Tully – recenzja filmu. Docenić Mamę

Tully – recenzja filmu. Docenić Mamę

Jędrzej Dudkiewicz | 09.05.2018, 22:00

Na takie filmy warto czekać. Ciekawy i bardzo utalentowany reżyser (Jason Reitman), rewelacyjna scenarzystka (Diablo Cody) oraz wybitna aktorka (Charlize Theron). To trio po raz drugi – a dla Reitmana i Cody to już czwarta współpraca – postanowiło wejść razem na plan zdjęciowy i opowiedzieć przemyślaną, wiarygodną i inteligentną historię. Efektem Tully, już teraz chyba jedno z moich ulubionych dzieł roku.

Marlo ma trzydziestkę na karku i za chwilę będzie rodzić trzecie dziecko. Jest przepracowana, nieziemsko wręcz zmęczona, tym bardziej, że jej syn jest dość dziwny, nadpobudliwy i wymaga specjalnej opieki. Jakby tego było mało, Drew, jej mąż właśnie dostał awans w pracy i co jakiś czas będzie musiał wyjeżdżać służbowo. W związku z tym brat Marlo, Craig, proponuje, że sfinansuje pomoc w postaci tak zwanej nocnej niani, której obecność pozwala rodzicom normalnie się wyspać. W ten sposób w życiu Marlo pojawia się Tully.

Dalsza część tekstu pod wideo

Trully recenzja

Jason Reitman nie jest typowym hollywoodzkim reżyserem, głównie dlatego, że zajmuje się kwestiami, które inni pomijają, a do tego nie owija w bawełnę. Wspierany przez Cody, która pisze diablo dobre i inteligentne scenariusze, opowiada o sprawach takich, jak nastoletnia ciąża, czy powrót na stare śmieci po życiowej porażce bez popadania w zbędną cukierkowość. Tym razem pokazują one codzienne życie kobiety, która nie do końca jest szczęśliwa z podjętych wyborów: chociaż ma wspaniałą rodzinę, to nie zrealizowała większości marzeń, praca nie sprawia jej większej satysfakcji, a najgorsza jest świadomość, że nie bardzo jest możliwość, by jakkolwiek to zmienić. Tully pomaga jej więc nie tylko z ogarnięciem nowonarodzonej córki, ale przede wszystkim pokazuje, że w tym wszystkim, całym tym tak zwanym codziennym życiu, Marlo nie może zapomnieć o samej sobie i swoich potrzebach. Nie jest definiowana wyłącznie przez bycie matką i wiążące się z tym obowiązki. Ma prawo do odpoczynku, relaksu, zabawy, ale też złości i poczucia, że ma wszystkiego dosyć. Film Reitmana jest więc bardzo wiarygodnym, prawdziwym portretem tego, jak ogromnym wyzwaniem i znojem jest rodzicielstwo. I jak niesamowicie dużo znaczą w związku z tym najmniejsze przejawy empatii od innych ludzi.

Chociaż jest tu sporo trudnych i nieprzyjemnych sytuacji, Tully na pewno nie ma wydźwięku pesymistycznego. Po pierwsze, dlatego, iż pokazuje, że jeśli tylko ma się dookoła siebie dobrych, wspierających ludzi, to wszystko da się przezwyciężyć. Nie mówiąc już o tym, że po prostu warto walczyć. Po drugie, całość podszyta jest znakomitym, często ironicznym, czasem absurdalnym humorem. Obecny jest on głównie w rewelacyjnie napisanych, naturalnych dialogach. A do tego, Tully ma fenomenalne tempo, nawet gdy dzieje się niewiele, gdzieś podskórnie czuć energię płynącą z ekranu, zaś kilka sekwencji jest wprost popisowo zmontowanych. No i nie da się nie wspomnieć o aktorstwie. Charlize Theron jest po prostu fenomenalna. To bez wątpienia jedna z jej najlepszych ról. Doskonale pokazuje wszystkie odcienie sytuacji, w której znalazła się Marlo. Czuć jej tęsknotę za latami młodości, gdy robiła szalone rzeczy, o czym przypomina jej zresztą obecność Tully. Widać, że Marlo jest okrutnie wykończona, ale jednocześnie nie ma żadnych wątpliwości, że bardzo kocha swoją rodzinę. To bohaterka z krwi i kości, a dzięki Theron widz rozumie wszystkie uczucia, które w niej buzują i które tylko co jakiś czas wydostają się na powierzchnię. Świetna jest też Mackenzie Davis, w porównaniu z Marlo, Tully ma w sobie mnóstwo życia, pozytywnych wibracji, ale też ciepła i wdzięku. Na drugim planie bardzo dobrze radzą sobie Ron Livingstone, jako mąż Marlo i Mark Duplass jako jej brat. Obaj robią tyle, ile są w stanie, obaj popełniają błędy, obaj mają do odegrania istotną rolę w całej tej historii.

Jedyną rzeczą, którą zarzuciłbym Tully jest krótki fragment pod koniec, gdy twórcy przestają ufać odbiorcy i tłumaczą mu, co się przed chwilą wydarzyło. Tak jakby bali się, że niektórzy mogą nie załapać, o co chodzi. Ale to tylko mały mankament, na który spokojnie można przymknąć oko. Na koniec taka refleksja: Tully warto obejrzeć też po to, by jeszcze bardziej docenić swoją Mamę. My też kiedyś byliśmy takimi nieznośnymi gówniarzami, jak syn Marlo, Jonah. Może więc warto zaprosić Mamę do kina i na kolację i w ten sposób po raz kolejny okazać wdzięczność za wszystko, co dla nas zrobiła.

Źródło: własne

Atuty

  • Świetnie napisana, inteligentna historia;
  • Humor;
  • Dialogi;
  • Doskonałe aktorstwo;
  • Tempo i montaż

Wady

  • Jeden, jedyny moment pod koniec, kiedy twórcy nie ufają, że widz zrozumie, co się właśnie wydarzyło, więc niepotrzebnie zbyt dosadnie to tłumaczą

Trio Reitman, Cody i Theron po raz drugi stanęło na wysokości zadania i dało widzom wspaniały, mądry film, w którym trudno jest się nie zakochać.

9,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper