X-Men: Mroczna Phoenix – recenzja filmu. Łabędzi śpiew

X-Men: Mroczna Phoenix – recenzja filmu. Łabędzi śpiew

Jędrzej Dudkiewicz | 05.06.2019, 08:00

Coś się kończy, coś się wkrótce pewnie zacznie, można by napisać recenzując X-Men: Mroczną Phoenix. Tak się bowiem składa, że jest to ostatnia produkcja o mutantach sygnowana logiem FOX-a, który został kupiony przez Disneya, a zatem niedługo powinni się oni stać częścią znacznie większego uniwersum. Co ma do zaproponowania Simon Kinberg, który odpowiadał zarówno za reżyserię, jak i scenariusz?

Jak się okazuje, X-Meni nie są już społecznymi wyrzutkami. Prowadzący szkołę dla uzdolnionych dzieci Charles Xavier ma telefon, który jest bezpośrednio połączony z gabinetem prezydenta USA. Któregoś razu wysyła on mutantów na ratunek astronautom, którzy zetknęli się z dziwną, za to bardzo potężną siłą. W wyniku nieprzewidzianych zdarzeń absorbuje ją Jean Grey, stając się tym samym niesamowicie potężna. Wkrótce jej tropem zaczyna podążać tajemnicza Vuk.

Dalsza część tekstu pod wideo

X-Men Mroczna Phoenix – recenzja 1

X-Men Mroczna Phoenix – recenzja 2

X-Men: Mroczna Phoenix – dobra rozrywka, marni X-Meni

Przyznam się bez bicia, że nie miałem specjalnych oczekiwań względem Mrocznej Phoenix. Spodziewałem się raczej średniaka, tym bardziej, że niedawna Apokalipsa była dla mnie całkiem sporym rozczarowaniem. Może to więc wynik zaniżonych oczekiwań, a może innej kwestii (o której jednak za chwilę), ale seans filmu upłynął mi bardzo przyjemnie. Mroczna Phoenix ma naprawdę dobre tempo, a przede wszystkim – jeśli rozpatrywać ją w kategoriach wyłącznie produkcji rozrywkowej – jest porządnie napisana. Byłem szczerze zainteresowany tym, co będzie się działo dalej. Zwłaszcza, że nie wszystko da się tu przewidzieć, jeden moment może być wręcz dość szokujący. Oczywiście nie zdradzę, o co chodzi. W każdym razie sporo rzeczy działa tu całkiem nieźle: motywacje są znane, stawka też, wszystko idzie do przodu bez większego zgrzytu.

Problem w tym, że podejrzewam, iż większość osób nie do końca tego oczekiwała. A raczej nie tylko tego. Mroczna Phoenix to chyba najbardziej ikoniczny komiks o X-Menach. Historia epicka i wielowymiarowa. Jak się jednak okazuje, posłużyła wyłącznie za bardzo luźną inspirację. Pojawiają się tu bowiem wątki, które w ogóle nie wiadomo, skąd się wzięły. Sporo innych rzeczy zostało zmienionych. Co więcej, twórcy filmu mają także w nosie to, co działo się we wcześniejszych produkcjach o X-Menach, mam tu na myśli oczywiście te począwszy od Pierwszej klasy. Wiele rzeczy w związku z tym może być niezrozumiałych, o innych zwyczajnie zapomniano. Co jest o tyle dziwne, że Simon Kinberg napisał scenariusze również do Przeszłości, która nadejdzie i Apokalipsy. Nie mówiąc o fatalnym Ostatnim bastionie, ale te wydarzenia w związku ze wspomnianą przed chwilą Przeszłością, która nadejdzie nie miały miejsca. Wygląda to trochę tak, jakby w FOX-ie uznali, że i tak nie ma to żadnego znaczenia, skoro Marvel zapewne wywali wszystko do kosza i całkowicie zrestartuje X-Menów. Osobiście machnąłem na to ręką i po prostu się dobrze bawiłem, jednak myślę, że sporo fanów wyjdzie z kinach mocno zawiedzionych takim obrotem spraw. W sumie można by jeszcze wspomnieć o tym, że pod wieloma względami fabuła Mrocznej Phoenix jest niesamowicie wprost podobna do tej, którą zaprezentowano w… Kapitan Marvel.

X-Men: Mroczna Phoenix – nierówne aktorstwo

Dużo większy problem mam za to, przynajmniej częściowo, z aktorkami i aktorami wcielającymi się w bohaterów. Na czele niestety z Sophie Turner, która jako Jean Grey jest mocno nieprzekonywująca. Były momenty, w których jej wierzyłem, ale jednak przez większość czasu nie udawało jej się odpowiednio zaprezentować emocji, które buzowały w Jean. Nie zawsze była to jej wina jednak, bo niekiedy dialogi są tu strasznie kiczowate (a do tego jej historia sprowadza się do – znów – przepracowywania traum i uczuć, które nie są balastem, tylko siłą). Jeszcze gorsza jest za to Jessica Chastain, której rola jest tak całkowicie nijaka, że w zasadzie niewiele więcej da się o niej powiedzieć. Świetny jest za to James McAvoy, zwłaszcza, że Charles Xavier jest zdecydowanie najciekawszą postacią filmu. De facto jest to bowiem czarny charakter, bo twórcy oferują bardzo ciekawe spojrzenie na tego bohatera. Okazuje się, że pod całą swoją mądrością i empatią skrywa też wybujałe ego, egoizm, chęć bycia w centrum uwagi, potrzebę pochlebstw i przede wszystkim absolutną pewność, że wszystko, co robi jest idealne i nigdy nie popełnia błędów. To, co dzieje się w filmie jest w bardzo dużym stopniu jego winą. I dobrze, że zostało to pokazane. Porządny jest też, chociaż dość niewykorzystany, Michael Fassbender jako Magneto.

X-Men Mroczna Phoenix – recenzja 3

Mroczna Phoenix ma oczywiście bardzo dobre efekty specjalne, całkiem nieźle nakręcone i angażujące sceny akcji (z drugiej strony jest ich mniej, niż można było się spodziewać). Wszystko zależy więc od tego, jak podejdziecie do seansu. Jeśli liczycie na porządny film rozrywkowy, to go dostaniecie. Jeśli na coś więcej, zwłaszcza w związku z tak ważną dla X-Menów historią, to z kina wyjdziecie raczej mocno rozczarowani.

Atuty

  • Kilka ciekawych tropów i pomysłów, w tym jedno mocno zaskakujące rozwiązanie fabularne;
  • James McAvoy jako Xavier i Michael Fassbender jako Magneto;
  • Efekty specjalne;
  • Porządne sceny akcji;
  • Dobre tempo

Wady

  • Historia nie ma za wiele wspólnego zarówno z ikonicznym komiksem, jak i wcześniejszymi filmami o X-Menach;
  • Bardzo nierówne aktorstwo Sophie Turner i Jessici Chastain;
  • Sporo słabych dialogów

Mroczna Phoenix to porządny film rozrywkowy. Szkoda tylko, że ma tak mało wspólnego z samymi X-Menami.

6,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper