Creed II – recenzja filmu. Niemal nokaut

Creed II – recenzja filmu. Niemal nokaut

Jędrzej Dudkiewicz | 23.11.2018, 18:25

Trzy lata temu Creed był dla mnie swoistym objawieniem. Nie spodziewałem się niczego po tym filmie i może też dlatego z kina wyszedłem oszołomiony. Produkcja ta okazała się też trampoliną do sukcesu dla reżysera Ryana Cooglera. Czy będzie tak samo w przypadku Stevena Caple’a Jr., który stanął za kamerą kontynuacji? Wcale niewykluczone.

Adonis Creed przegrał na punkty starcie z Rickiem Conlonem, jednak od tego czasu odnosi same sukcesy. Wygrywa kolejne walki, jego związek z Biancą też rozwija się bardzo dobrze. Oto jednak na horyzoncie pojawiają się kłopoty. Wyzwanie młodemu mistrzowi rzuca Viktor Drago, syn Ivana, który – jak pamiętamy – zabił na ringu ojca Adonisa, Apollo.

Dalsza część tekstu pod wideo

Powiedzmy to sobie jasno od razu – tak, wszyscy widzieliśmy już ten film. I to nie raz. Twórcy nie wychodzą poza schemat znany z masy innych filmów sportowych, wszystko da się tu przewidzieć. Okej, może trochę szkoda, że nie przygotowano żadnych, choćby niewielkich niespodzianek, że to wciąż są te same emocje i myśli, które wałkowane były już wielokrotnie. Z drugiej jednak strony znam wiele innych powrotów po latach do starych dzieł, które zostały zrobione o wiele gorzej i ze znacznie mniejszym sercem. Wszystkie mankamenty bowiem przestają mieć znacznie, gdy okazuje się, że ten trochę ponad dwugodzinny film od początku do końca trzyma w napięciu i dostarcza niesamowitych wrażeń. Zresztą nawet, jeśli nie mówi się tu nic nowego, to i tak to działa. Ponownie więc podkreśla się tu, że boks to bardziej walka z samym sobą i swoimi słabościami, a ten drugi koleś to tylko przeszkoda, którą trzeba pokonać. Jest dużo o nie poddawaniu się. Ale też o trudnych relacjach ojcowsko-synowskich, o rodzicach, którzy cedują marzenia na swoje pociechy i synach, którzy starają się spełnić oczekiwania. Znajdzie się miejsce i dla spraw z przeszłości, z którymi trzeba żyć, a z którymi trudno jest się pogodzić. Podkreśla się również, że prawdziwe życie, prawdziwe bycie mężczyzną to nie obijanie komuś mordy, tylko wzięcie odpowiedzialności za najbliższe osoby. Wiadomo jednak, że kiedy w grę wchodzą względy osobiste – a trudno o coś silniejszego niż chęć pomszczenia śmierci ojca – mimo wszystko odpuścić się nie da.

Wszystko to jest nakręcone znakomicie. O ile początkowe walki są zrealizowane nieco gorzej od tych z jedynki, to końcowa ma w sobie taką dawkę emocji, że ledwo da się wytrzymać. Gdy przeciwnik Adonisa w końcu upadł, mamrotałem wręcz pod nosem w kinie: leż, mendo, nie wstawaj. To efekt znakomicie wykreowanych bohaterów, prawdziwy dowód na to, że jeśli tylko umie się stworzyć ciekawe postacie, ma się trochę talentu reżyserskiego i coś do powiedzenia, to nawet znana historia może porwać widzów. Michael B. Jordan ponownie jest fantastyczny w swojej roli. Zarówno wtedy, gdy włącza mu się tryb zbyt pewnego siebie, nieco aroganckiego kolesia, jak i wtedy, gdy jest na dnie, złamany i dopiero musi się pozbierać dzięki niesamowitej wewnętrznej sile i determinacji. Sylvester Stallone znów jest lepszy niż w zdecydowanej większości swoich wcześniejszych filmów, ponownie dodając coś nowego do swojej chyba najbardziej ikonicznej roli. Partneruje im zjawiskowa Tessa Thompson jako Bianca, która nie daje się wcale zepchnąć na drugi plan. Nieźli są też i antagoniści. Dolph Lundgren tłumi w sobie złość, poczucie klęski i odrzucenia (został zapomniany i wręcz wygnany z Rosji po porażce z Rockym). Przelewa te uczucia na syna Viktora, karmionego nienawiścią i bardziej przypominającego niepowstrzymaną bestię niż człowieka. Dobrze, że zadbano o podkreślenie jego siły, gdy Viktor Drago wyprowadza ciosy, ziemia niemal drży. Wyzwanie stojące przed Adonisem jest więc rzeczywiście duże, ale gdy ojciec i syn, Ivan i Viktor, stoją na szczycie schodów, tych schodów, schodów Rocky’ego, jest w tym coś niewłaściwego i wiadomo, komu się będzie w tym starciu kibicować.

Może więc Creed II jest odgrzewanym kotletem, ale jak przyrządzonym! Był to jeden z najbardziej oczekiwanych filmów tego roku przeze mnie i nie zawiodłem się. Dzieło w reżyserii Stevena Caple’a Jr. dostarczyło mi tyle emocji, ile ładnych kilkanaście ostatnich filmów razem wziętych. Nie jest to coś, obok czego można przejść obojętnie.
 

Atuty

  • Ogromne emocje
  • Fantastyczna finałowa walka
  • Świetne aktorstwo

Wady

  • To znana, schematyczna historia: nie ma to jednak ostatecznie większego znaczenia

Creed II spełnił wszystkie nadzieje, które w nim pokładałem. To film piekielnie intensywny i pełen emocji.

8,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper