Fortnite Rozdział 7. wypada ŚWIETNIE! Wrażenia po pierwszych dniach
W Fortnite wystarczy czasem jedno wejście do lobby, żeby poczuć, że coś się zmieniło - że gra znów oddycha pełną piersią. Rozdział 7 sprawia dokładnie takie wrażenie. Od pierwszego meczu czuć świeżość, nowe tempo i taką dawkę energii, której dawno tu nie było. Nie wygląda to jak kosmetyczna aktualizacja, ale jak prawdziwy restart, który od razu daje do zrozumienia: hej, zaczynamy nowy rozdział w każdym znaczeniu tego słowa.
A co najbardziej zaskakuje, to fakt, że efekt „wow” nie ulatuje po godzinie. Wręcz przeciwnie - im dalej się wgryzasz, tym bardziej widać, że Epic włożyło w ten sezon coś więcej niż typowy zestaw atrakcji. Nowe mechaniki, świeże rozwiązania w poruszaniu się po mapie, zupełnie inna dynamika starć - wszystko to składa się na wrażenie, że Fortnite znów złapał właściwy rytm. Jeśli ktoś miał obawy o kondycję gry, Rozdział 7 bardzo szybko je rozprasza.
Na desce ku Battlewood
Siódmy rozdział Fortnite wystartował 30 listopada i od razu widać, że Epic potraktowało go jak pełnoprawny reset, a nie tylko kosmetyczną zmianę. Zamiast klasycznego busa mamy Storm Surfing - wejście do meczu niczym szalony lot po ścianie wody, które od razu nadaje ton całej aktualizacji. Na dokładkę pojawia się kompletnie nowa mapa: Golden Coast, inspirowana zachodnim wybrzeżem USA i hollywoodzką estetyką. Plaże, palmy, studia filmowe, miasteczka jak z LA…
W pakiecie dostajemy aż trzynaście nowych punktów na mapie, które szybko zaczynają żyć własnym życiem. Battlewood Boulevard to miks miejskiej plątaniny i otwartych uliczek, Sandy Strip to z kolei pustynna przestrzeń idealna pod snajperskie polowania, a Sus Studios przypomina gigantyczny filmowy kompleks pełen zakamarków i pionowych rotacji. Każda miejscówka narzuca inne tempo, inne ścieżki ucieczki i inne możliwości zaskoczenia wroga, dzięki czemu mapa jest centralnym elementem taktyki.
Rozdział 7 to także odświeżony zestaw broni i gadżetów. Nowe wersje podstawowych gadżetów wypadają ciekawie, a do tego dochodzą Lightning Gun, futurystyczne ostrza, powracające klasyki jak Shockwave Grenades i ma się wrażenie, że Epic celował w różnorodność - i trafił.
Listę nowości zamykają duże zmiany systemowe: wingsuity pozwalają wyrzucić się w powietrze i szybować nad mapą, powalenie nie oznacza już bezradnego pełzania, bo można turlać się czy wskakiwać do auta, a nowy Self Revive Device pozwala stanąć na nogi bez pomocy drużyny. Pojawiają się także ruchome “wskrzeszarki” i świeży battle pass z dużymi współpracami, w tym Kill Bill, Powrotem do przyszłości i kosmetykami z klasycznych skinów. Jest dobrze!
Skąd zachwyt?
Rozdział 7 wypada tak pozytywnie przede wszystkim dlatego, że Epic odważył się naruszyć fundamenty rozgrywki - i zrobiło to z głową. Mechanika turlania się po powaleniu brzmi jak detal, ale zmienia dynamikę starć bardziej, niż można by przypuszczać. Zamiast bezradnego czekania na dobicie albo ożywienie, gracz dostaje drugą szansę, nową warstwę decyzji i możliwość kreatywnej ucieczki. To drobna mechanika, ale znacząca.
Wrażenie robią też same lokacje. Golden Coast to nie tylko "nowa mapa", ale projekt, w którym czuć pieczołowitość - jak wspomniałem - od neonowych uliczek, przez studyjne zaplecza rodem z Hollywood, aż po pustynne rubieże pełne naturalnych przewyższeń. Każde miejsce ma swój charakter, swoje tempo i swoje smaczki, które sprawiają, że chce się do nich wracać. To ten rodzaj projektowania, w którym widać, że mapy nie powstają taśmowo. I nic nie wskazuje na to, żeby miały mi się szybko znudzić.
Ogromną rolę odgrywają również filmowe kolaboracje - i to takie, które naprawdę robią wrażenie. Kill Bill, Powrót do przyszłości, filmowe wariacje klasycznych skinów… Fortnite zawsze błyszczał współpracami, ale tym razem widać, że Epic świadomie buduje klimat całego sezonu wokół hollywoodzkiej otoczki. To nie są jednorazowe skórki wrzucone z obowiązku, tylko przemyślany pakiet wraz ze specjalnymi eventami, przeciwnikami i bronią.
No i na koniec - tempo nowości. Epic mogło odpocząć po świetnych Simpsonach, a zamiast tego dostarczyło rozdział, który wygląda jak wyczyszczona lista życzeń społeczności. Nowe bronie nie psują balansu, wingsuity i balony świetnie wpasowują się w rytm mapy, a dodatkowe systemy - tworzą spójny, świeży ekosystem. I na tym etapie startu Rozdziału 7 robi na mnie lepsze wrażenie, niż dwa poprzednie.
Na koniec…
To taki moment, gdy po kilku rozegranych godzinach orientujesz się, że nic nie dzieje się tu przypadkiem: mapy prowadzą tam, gdzie mają prowadzić, mechaniki tworzą nowe historie, a współprace nie są tylko marketingowym dodatkiem, lecz częścią całego klimatu sezonu. Fortnite bywa różny, ale dawno nie był tak pewny siebie i tak dobrze wyczuwający, czego potrzebują gracze.
I dlatego Rozdział 7 daje nadzieję na długi, emocjonujący rok w świecie Battle Royale. Jeśli Epic utrzyma ten kierunek - balans między odważnymi eksperymentami a zdrowym rozsądkiem - to mamy w rękach sezon, który będzie się wspominać jak te najważniejsze momenty w historii gry. Na razie jedno jest pewne: wejście w Golden Coast to otwarcie drzwi do zupełnie nowego rozdziału Fortnite… Dosłownie i w przenośni.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Fortnite.
Przeczytaj również
Komentarze (2)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych