Człowiek bez pamięci - recenzja filmu. Mroczny koreański kryminał od twórcy Oldboya

Człowiek bez pamięci - recenzja filmu. Mroczny koreański kryminał od twórcy Oldboya

Roger Żochowski | 18.07.2018, 11:33

Azjatyckie kino albo się kocha albo nienawidzi. Nie da się jednak ukryć że stanowi ono egzotykę i jest przeważnie nieprzewidywalne trzymając widza w napięciu nawet jeśli forma odbiega daleko od tego co znamy z kina rodem z Hollywood.

I taki dokładnie jest "Człowiek bez pamięci". Film, który ogląda się z ogromnym zaciekawieniem jeśli tylko jesteśmy w stanie skupić się na scenariuszu i uważnie śledzić każdą kolejną scenę. To kino, w którym liczą się detale i kojarzenie faktów, momentami niefrasobliwe, przez co widz może poczuć się czasami zagubiony. Ale to również kino oferujące znakomitą (w większości) grę aktorską, niepowtarzalny mroczny klimat i zwroty akcji potrafiące wywrócić wszystko do góry nogami. To jedna wielka układanka, w której fabularne dziury z czasem zaczynają się zacierać a cała historia nabiera sensu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Znakomicie grający swoją rolę Sol Kyung-gu wciela się w Byung Soo, emerytowanego mordercę, który zachorował na Alzheimera. Mężczyzna zawsze kierował się swoją własną moralnością zabijając osoby, które uznał za niebezpieczne, robiące krzywdę innym bądź z jakichś względów nienadające się do życia w społeczeństwie. Niestety choroba coraz bardziej daje mu się we znaki i choć nie zabija już od lat, powoli zaciera mu się obraz między tym co realne, a tym co jest tylko wytworem jego chorego mózgu. To wrak człowieka, schorowany staruszek, którego organizm odmawia posłuszeństwa, co jest tym bardziej bolesne, że na wychowaniu ma wyrastającą na piękną kobietę córkę (w tej roli całkiem niezła Seol-hyun).

Mężczyzna prowadzi dziennik, używa komputera oraz dyktafonu by zapisać swoje wspomnienia. Zapomina bowiem nie tylko to co robił kilka godzin wcześniej, ale i poznane osoby, co momentami nasuwa skojarzenia ze świetnym "Memento". Tak się składa, że lokalną społecznością targają morderstwa młodych kobiet brutalnie okaleczanych i porzucanych w rzece. Pewnego pięknego dnia Byung Soo uczestniczy w stłuczce poza miastem. "Morderca zawsze rozpozna mordercę" - chciałby wykrzyczeć, gdy w bagażniku rozbitego auta zauważa zakrwawioną torbę a uczestnik kolizji dość dziwnie się zachowuje. Sęk w tym, że jutro nic nie będzie pamiętał. Nie tylko samej stłuczki, ale i twarzy rzekomego mordercy.

Rozpoczyna się wyścig z czasem, własnymi słabościami i rywalizacją z potencjalnym zabójcą kobiet. Śledztwo jest bardzo wciągające, bo choć główny bohater jest tutaj narratorem opowieści to nie możemy mu do końca wierzyć (genialny zabieg). Tak naprawdę cały czas wiele faktów podawanych jest w wątpliwość a widz jest umiejętnie manipulowany. Bo czy umysł nie płata naszemu bohaterowi figli? Czy życie jego córki faktycznie jest zagrożone? A może zagrożeniem jest on sam? Może wcale nie przestał mordować? Film kilka razy wywraca wszystko do góry nogami lawirując między thrillerem a czarną komedią. Nie wiemy tak naprawdę do końca co jest prawdą a co fikcją, choć Nam-gil Kim, rywal naszego bohatera, który raz staje się dla niego niesłuszne oskarżanym młodzieńcem a raz bezwzględnym mordercą, gra trochę zbyt kreskówkowo a jego motywacja w obu rolach wydaje się cholernie sztampowa.

Ale jak wspomniałem Sol Kyung-gu grający zmęczonego życiem i chorobą staruszka znakomicie wypada w tej roli. Zaczynamy mu kibicować tak jak "Dexterowi", który uciekał przed odpowiedzialnością po kolejnych morderstwach i tak jak Walterowi White'owi w Breaking Bad, mimo iż jego czyny były moralnie wątpliwe. Emocje targają widzem praktycznie przez cały film, choć pod koniec napięcie nieco siada i sam epilog jest nieco rozczarowujący, zbyt bezpośredni. Ale tylko trochę, bo ostatnia scena daje nam do myślenia i niesie ze sobą dość mocny przekaz. Film w tle jest też swego rodzaju moralitetem potępiającym przemoc domową i wytykającym przywary społeczne koreańskiej prowizji. To również swoista próba odpokutowania za własne zbrodnie, nierówna walka z demonami przeszłości i dołujący obraz przemijania gdy organizm odmawia posłuszeństwa.

Film ogląda się z wypiekami na twarzy (potrafi też wzruszyć zwłaszcza na linii relacji chory ojciec – córka). Nie da się ukryć, że jak na kino azjatyckie nie brakuje tu kilku niepotrzebnych dłużyzn zwłaszcza gdy reżyser skupia się zbyt mocno na scenach akcji burzących nieco aurę tajemniczości. Co trzeba jednak dodać - produkcja zrealizowana jest z przysłowiową pompą. Sceny są świetnie nakręcone, kolorystyka odpowiednio dobrana, a kamera pracuje jak należy doskonale oddając emocje. To nie jest niszowy film azjatycki zrealizowany przy niskim budżecie. To kinowy hit, który zawstydza swoim klimatycznym wykonaniem wiele amerykańskich produkcji. Warto obejrzeć.

Atuty

  • Świetna gra aktorska Sol Kyung-gu
  • Trzyma w napięciu
  • Udana manipulacja widzem
  • Wielotorowy scenariusz
  • Znakomita realizacja

Wady

  • Końcówka trochę zbyt oczywista
  • Kreskówkowy przeciwnik głównego bohatera
  • Sceny akcji nieco zbyt rozciągnięte

Kolejny mroczny thriller rodem z Azji. Mimo kilku niedociągnięć - bardzo wciągający i trzymający w napięciu.

8,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper