Landman (2025) - recenzja i opinia o dwóch odcinkach serialu [SkyShowtime]. Sheridan, odpuść kobietom
Z pierwszym sezonem “Landmana” problem był taki, że to mógł być naprawdę dobry serial, gdyby Taylor Sheridan nie wrzucił do niego bodaj najgorzej napisanych przez siebie postaci. Niestety, początek drugiej części przygód wydobywców ropy nie zwiastuje poprawy.
W drugi sezon wchodzimy zaraz po zakończeniu pierwszego - nie ma żadnego przeskoku w czasie, to bezpośrednia kontynuacja otwartych wątków. Tommy stara się poukładać życie rodzinne, Cooper otwiera własne szyby, Cami przejmuje biznes po zmarłym mężu. Efektem, przynajmniej na ten moment, brak dużych zmian w obsadzie. Wskakuje do niej Sam Elliott, który wciela się w rolę ojca głównego bohatera. Co jednak gorsze, to fakt, że nie zmienia się sposób prowadzenia dobrze znanych postaci.
Największą bolączką “Landmana” były kobiety - Taylor Sheridan przedstawił je w sposób paskudny. Nie tylko przerysowany, ale po prostu paskudny. To bohaterki bezdennie głupie, mające do zaoferowania nic więcej niż tylko seks. Właściwie żadnej nie możemy sklasyfikować jako jednoznacznie pozytywnej postaci, a przez ich zachowanie trudno nawiązać choćby nić sympatii. Dotyczy to nie tylko żony i córki Tommy’ego Norrisa (Billy Bob Thornton) - chociaż to one wiodą prym w kategorii niedorzeczność - ale też finalnie bohaterek drugoplanowych, takich jak prawniczka Rebecca Falcone (Kayla Wallace), a nawet Ariana Medina (Paulina Chavez), czyli wielka miłość Coopera Norrisa (Jacob Lofland). One wszystkie portretowane są w mniejszym lub większym stopniu jako, za przeproszeniem, “zła baba”, a do tego część jest w scenariuszu podpisana jako “głupia baba”.
To, co dzieje się z Ainsley Norris (Michelle Randolph), przekracza wszelkie wyobrażenia. O ile bowiem w pierwszym sezonie potrafiła pokazać, że nie chce być traktowana wyłącznie jako obiekt spełnienia erotycznych marzeń, o tyle tutaj otrzymuje tak żałosną scenę rekrutacji na studia, że nawet twórcy “American Pie” pokręciliby głowami. Okazuje się, że Ainsley nie rozumie podstawowych słów, w obecności kierowniczki uniwersytetu zachowuje się, jakby nie potrafiła jednocześnie oddychać i się poruszać.
A jej matka? Oj, Ali Larter jako Angela Norris też została bezlitośnie potraktowana przez scenarzystów. Już w pierwszych dwóch odcinkach wraca motyw dosłownego “szczucia cycem”, ale to przecież nic. Jedna z kłótni Tommy’ego i Angeli, w której landman zarzuca swojej partnerce, że podejmuje pochopne decyzje, ponieważ ma okres, kończy się furią kobiety, która ustaje, bo Tommy wspaniałomyślnie stwierdza, że Angela ma znakomite, spocone piersi. Nie wiem, czy naprawdę pisał to Sheridan, czy walczący z hormonami nastolatek, ale ten drugi może wykazałby się większą ogładą i finezją.
Tym samym sporą część “Landmana” przyswaja się z bólem. A szkoda. Bo są momenty, gdy ten serial ma do zaoferowania sporo i udowadnia, że drzemie w nim potencjał na jakościową produkcję.
Łyżka miodu w beczce dziegciu
Gdyby z całego serialu wyciąć większość postaci kobiecych lub je znacznie zmarginalizować, “Landman” zyskałby na jakości. Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi absolutnie o to, że kobiety nie są potrzebne, ale w gruncie żadna z bohaterek nie wnosi do historii nic konkretnego, nic co poprawiłoby ogólną jakość. To kwestia tego, jakie role dla nich przewidziano - niby duże, istotne, a tak naprawdę tylko wypełniające czas ekranowy. To tak, jakby do naprawdę jakościowej ropy dolewać litry oleju.
Bo “Ladman” ma swoje stabilne punkty zaczepienia. Relacja Tommy’ego z Cooperem robi się jeszcze ciekawsza, widać w niej faktyczne emocje, szczerość. Mają swoje problemy, ale rozwiązują je normalnie. Trudno stwierdzić, czy jak przykładny syn z opiekuńczym ojcem, jednak nie można odmówić autentyczności. Podobnie ze wszelakimi opowieściami dotyczącymi życia na rafinerii, a także właśnie wprowadzonym ojcem Tommy’ego, który nadaje głębi zachowaniom Norrisa. Z pewnością pomaga tutaj aktorstwo Elliotta, już teraz skutecznie uzupełniającego się z niezmiennie rewelacyjnym Thorntonem. To właśnie oni, do spółki z Loflandem, unoszą drugi sezon na swoich barkach i sprawiają, że cudem jestem ciekaw, jak potoczą się ich dalsze losy.
To mogłoby przyjść ze znacznie większą łatwością. Gdyby wątki obyczajowe nie tyle okroić, co mądrzej rozpisać, byłaby to jedna z najciekawszych produkcji w ofercie SkyShowtime. Już teraz ma mocne filary aktorskie, potrafi również zaimponować zdjęciami - ujęcia pogrążonej w mroku rafinerii robią robotę, a skrajnie maskulinistyczne momenty operowania śrubą wiertniczą nie parodiują całości, lecz do niej pasują. Niestety, to wszystko niknie, bo nowy “Landman” znów stanowczo za mocno rozjeżdża się przez niezrozumiałą dla mnie nachalność Sheridana.
Przeczytaj również
Komentarze (0)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych