Przeszedłem kampanię fabularną Call of Duty Black Ops 7. Nie wierzę w to, co tu się wydarzyło…

Przeszedłem kampanię fabularną Call of Duty Black Ops 7. Nie wierzę w to, co tu się wydarzyło…

Mateusz Wróbel | Dzisiaj, 13:00

Odkąd tylko pojawiła się pierwsza zapowiedź Call of Duty: Black Ops 7, miałem złe przeczucia. Twórcy od samego początku komunikowali, że kampania fabularna będzie czymś zupełnie innym niż to, do czego przyzwyczaiły nas poprzednie odsłony serii.

Zamiast typowych, liniowych misji prowadzonych ramię w ramię z towarzyszami sterowanymi przez SI, postawiono na kooperację i otwarte mapy, a do tego nacisk na współpracę między graczami. Już wtedy coś we mnie mówiło, że to może nie zadziałać - Call of Duty zawsze opierało się na intensywnym, dobrze wyreżyserowanym doświadczeniu, a otwarte przestrzenie z natury rozmywają tempo i emocje.

Dalsza część tekstu pod wideo

Po premierze szybko okazało się, że te obawy były uzasadnione. Kampania Black Ops 7 może i próbuje eksperymentować, ale robi to w sposób chaotyczny i zupełnie nieprzemyślany. Pojawiają się wprawdzie ciekawe momenty - krótkie misje będące wspomnieniami towarzyszy, w których próbujemy pomóc im uporać się z traumami i problemami psychicznymi - jednak są to tylko drobne błyski czegoś interesującego, przykryte warstwą ogólnego bałaganu. Widać, że pomysł był, ale wykonanie kompletnie nie dorosło do ambicji.

Kampania fabularna Black Ops 7 pełna niedoróbek

COD Black Ops
resize icon

Największą bolączką kampanii jest to, że sprawia wrażenie produktu niedokończonego. Gra oferuje zaledwie kilka typów wrogów, którzy powtarzają się w każdej misji tak często, że po dwóch godzinach widziałem już dosłownie wszystko, co mieli do zaprezentowania. Sztuczna inteligencja przeciwników praktycznie nie istnieje - jeszcze nigdy w Call of Duty nie widziałem AI, które tak otwarcie błaga o to, żeby je zlikwidować. Wrogowie potrafią biec na gracza po otwartej przestrzeni, gubić się na zakrętach, strzelać w ścianę albo po prostu stać jak manekiny, czekając na kulę.

Do tego dochodzą poważne problemy techniczne. Detekcja obiektów działa tak źle, że momentami myślałem, iż trafiłem na niewydaną wersję beta sprzed roku. Przeciwnicy rzucają się na ziemię, po czym… przenikają przez ścianę budynku. Inni potrafią teleportować się przez barierki. Chaos i przypadkowość takowych momentów sprawiają, że trudno traktować wydarzenia kampanii poważnie - jakikolwiek klimat natychmiast się rozpada.

Niestety, otwarte mapy nie pomagają. Zamiast budować poczucie skali i swobody tak jak w niektórych misjach z wcześniejszych odsłon, tutaj sprawiają wrażenie pustych i nijakich aren, na których nic ciekawego się nie dzieje. Po prostu chcemy przebiec jak najszybciej przez otwarty teren z punktu A do B i kontynuować misję, a nie walczyć po raz dziesiąty w trakcie tego zadania z tymi samymi oponentami.

To, co kompletnie wybiło mnie z immersji, to kierunek science fiction, w który poszli twórcy. Black Ops zawsze flirtował z technologią przyszłości, ale tutaj przekroczono granicę absurdu. Walka z ogromnymi lewitującymi głowami oświetlającymi pole walki laserami? Sekwencja, w której bohater zabija przemienionych i strzela do klonów bossa? Misja, w której zostajemy zarażeni kwasem i widzimy oraz słyszymy swoich mentorów? To wszystko wygląda jak z innej gry. Nie jak z Call of Duty.

Same problemy

Braliśmy udział w prezentacji Call of Duty Black Ops 7. To nie będzie konkurencja dla Battlefield 6
resize icon

Przez większość kampanii miałem wrażenie, że twórcy nie do końca wiedzą, jaki ton chcą osiągnąć. Raz gra próbuje być poważnym thrillerem szpiegowskim (misja w więzieniu akurat wyszła ciekawie), po chwili zostaje pożarta przez bombastyczne sceny rodem z taniego sci-fi. Te dwa światy kompletnie się ze sobą gryzą. Black Ops 7 próbuje być wszystkim naraz - a finalnie nie jest niczym.

Co gorsza, nawet te elementy, które zazwyczaj ratują słabsze kampanie CoD-a, tutaj niewiele pomagają. Scenki przerywnikowe są świetnie zrealizowane, wyglądają jak krótkometrażowy film wysokiej jakości, ale nie mają siły udźwignąć historii, która rozpada się w rękach. Postacie są płaskie (ciężko żeby tak nie było, bo grając solo nie widzimy ich prawie w ogóle na ekranie, a jedynie słyszymy komunikaty), emocje wymuszone, konflikty nijakie.

Patrząc na reakcje graczy, nie jestem jedyny, który tak to odebrał. Kampania Black Ops 7 została przyjęta bardzo chłodno. Wielu fanów mówi otwarcie, że to najsłabsza odsłona serii od lat, a niektórzy twierdzą wręcz, że po raz pierwszy nie byli w stanie jej ukończyć. Rozumiem ich - sam zastanawiałem się w połowie gry, czy warto brnąć dalej.

Doceńmy jeszcze mocniej Battlefield 6

Battlefield 6 kampania
resize icon

Jeśli ktoś miał pretensje do kampanii Battlefield 6, to teraz prawdopodobnie spojrzy na nią znacznie łagodniejszym okiem. Tam przynajmniej konflikty przedstawiono w sposób dojrzalszy, a misje miały jakiś rytm i spójność. W porównaniu z tym, co zaserwowało Black Ops 7, Battlefield 6 wygląda niemal jak wzór narracji militarnej.

Kończąc kampanię Black Ops 7, nie mogłem uwierzyć, że to wszystko, co udało się stworzyć studiu o tak ogromnym budżecie i tak bogatym doświadczeniu. Black Ops 7 nie tylko nie spełnił oczekiwań - on nawet nie stanął z nimi w jednej kategorii. I chyba to bolało mnie najbardziej. To jedna z tych gier, o których chciałoby się zapomnieć, choć nadal nosi logo jednej z najbardziej ikonicznych serii w historii FPS-ów. Zamiast wejść w nową erę, Black Ops 7 cofnął ją o lata. A szkoda, bo przecież bądź co bądź, Black Ops 6 było naprawdę udane.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Call of Duty: Black Ops 7.

Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper