Mroczne materie, sezon 1 – recenzja serialu. Pył

Mroczne materie, sezon 1 – recenzja serialu. Pył

Jędrzej Dudkiewicz | 25.12.2019, 21:00

Pilot to nie wszystko, jak wiadomo. Pierwszy odcinek nowego serialu HBO Mroczne materie, na podstawie książek Philipa Pullmana, mi się naprawdę podobał. Widziałem w tej historii spory potencjał. Po pierwszym sezonie muszę jednak powiedzieć, że został on nie w pełni wykorzystany, więc dobrze by było, gdyby twórcy poprawili to i owo w trakcie kręcenia kolejnego.

Każdy człowiek ma swojego dajmona, zwierzęcego towarzysza życia, z którym wiąże go niezwykle silna więź. Młoda Lyra, której dodatkowo dotyczy pewna przepowiednia, wkrótce będzie musiała wyruszyć na wielką wyprawę, która zmieni całe jej życie oraz podejście do wielu spraw.

Dalsza część tekstu pod wideo

Mroczne materie, sezon 1 – recenzja serialu. Pył

Mroczne materie – historia z potencjałem, ale marnym scenariuszem

Recenzując pierwszy epizod pisałem, że trochę za mało było w nim informacji o świecie przedstawionym dla widza niezaznajomionego z książkami Pullmana. W trakcie ośmiu odcinków wiele spraw się oczywiście wyjaśnia i wszystko generalnie tworzy dość spójną całość. Czasem wydawało mi się tylko, że kwestia tego, iż dajmony muszą być cały czas w pobliżu swoich ludzkich towarzyszy jest niezbyt konsekwentnie przedstawiana. Z drugiej strony może to wynikać z faktu, że osoby odpowiedzialne za efekty specjalne nie zawsze tworzyły wizerunki dajmonów, a domyślnie znajdowały się one na przykład pod czymś schowane. To tak naprawdę drobna rzecz i gdyby tylko takie coś można było zarzucić Mrocznym materiom, to nie byłoby w ogóle z tym serialem żadnego problemu. A jest ich całkiem sporo. Po pierwsze, gdzieś w tym wszystkim jest całkiem ciekawa i wciągająca opowieść o starciu religii z nauką i o tym, jak ta pierwsza – a raczej jej przedstawiciele – potrafi manipulować ludźmi, by robili (albo nie robili) tego, co chce. Innym dość ważnym wątkiem są przyjaźń, lojalność, kwestia wyborów, które się podejmuje i ich konsekwencji oraz związane z tym zastanowienie się, czy cel uświęca środki. Tyle, że rozmyślania te giną w dość chaotycznym scenariuszu: częściej niż intrygująco jest po prostu nudno. Po drugie, trochę trudno jest się czymkolwiek przejmować, kiedy główna bohaterka ot, tak po prostu ze wszystkim sobie radzi. Jako jedyna ma naturalny dar do odczytywania wskazań magicznego urządzenia, aletheiometru, podczas gdy uzyskanie odpowiedzi innym może zająć nawet kilka tygodni. Gdy tylko Lyra natrafia na jakiś problem, po pół minucie wie co robić i wszystko idzie dobrze. To trochę leniwe i za proste rozwiązanie, by mogło angażować odbiorcę. Do tego jedna postać jest chyba wprowadzona za późno, przez co jej wątek, przynajmniej na razie, wydaje się zbędny. Wszystko to razem sprawia, że Mroczne materie pozbawione są energii, uroku i magii, mimo że wyraźnie widać, że prawdopodobnie gdzieś głęboko one drzemią, tylko nie są w stanie wychynąć na światło dzienne.

Mroczne materie – dobre aktorstwo, które czasem przegrywa z dialogami

Niczego nie mogę za to zarzucić obsadzie serialu. Wręcz przeciwnie, wszyscy starają się, jak mogą. Dafne Keen w roli Lyry (a wcześniej Laury w Loganie) jest bardzo sympatyczna i naturalna. Tylko dzięki jej występowi można jakkolwiek lubić czy przejąć się losami jej bohaterki. Bardzo dobra jest też Ruth Wilson jako Marisa Coulter – tajemnicza, niepokojąca, a jednocześnie wyraźnie widać, że z różnych powodów bardzo jej zależy na Lyrze. Szkoda za to, że tak mało jest Jamesa McAvoya, ale gdy już pojawia się na ekranie, to jak zwykle, dzięki charyzmie, przejmuje go na własność. Udaną kreację tworzy również Lin-Manuel Miranda, aczkolwiek on z kolei nagle, zupełnie nieoczekiwania znika. Jak sądzę pojawi się w drugim sezonie, podobnie pewnie, jak i Andrew Scott (Moriarty z Sherlocka), którego póki co widać w kilku scenach na nagraniu odtwarzanym na tablecie. Starania obsady warto docenić tym bardziej, że często musi ona wypowiadać bardzo drętwe dialogi, w założeniu mające chyba dodatkowo budować emocje. Niekiedy niestety skutek jest odwrotny i człowiek ma ochotę złapać się za głowę i zapytać, kto pozwolił, żeby tak bezsensowna rozmowa trafiła do serialu.

Póki co zatem chyba największą zaletą Mrocznych materii jest znakomita oprawa audio-wizualna. Muzyka jest rzeczywiście piękna i świetnie pasująca do tego, co dzieje się na ekranie. Do tego zdjęcia, plenery, efekty specjalne stoją na najwyższym poziomie – dajmony, czy niedźwiedzie wyglądają naprawdę rewelacyjnie. Dobrze jednak byłoby, gdyby w drugim sezonie twórcy znacznie bardziej przyłożyli się do historii, którą opowiadają, bo póki co Mroczne materie ledwie sygnalizują tkwiący w tej produkcji potencjał.

Atuty

  • Kilka ciekawych wątków oraz potencjał tkwiący w historii…;
  • Dobre aktorstwo;
  • Znakomite zdjęcia, efekty specjalne i muzyka

Wady

  • …które jednak są torpedowane przez liczne wady scenariusza;
  • Sporo drętwych dialogów;
  • Nie raz i nie dwa wkrada się nuda

Pierwszy sezon Mrocznych materii pokazuje, że w tej historii tkwi spory potencjał, którego jednak póki co twórcom nie udało się wydobyć.

6,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper