The Walking Dead, pierwsza połowa 9 sezonu – recenzja serialu. Trochę lepiej (spoilery)

The Walking Dead, pierwsza połowa 9 sezonu – recenzja serialu. Trochę lepiej (spoilery)

Jędrzej Dudkiewicz | 27.11.2018, 19:57

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby mimo deklaracji zaprzestania oglądać dalej ten tasiemiec zwany The Walking Dead. No dobra, niech będzie, Roger mnie namówił, to jego wina. Po tragicznych siódmym i ósmym sezonie, nie miałem żadnych oczekiwań względem dziewiątej serii. Może też dlatego jakość ośmiu odcinków, które składają się na pierwszą połowę sezonu, była dla mnie zaskoczeniem. Będę pisać ze spoilerami, ostrzegam.

Negan został pokonany, przyszedł więc czas na budowanie nowego, lepszego świata. Nie jest to oczywiście łatwe, bo raz, że zasobów jest mało, a gęb do wyżywienia sporo, dwa, że nie wszyscy sojusznicy Ricka są zachwyceni tym, że darował życie Neganowi. Do tego na horyzoncie już widać kolejne wielkie zagrożenie, czyli Szeptaczy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak brzmiałaby moja najkrótsza opinia o tych ośmiu odcinkach? Jest wyraźnie lepiej, ale nie mam pojęcia, skąd biorą się zachwyty, na które natrafiam tu i ówdzie. Skupmy się wpierw na tym, co dobre. Przede wszystkim poprawiło się wyraźnie tempo, w dziewiątym sezonie dzieje się więcej. Najlepszym tego dowodem niech będą wspomniani Szeptacze, którzy w pełnej okazałości pojawiają się w zasadzie w ósmym odcinku. We wcześniejszych sezonach trzeba by było na to czekać do ostatniego epizodu serii. Sami Szeptacze są zresztą, przynajmniej na razie, intrygujący i dają szansę na coś, czego nie widziałem w tym serialu od niepamiętnych czasów. Mianowicie zombie znów będą stanowić rzeczywiste zagrożenie i skończą się rządy postaci terminatorów, które mając śrubokręt poradziłyby sobie z setką umarlaków. Ostatni odcinek przed przerwą ma dobry cliffhanger, dość niespodziewaną śmierć (chociaż, czy na pewno?), do tego pokazaną w rzeczywiście sensowny sposób. To też jest zresztą plus: dziewiąty sezon zawiera w sobie wyraźnie mniej absurdów, niż wcześniejsze, bohaterowie zachowują się odrobinę sensowniej (oczywiście nie zawsze, o czym za chwilę). No po prostu, człowiek ma rzadziej ochotę wywracać oczami z zażenowania.

Twórcy The Walking Dead nie byliby sobą, gdyby jednak w zasadzie w każdym odcinku nie umieścili jakiegoś totalnego idiotyzmu. A to zapomną zamknąć celę Negana i wyjdzie on sobie na wolność jak gdyby nigdy nic (ok, może to być jakiś test, plus i tak w końcu musiał uciec, bo lepiej, żeby był na wolności, ale niech to ma odrobinę sensu). A to Rick i Daryl wpadną do ogromnej dziury, która nie wiadomo do czego służy i jakimś cudem żaden zombie tam nie zawędrował. A to koń, który żyje już wiele lat po apokalipsie, w jednej scenie będzie panikować na widok umarlaków, w innych nic nie wpłynie na jego spokój. To tylko kilka przykładów kretynizmów i to wcale nie największych, bo można by na przykład dodać, że dziewięciolatka może tu na luzie strzelać z broni, której odrzut – i to w najlepszym wypadku – urwałby jej zapewne rękę. Są tu jednak dużo gorsze rzeczy. Twórcy wyraźnie mają problem z napisaniem sensownego ciągu wydarzeń, mających wywołać w widzu określone emocje. Najlepszym tego przykładem niech będzie akcja bodaj z pierwszego odcinka. Grupa zabiera z muzeum kilka zabytków, które mogą się przydać w rolnictwie i wiezie je na wozie. Tenże wpada w błoto, konie nie są w stanie dalej ciągnąć, za bohaterami jest grupa zombie. Uznają kolektywnie, że trzeba uciekać, bo umarlaków jest za dużo, by z nimi walczyć. Jednak pewien random, którego poznajemy kilka minut wcześniej, postanawia ratować konie i zostaje ugryziony przez zombie. Reszta grupy uznaje, że jednak spoko, mogą walczyć ze sztywnymi i załatwiają ich w dziesięć sekund. A potem są strasznie smutni, że kolega umiera. Gdzie w tym jakakolwiek logika i jakim cudem odbiorca ma się przejąć losem postaci, której nie zna nawet imienia? Nie mam pojęcia. Do tego cała akcja ze trzech odcinków, koncentrująca się na budowie mostu, by móc dostarczać zapasy do Sanktuarium, w którym jest problem z żywnością i lekami, jest tu wyłącznie po to, by ostatecznie Rick mógł wysadzić most i odejść z serialu. Bo tak, w piątym odcinku Andrew Lincoln żegna się z The Walking Dead (ma jednak pojawić się w trzech filmach kinowych). Najważniejszy bohater, z którym jesteśmy od samego początku dostaje takie pożegnanie, że gdyby nie fakt, iż Lincoln jest świetnym aktorem, to w ogóle by mnie to nie ruszyło. To ostateczny dowód na to, że serial już od dawna nie dostarcza tego, co powinien. Ani śmierć Carla z zeszłego sezonu, ani teraz ostatnie chwile Ricka nie wywołały we mnie w zasadzie żadnych emocji.

Ostatecznie więc na nic zdaje się dobra gra Andrew Lincolna, a także Jeffreya Dean Morgana, który wciela się w Negana i kradnie dla siebie każdą scenę, w której się pojawia. Oprócz nich serial jest pełen niesamowicie irytujących bohaterów (liderką została obecnie chyba Michonne), którzy nie mają nic ciekawego do powiedzenia, wciąż przeżywają te same rozterki i zachowują się głupio. Twórcy za mało tłumaczą (co działo się przez sześć lat, które upłynęły między piątym i szóstym odcinkiem? Co się stało z Maggie?). Mógłbym jeszcze bardzo długo pisać o tym, co nie gra w dziewiątym sezonie, każdy odcinek w zasadzie dałoby się szczegółowo omówić i wskazać błędy, ale nie ma to sensu (zapraszam ewentualnie do dyskusji w komentarzach). Owszem, ogląda się to wszystko z nieco większą przyjemnością (z tego co pamiętam poprzedni sezon oceniłem na 2, więc progres jest wyraźny, choć obecna ocena nieco naciągnięta) i mniejszym poczuciem zmarnowanego czasu. Nie zmienia to jednak faktu, że The Walking Dead wciąż nawet nie stało obok prawdziwie dobrego, pomysłowego serialu.

Atuty

  • Mniej absurdów, żywsze tempo, więcej sensu;
  • Jeffrey Dean Morgan i Andrew Lincoln;
  • Szansa, że Szeptacze będą naprawdę ciekawi i wniosą sporo zmian

Wady

  • Wciąż w każdym odcinku jest sporo idiotyzmów;
  • Dalej jest dużo poważnych błędów scenariuszowych;
  • Mało w tym wszystkim emocji, nawet tych związanych z ważnymi wydarzeniami;
  • Większość bohaterów irytująca

Pierwsza połowa dziewiątego sezonu The Walking Dead daje nadzieje, że może kiedyś ten serial będzie stać na naprawdę dobrym poziomie. Przed twórcami jednak jeszcze bardzo daleka droga.

5,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper