowiem księżniczki Małgorzaty, granej przez Helenę Bonham Carter), dzięki czemu ma się wrażenie, że 10 odcinków mija zbyt szybko. 4 sezon „The Crown” poświęcony został przede wszystkim kobietom, które miały lub mają nadal ogromny wpływ na całą historię Anglii, i prezentuje ich siłę. Historia kończy się w kulminacyjnym momencie i zostawia tak dużo nierozwiązanych spraw, że nie mogę doczekać się 5 sezonu.

Atuty

  • Kreacja twardej Margaret Thatcher zagranej przez Gillian Anderson
  • Scenarzyści nie bali się podjąć trudnych tematów dotyczących rodziny królewskiej
  • Wiele interesujących, sprawnie przeplatających się wątków
  • Bardzo dobre role Emmy Corrin, Emerald Fennel i Josha O'Connora
  • Zmiana zachodząca w Elżbiecie - jest ona przede wszystkim królową
  • Realizacja, oprawa i charakteryzacja bohaterów stoją na najwyższym poziomie

Wady

  • Pominięcie niektórych wątków istotnych historycznie

Nie ulega wątpliwości, że „The Crown” to jeden z najlepszych seriali Netflixa, a czwarty sezon dorównuje poprzednim. Twórcy kończą najnowszą serię w tak kluczowym momencie, że z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki!

9,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper