Power (2020) – recenzja filmu [Netflix]. Mam tę moc

Power (2020) – recenzja filmu [Netflix]. Mam tę moc

Jędrzej Dudkiewicz | 14.08.2020, 20:53

O ile do seriali dokumentalnych nie za bardzo można się przyczepić, o tyle coś średnio ostatnio wychodzą Netflixowi filmy fabularne. The Old Guard pod wieloma względami było dość mocno rozczarowujące i niestety tak samo jest z produkcją w reżyserii Henry’ego Joosta i Ariela Schulmana. Zapraszam do przeczytania recenzji Power (2020).

Jesteśmy w Nowym Orleanie, mieście wciąż pamiętającym dewastującą siłę huraganu Katrina. A na horyzoncie widać już kolejne problemy, bowiem coraz więcej ludzi zażywa tajemniczy narkotyk Power, dający człowiekowi przez pięć minut supermoce. Śledztwo w tej sprawie prowadzi policjant Frank, a także były żołnierz Art, którego motywacje jednak nie są do końca jasne.

Dalsza część tekstu pod wideo

Power (2020) – recenzja filmu [Netflix]. Mam tę moc

Power (2020) – recenzja filmu [Netflix]. Nic ponad przeciętność

Power jest przede wszystkim filmem akcji, ale Henry Joost i Ariel Schulman, podobnie jak we wcześniejszej wspólnie wyreżyserowanej produkcji Nerve, starają się chyba przy okazji powiedzieć coś więcej. Jest tu więc trochę o pogoni człowieka za ciągłym udoskonalaniem samego siebie, co może prowadzić do wypaczeń, zwłaszcza gdy postęp ma być okupiony przypadkowymi ofiarami w myśl sentencji, że cel uświęca środki. Jest trochę o chciwej korporacji, której marzy się nie tylko bogactwo, ale i nieograniczona władza. Innym wątkiem jest to, by nie dać się zmienić systemowi, odnaleźć własny głos i robić to, co się lubi i w czym jest się rzeczywiście dobrym. Oczywiście fajnie, że w Power pojawia się coś więcej niż pędząca do przodu akcja, szkoda tylko, że zamierzona głębia jest w rzeczywistości strasznie płytka. Nie ma tu nic, czego nie widzielibyśmy gdzie indziej, wszystko jest też rozegrane w sposób przewidywalny, schematyczny i po prostu oczywisty. To jednak nie wszystkie problemy. Z jednej strony Power ma naprawdę niezłe tempo i generalnie ogląda się ten film dobrze, z drugiej można przyczepić się do kilku elementów. Po pierwsze, jest tu trochę fragmentów zupełnie niepotrzebnych, jak to się mówi cringe’owych. Po drugie, sceny akcji są nakręcone dość nijako, często w sposób chaotyczny, przez co nie za bardzo widz wie, co dokładnie dzieje się na ekranie. Po trzecie, efekty specjalne też nie stoją na jakimś bardzo wysokim poziomie. Po czwarte, zasady, które zostają wprowadzone – chodzi oczywiście o te związane z zażyciem narkotyku – są przestrzegane odrobinę niekonsekwentnie.

Power (2020) – recenzja filmu [Netflix]. Fajna trójka bohaterów, beznadziejni przeciwnicy

Jak wspomniałem, Power mimo wszystko ogląda się całkiem nieźle. Spora w tym zasługa całkiem nieźle wykreowanych bohaterów. W śledztwie związanym z narkotykiem swoje siły łączą nie tylko Frank i Art, ale też nastoletnia dilerka Robin. Muszę przyznać, że twórcy poświęcili zaskakująco sporo czasu na to, by nie tylko zasygnalizować, ale i rozwinąć relacje między tymi postaciami, przez co łatwo można uwierzyć, że rzeczywiście chcą ze sobą współpracować i sobie pomagać. W efekcie tym pomaga również i to, że między grającymi ich aktorami panuje dobra chemia. Jamie Foxx nie musi się specjalnie wysilać, wystarczy, że skorzysta ze swojej charyzmy, poza tym widać, że dobrze czuł się na planie i podczas kręcenia miał frajdę z pracy. Fajny jest w sumie dawno przeze mnie nie widziany na ekranie Joseph Gordon-Levitt. Dobrze radzi sobie również Dominique Fishback, którą niektórzy mogą kojarzyć z serialu Kroniki Times Square. Tym większa szkoda, że ich przeciwnicy są całkowicie nijacy. Jakkolwiek wyróżnia się Rodrigo Santoro, ale raczej w sposób zabawny – nie bardzo widzę tego gościa w roli czarnego charakteru. Amy Landecker jako przywódczyni korporacji jest po prostu beznadziejna, niczego dobrego nie mogę też napisać o Taicie Fletcherze – ot, mięśniak, któremu trzeba spuścić łomot i tyle.

Power jest więc to taki film, o którym trudno jednoznacznie powiedzieć, czy się go poleca, czy nie. Z jednej strony jeśli wyłączy się myślenie i ma się ochotę na bezpretensjonalną rozrywkę na wieczór, to nie będzie to taki tragiczny wybór. Z drugiej jednak strony, jak człowiek chce obejrzeć jednak coś na nieco wyższym poziomie, to lepiej będzie sięgnąć po inną produkcję. Niekoniecznie Netflixa.

Atuty

  • Próbuje powiedzieć coś więcej…;
  • Dobre tempo;
  • Fajna trójka bohaterów – do tego porządnie zagrana

Wady

  • …Ale nie wychodzi poza banały;
  • Sporo różnorakich problemów scenariuszowych;
  • Beznadziejni przeciwnicy;
  • Średnie efekty specjalne

Na tle produkcji Netflixa Power znajduje się w środku stawki – ani nie jest to tragedia, ani specjalnie dobra produkcja.

5,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper