22 lipca – recenzja filmu. 77

22 lipca – recenzja filmu. 77

Jędrzej Dudkiewicz | 15.10.2018, 19:47

Paul Greengrass ma dwa oblicza, oba zresztą świetne i ciekawe. Z jednej strony kręci filmy akcji, które potrafią wręcz zrewolucjonizować gatunek, patrz: Ultimatum Bourne’a. Z drugiej potrafi zrealizować produkcje, które odwzorowują prawdziwe wydarzenia, czego przykładem Krwawa niedziela oraz Lot 93. Jego najnowsze dzieło, 22 lipca, zalicza się do drugiej kategorii.

Może nie wszyscy pamiętają dokładną datę – 22 lipca 2011 roku – tego wydarzenia, ale każdy chyba jednak o nim słyszał. To właśnie tego dnia Anders Breivik rozpoczął swoją „misję” naprawy państwa norweskiego, wpierw detonując bombę pod siedzibą rządu, później przedostając się na wyspę Utoya. Odbywał się na niej obóz młodzieżówki rządzącej Norwegią partii. Uzbrojony po zęby Breivik zabił tam 69 osób.

Dalsza część tekstu pod wideo

22 lipca Netflix

22 lipca Netflix

Idąc do kina spodziewałem się prawdę mówiąc nieco inaczej poprowadzonej opowieści. Podejrzewałem bowiem, że wpierw będziemy mogli poznać przebywającą na wyspie młodzież oraz samego Breivika, a wydarzenia opisane w streszczeniu będą kulminacją filmu. Tymczasem atak terrorystyczny Breivika został pokazany już na samym początku 22 lipca. To zresztą znakomicie nakręcona, trzymająca w napięciu sekwencja. Zrealizowana jest w taki sposób, że człowiek siedzi ze ściśniętym gardłem i chociaż praktycznie nic nie wie o ofiarach, boi się o życie każdej z nich. W drugiej części Greengrass koncentruje się na wielu różnych wątkach. Po pierwsze, przygląda się tym, którym udało się przeżyć, ich stanowi psychicznemu, radzeniu sobie z traumą. Tutaj głównym bohaterem jest Viljar, który cudem przeżył i musiał przejść kilka operacji. Po drugie, równie istotny jest sam Breivik i jego agenda, a przede wszystkim to, jak organy państwowe nie są sobie w stanie poradzić z przeciwnikiem, którego nie rozumieją. Breivik postanowił bowiem wziąć całe państwo za zakładnika i wykorzystać rozprawę sądową do spektaklu, podczas którego zaprezentował swoje poglądy. A są tu jeszcze wątki adwokata, który reprezentuje Breivika i to, z czym musi się zmagać, zarówno we własnej głowie, jak i w związku z tym, że nie wszystkim podoba się jego rola. Istotny jest również premier Norwegii i śledztwo, które miało wykazać, w jaki sposób służby zareagowały na atak i czy można było zrobić coś więcej i szybciej. Takie nagromadzenie wątków spowodowało, że 22 lipca jest filmem długim i o ile samo to zupełnie nie przeszkadza, bo Greengrass wyreżyserował swoje dzieło bardzo precyzyjnie, wywołując w widzu różnorakie emocje i przykuwając jego uwagę od początku do końca, o tyle można się zastanawiać, czy jednak nie warto byłoby się trochę ograniczyć, by poszczególne rzeczy lepiej wybrzmiały.

Nie zmienia to jednak faktu, że 22 lipca jest filmem wciągającym i zmuszającym do myślenia. Osobiście do dziś jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Norwegia poradziła sobie z tą traumatyczną sytuacją. Jasno powiedziano bowiem, że terrorysta nie będzie dyktował nam warunków, nie zmienimy ze względu na niego prawa, a odpowiedzią na jego ekstremizm będzie jeszcze więcej wyznawanych przez nas wartości. W końcu nawet prokuratorzy prowadzący sprawę przed każdym posiedzeniem podchodzili do Breivika i podawali mu rękę, bo taki jest zwyczaj (akurat w filmie nie jest to pokazane). A że było to niezwykle trudne widać dzięki znakomitej kreacji Adersa Danielsena Lie, który wcielił się w Breivika. Nie chodzi o to, że zanim wygłosił swoje oświadczenie w sądzie wykonał znane pozdrowienie rzymskie. Lie jest po prostu niesamowicie niepokojący, nie tylko wtedy, gdy z beznamiętną miną chodzi po wyspie przebrany za policjanta i strzela do młodych chłopaków i dziewczyn, ale też wtedy, gdy siedzi w areszcie. Sceny, w którym z uśmiechem na ustach, zajadając pizzę z sosem czosnkowym, domaga się, by obejrzał go lekarz, gdyż rozciął sobie palec na czaszce jednej z ofiar i nie chce, by wdało się zakażenie, budzą autentyczną grozę i zwyczajnie niedowierzanie. Wszyscy zresztą grają tu bardzo dobrze, sprawdzają się zarówno Jonas Strand Gravli jako Viljar, jak i Jon Oigarden jako adwokat Geir Lippestad.

22 lipca Netflix

Jedyne co jest dość dziwne, to fakt, że wszyscy tu mówią po angielsku. Jak sądzę wynikało to z chęci, by film był jak najbardziej przystępny w odbiorze na świecie, jednak był to dla mnie pewien mały zgrzyt. Da się jednak przymknąć na to oko (a raczej ucho), bo 22 lipca to świetny film na ważny temat, niepozostawiający widza obojętnym. Przesłanie, tak samo jak i prawdziwych wydarzeń, jest na szczęście dość optymistyczne. Ostatecznie Breivik wszak przegrał, nie osiągnął swoich celów. Przeciwstawiono mu wiele pozytywnych uczuć i zachowań. Także ze strony tych, którzy przeżyli. Jak mówi w pewnym momencie Viljar, nie są oni ani martwi, ani żywi, znajdują się w stanie zawieszenia. Mają jednak wybór i mogą zdecydować, którą z tych dwóch ścieżek chcą podążyć. Wszyscy możemy to zrobić, stając po stronie ofiar i ocalałych, a odrzucając terrorystów.

PS Film można obejrzeć zarówno w kinach, jak i na Netflixie.

Źródło: własne

Atuty

  • Świetne aktorstwo;
  • Wielowątkowość i liczne obserwacje na wiele tematów;
  • Precyzyjna reżyseria

Wady

  • Trochę dziwne, że wszyscy mówią po angielsku, a nie norwesku;
  • Niektórzy mogą się czepiać, że za dużo tu wątków, przez co żaden nie wybrzmiewa z pełną mocą

22 lipca to znakomity film, o którym nie można zapomnieć jeszcze długo po seansie.

8,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper