Bez litości 2 – recenzja filmu. Bez litości również dla widza

Bez litości 2 – recenzja filmu. Bez litości również dla widza

Jędrzej Dudkiewicz | 01.09.2018, 18:05

Nie byłem wielkim fanem Bez litości Antoine’a Fuqu’y. Przy wszystkich swoich słabościach była to jednak prosta strzelanka, przy której bez większego bólu można było spędzić dwie godziny wolnego czasu. Nie wykluczam jednak, że moja opinia o części pierwszej się polepszyła po tym, jak obejrzałem kontynuację.

U Roberta McCalla niewiele się zmieniło. Nadal nadrabia książki z listy 100 pozycji, które trzeba w życiu przeczytać, a w wolnych chwilach dba o najbliższe otoczenie oraz pomaga uciśnionym, głównie poprzez mordobicie z ich oprawcami. Któregoś dnia jednak zabita zostaje jego jedyna prawdziwa przyjaciółka. McCall postanawia poprowadzić śledztwo na własną rękę i w taki też sposób wymierzyć sprawiedliwość.

Dalsza część tekstu pod wideo

Bez litości 2 już na starcie ma sporo problemów. Przede wszystkim, nie wiadomo po co, film ma w zasadzie dwie ekspozycje. Służą one do przybliżenia bohatera tym widzom, którzy nie widzieli części pierwszej. Tyle że wystarczyłaby jedna scena, z której jasno wynika, że McCall jest świetnie wyszkolonym zabójcą o złotym sercu: pomoże nie tylko odzyskać córkę znajomej właścicielce księgarni, ale też przeprowadzi sympatyczne rozmowy z pasażerami (zarabia jako kierowca Ubera). Po co więc dwa bardzo podobne fragmenty, które dla właściwej fabuły nie mają absolutnie żadnego znaczenia, trudno powiedzieć. Można by na to spokojnie machnąć ręką, gdyby nie to, że dodatkowo wydłuża to i tak już pokaźny metraż. A i to nie byłoby przeszkodą w czerpaniu rozrywki z seansu. Kłopot w tym, że wyraźnie zaburzone są tu proporcje. Sceny akcji są intensywne i całkiem widowiskowe, lecz niestety bardzo krótkie i jest ich tak naprawdę bardzo mało.

Zamiast tego dostajemy mnóstwo rozmów o życiu, śmierci i pierdołach związanych z tym, co należy w życiu robić, czego nie i co to znaczy być prawdziwym mężczyzną. Zdecydowanie za dużo się tu gada, a za mało strzela, bije i ściga. Wynika to chyba z tego, że twórcy nie bardzo są w stanie zdecydować się, jaki film chcą nakręcić. Z jednej strony ma to być film akcji, w którym Denzel Washington mści się na wszystkich złych tego świata.

Ni z tego ni z owego pojawiają się tu też jednak silne akcenty thrillera szpiegowskiego. A na dodatek opatrzone jest to wszystko komentarzem społecznym. Dotyczy on i tego, że kraj nie ma wczorajszym bohaterom nic do zaoferowania i mogą właśnie co najwyżej jeździć Uberem lub zostać najemnikami i tego, że każdy ma w życiu szansę, niezależnie jak małą i wstąpienie do osiedlowego gangu nie jest lepszym pomysłem na życie niż szkoła i pasja malarska. Może i dałoby się to wszystko jakoś skleić w spójną wizję, ale chyba w innej produkcji. Ta jest reklamowana jako film akcji i niestety nie spełnia tej obietnicy.

Jeśli ktoś się więc uprze, to da się znaleźć w zasadzie tylko dwa powody, dla których warto pójść do kina na Bez litości 2. Pierwszym jest oczywiście Denzel Washington. Jest to aktor bardzo charyzmatyczny, więc bez trudu, nawet w tak marnym filmie, jest w stanie sprawić, że widz chce mu kibicować. No bo jak tu nie lubić gościa, który lubi sztukę (oprócz książek ceni też malarstwo), dba o lokalną społeczność, jest dla wszystkich miły, pomaga tym, którzy znikąd nie dostaną pomocy, nosi w sobie wielki smutek i do tego widowiskowo okalecza przeciwników?

To bez wątpienia film Washingtona, chyba ulubionego aktora Fuqu’y (zrealizowali już razem cztery produkcje), w związku z czym nikt inny nie zapada w pamięć. Tym bardziej, że Pedro Pascal znów gra typową dla siebie postać, dał się gość niestety zamknąć w szufladce. Drugim powodem, dla którego seans Bez litości 2 nie będzie całkowitą stratą czasu jest końcowa sekwencja, w której McCall musi rozprawić się z przeważającymi siłami wroga. Akcja rozgrywa się na niewielkim terenie, do tego w czasie huraganu i sztormu. Jest więc klimatycznie, intensywnie i brutalnie. Można by pewnie nieco bardziej wykorzystać warunki pogodowe, by sprawiały bohaterom więcej trudności, ale nie ma co narzekać.

I to by było niestety tyle, jeśli chodzi o pozytywy. Dorzućcie do tego standardowe dla takich filmów absurdy i nielogiczności oraz, co w sumie wynika z tego, co napisałem, sporo nudy. Sami musicie sobie odpowiedzieć na pytanie, czy warto tracić czas na taki seans. I tak, w poprzednim zdaniu jest już zawarta odpowiedź na nie.

Atuty

  • Końcowa sekwencja
  • Denzel Washington

Wady

  • Bardzo długo się rozkręca (jest też przez to za długi)
  • Twórcy nie wiedzą do końca, jaki film chcą kręcić
  • Zła proporcja między scenami rozmów i akcji

Bez litości 2 jest gorsze od części pierwszej. A to sprawia, że już naprawdę nie jest filmem wartym obejrzenia.

3,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper