Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły

Możecie "wskrzesić" jedno uniwersum filmowe. Na co postawicie?

Kajetan Węsierski | Dzisiaj, 21:30

Gdybyście mogli jednym życzeniem przywrócić do życia dowolne uniwersum filmowe - takie, które kiedyś rozpalało wyobraźnię, ale dziś leży pogrzebane pod popiołami rebooterów i zapomnienia - co by to było? To pytanie potrafi rozpalić każdą filmową dyskusję szybciej niż informacja o nowym projekcie Jamesa Gunna. Bo każdy z nas ma ten jeden świat, do którego chciałby wrócić. Może to galaktyka, w której kiedyś toczyły się lepsze wojny, może świat pełen magii i smoków, a może coś bardziej przyziemnego?

Czasem to nie same filmy się starzeją, tylko my zaczynamy tęsknić za emocjami, które nam dały. Za tym uczuciem, że kino potrafiło jeszcze zaskakiwać, inspirować, przenosić gdzieś dalej. I właśnie o tym jest ten tekst - o tych filmowych uniwersach, które zasługują na drugą szansę. Nie na kolejny tani spin-off, nie na półśrodki, ale na prawdziwe „wskrzeszenie” z sercem, pasją i pomysłem. Bo niektóre światy nigdy nie powinny były zgasnąć.

Dalsza część tekstu pod wideo

Moje typy

Pierwsze, które przychodzi mi na myśl, to Matrix. Świat, który kiedyś zdefiniował kino science fiction, dziś wydaje się jedynie cieniem samego siebie. Czwarta część pokazała, że pomysł wciąż tli się gdzieś pod powierzchnią, ale zabrakło mu odwagi, by naprawdę rozwinąć skrzydła. A przecież ten świat ma w sobie wszystko - filozofię, technologię, symbolikę i niewyczerpany potencjał opowieści o wolnej woli. 

Drugie uniwersum to Piraci z Karaibów. Dawniej kojarzyło się z przygodą, humorem i duchem starego kina - dziś leży uśpione, zredukowane do wspomnień o Jacku Sparrowie. A przecież morza i oceany pełne są jeszcze nieodkrytych historii, nowych postaci i legend, które czekają na swoją opowieść. Może bez tej samej obsady, ale z tą samą duszą - swobodą, żartem i muzyką, która automatycznie przenosi nas w inny świat.

Trzecie to Sherlock Holmes w wydaniu Guya Ritchiego. Dwie części z Robertem Downeyem Jr. i Judem Law były świeżym, pełnym energii powiewem w świecie adaptacji klasyki. Styl, humor, klimat wiktoriańskiego Londynu połączony z kinem akcji - to wszystko działało znakomicie. I choć trzeci film był zapowiadany od lat, zaginął gdzieś w produkcyjnym niebycie. A szkoda, bo świat tego Holmesa był tak plastyczny, że aż prosi się o kolejne zagadki.

I wreszcie The Chronicles of Riddick. Marka, która nigdy nie dostała takiej szansy, na jaką zasługiwała. Ciemna, brutalna, pełna potencjału science fiction z filozoficznym zacięciem - coś, czego dziś w kinie brakuje. Vin Diesel przez lata próbował wrócić do tej roli, ale wytwórnie nie miały odwagi postawić na projekt bez gwarantowanego miliarda w box office. A przecież właśnie takie filmy, ryzykowne i nieprzewidywalne, budują legendy.

Dlaczego warto dać im drugie życie?

Niektóre światy po prostu nie tracą aktualności - zmieniają się czasy, efekty specjalne i widzowie, ale ich tematy pozostają uniwersalne. Matrix to wciąż opowieść o wolności w erze technologii, Riddick - o przetrwaniu i samotności, Piraci z Karaibów - o przygodzie i nieustannej pogoni za marzeniem. Każdy z tych światów można opowiedzieć na nowo, w inny sposób, z nową perspektywą. Wystarczy chęć, by usłyszeć ich głos jeszcze raz.

Czasem potrzeba dystansu, by dostrzec, jak wyjątkowe były dawne marki. Kiedyś uważaliśmy je za oczywistość - dziś widzimy, jak bardzo brakuje im godnych następców. Remake’i i rebooty często zawodzą, bo brakuje im duszy, ale prawdziwe „wskrzeszenie” to coś więcej. To nie powielanie schematów, tylko ponowne odkrycie tego, co czyniło daną historię wyjątkową.

A może właśnie to jest piękne - że kino, tak jak bohaterowie jego historii, też potrafi powstać z martwych. Wystarczy jedna iskra, by rozniecić dawny ogień. I choć niektóre marki spoczywają głęboko pod piaskiem czasu, wciąż wierzę, że znajdzie się ktoś, kto odważy się je odkopać. Bo dobra historia nigdy naprawdę nie umiera - tylko czeka, aż ktoś znów ją opowie.

Podsumujmy to… 

Może to właśnie w tym tkwi magia dawnych uniwersów? Wiecie, w tym, że mimo upływu lat wciąż potrafią poruszyć wyobraźnię. Nie potrzebują idealnych efektów, nowego castingu ani odważnych haseł na plakatach. Wystarczy przywrócić im duszę, którą miały, gdy zachwycały nas po raz pierwszy. Kino, podobnie jak jego bohaterowie, zawsze miało dar powrotów. I jeśli ktoś odważy się wskrzesić te światy z sercem, a nie tylko z kalkulatorem w dłoni, to może jeszcze raz poczujemy ten dreszcz ekscytacji sprzed lat.

Bo wbrew pozorom, wskrzeszanie filmowych marek to nie tylko gra z nostalgią - to sposób, by przypomnieć sobie, czym w ogóle jest magia kina. Te historie wciąż mają nam coś do powiedzenia, wciąż potrafią zachwycić, zainspirować, rozśmieszyć czy wzruszyć. Trzeba tylko odwagi, by otworzyć stare drzwi i zobaczyć, że za nimi nadal tli się światło. A może to właśnie jedno z tych uniwersów będzie początkiem nowej, wielkiej filmowej ery? Miejmy nadzieję, że będziemy mogli się o tym przekonać… 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper