Marvel Rivals idzie w złym kierunku? Wrażenia z nowego sezonu!

Marvel Rivals idzie w złym kierunku? Wrażenia z nowego sezonu!

Kajetan Węsierski | Dzisiaj, 21:30

Nowy sezon Marvel Rivals wpadł jak zagranie Gambita - efektowny rzut kartą prosto w środek stołu, który na pierwszy rzut oka robi wrażenie, ale po chwili zaczynasz się zastanawiać, czy karta nie poleciała w zupełnie inną stronę, niż twórcy planowali. Zmian jest sporo, pomysłów jeszcze więcej, lecz między tym wszystkim da się wyczuć lekki chaos. Gra, która na początku zachwycała dynamiką i czystą frajdą, zaczyna dryfować w kierunek, który nie każdemu graczowi musi pasować.

Właśnie dlatego warto o tym sezonie porozmawiać. Bo wśród nowych mechanik, balansowych wygibasów i decyzji, które potrafią zbić z tropu, kryje się jasny sygnał: Marvel Rivals jest na rozdrożu i musi zdecydować, kim chce być. Czy obecne zmiany oddalają go od swojej grupy odbiorców? A może to tylko etap przejściowy, nim twórcy znajdą idealną formułę? Spróbuję to rozgryźć w tym tekście.

Dalsza część tekstu pod wideo

Marvel Rivals po raz piąty

Od premiery piątego sezonu Marvel Rivals nie minęło wiele czasu - ów wystartował 14 listopada 2025 i wprowadził całą masę nowości, które na papierze wyglądają znakomicie. Największą atrakcją jest natomiast debiut Gambita jako nowego grywalnego bohatera: jego umiejętności i styl walki bez dwóch zdań mogą odświeżyć rozgrywkę dla tych, którzy zaczęli się już trochę nudzić rutyną. To jedna z bardziej dynamicznych postaci. 

Co więcej - twórcy w końcu dodali długo wyczekiwaną funkcję cross-progression - czyli możliwość przenoszenia postępów między platformami. Dla graczy, którzy skaczą między PC, konsolą czy grą z kumplami, to duża zmiana na plus. I widziałem po wątkach w Internecie, że sporo osób już z tego korzysta. 

Sezon dostarczył nam też więcej skórek, nowych bundli, a sam battle pass wypada - w moim mniemaniu - lepiej niż poprzedni. Dodajmy do tego, że gra już wcześniej przeszła nieco większych poprawek - usunięto misje dzienne, wprowadzono bardziej elastyczne wyzwania tygodniowe i poprawiono interfejs wyświetlania postępów.

Wszystko to daje poczucie, że deweloperzy starają się reagować na feedback i dbać o graczy i piąty sezon to w pewnym sensie okazja, by wrócić, jeśli odpuściliście. Wiecie, by spróbować nowego bohatera albo po prostu złapać oddech i pograć spokojniej. Tylko pojawia się w tym wszystkim pewne “ale”, które już od poprzedniego sezonu wybrzmiewa mi coraz intensywniej z tyłu głowy…

Dziwny kierunek

Im dłużej gram, tym mocniej wychodzą na jaw wady systemu - a piąty sezon je uwypukla. Eventy zaczynają się mnożyć bardzo szybko. Za szybko. A koszty związane z odblokowaniem „lepszego” contentu rosną. Mnogość dodatków sprawia, że gra zaczyna kręcić się wokół FOMO: albo wchodzisz teraz, albo coś pominiesz. Dla kogoś, kto gra „dla zabawy”, ta presja może być męcząca.

W dodatku tempo sezonów i ilość nowości sprawia, że trudno to ogarnąć. Nowy bohater co miesiąc? To znaczy częste nerfy, balansowanie, testy, a często chaos - zarówno w rozgrywce, jak i w mecie drużyn. Dla tych, którzy lubią stabilność i przewidywalność, to coraz częstsza frustracja. A jeśli nie nadążasz - czujesz się pominięty.

Może będzie to przesadne stwierdzenie, ale ci, którzy wrócą po kilku miesiącach, mogą zastać grę kompletnie różną - pełną „sezonowych okazji” i ograniczonego w czasie contentu. I to kusi, by wrócić… Tylko po co? Mechanika powinna być sama w sobie wystarczająca, a nie napędzana ciągłym wyścigiem po nagrody.

Na końcu zostaje pytanie - czy Marvel Rivals zmienia się w coś, co na początku zamierzano uniknąć? W grę, która oferowała superbohaterów, dobrą zabawę i względną dostępność - a nie wyścig szczurów z mikrotransakcjami i presją czasu. Jeśli sezon pięć stanie się symbolem tego zwrotu, wielu może poczuć, że ta arena przestaje być przyjazna. Jasne, to dalej tylko elementy kosmetyczne, ale… W takich grach mają znaczenie. 

Co będzie dalej? 

Na koniec trudno nie odnieść wrażenia, że Marvel Rivals stoi dziś na rozdrożu. Z jednej strony - piąty sezon kipi energią, naładowany jest świetnymi pomysłami i nowościami, które mogłyby spokojnie tchnąć w grę nowe życie. Z drugiej - widać coraz wyraźniej, że twórcy igrają z ogniem, balansując między fajną, swobodną zabawą a pogonią za krótkotrwałymi bodźcami i presją na „złapanie wszystkiego”.

To wciąż gra z ogromnym potencjałem - dynamiczna, pełna charakteru, z rosterem, który potrafi zachwycić. Tylko że jeśli FOMO, eventowa gonitwa i rosnące koszty staną się motorem napędowym kolejnych sezonów, nawet najlepszy bohater nie uratuje tego kursu. Oby piąty sezon był momentem refleksji, a nie początkiem spirali. Bo wielu graczy naprawdę chce tu zostać - pod warunkiem, że gra pozwoli im bawić się po swojemu, bez pośpiechu i bez presji.

Źródło: Własne
Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper