Gry indie, które wyglądają jak AAA - już czas zwrócić na nie uwagę
Trudno dziś mówić o grach niezależnych jak o małych projektach robionych „po godzinach”. Granica między indie a AAA coraz bardziej się zaciera, a wiele tytułów z niskim budżetem potrafi zawstydzić produkcje gigantów. Piękne światy, dopracowana oprawa, narracja na poziomie filmów - to już nie wyjątki, ale coraz częstsza rzeczywistość. Wystarczy kilka minut z odpowiednim tytułem, by zapomnieć, że za nim nie stoi sztab setek ludzi i miliony dolarów.
I właśnie o takich grach dziś mowa - o tych, które wyglądają jak duże pozycje, ale w sercu wciąż mają ducha niezależności. Czasem to kilkuosobowe zespoły, czasem jednoosobowe studia, które pokazują, że wizja i pasja potrafią zrobić więcej niż największy budżet. Bo może właśnie to jest przyszłość gamingu - gry, które nie potrzebują ogromnych pieniędzy, żeby wyglądać jak milion dolarów.
Kena: Bridge of Spirits
Kiedy Ember Lab pokazało pierwszy zwiastun Keny, wielu graczy było przekonanych, że to nowy projekt Pixara. Styl artystyczny, animacje, emocje bijące z twarzy bohaterki - wszystko to sprawiało, że trudno było mówić o niej jak o typowej grze indie. To tytuł, który udowodnił, że mały zespół może stworzyć coś, co wygląda i brzmi jak pełnoprawna superprodukcja.
Planet of Lana
Niewielka gra, a tak potężna pod względem wrażeń. Planet of Lana to połączenie malarskiego stylu, pięknej muzyki i opowieści, która mówi więcej obrazami niż słowami. Przypomina najlepsze momenty Inside i Limbo, ale robi to po swojemu - z sercem i wyczuciem. Każda scena wygląda jak ręcznie malowany kadr z filmu animowanego, a całość zostaje w pamięci na długo.
Replaced*
Neo-futurystyczny pixel art w takim wydaniu widuje się rzadko. Replaced ma być wizualnym majstersztykiem - gra, która ma łączyć styl retro z nowoczesną oprawą w sposób, który sprawia, że trudno oderwać wzrok od ekranu. Każdy ruch, każdy cień, każdy błysk światła wygląda w materiałach jak z hollywoodzkiego thrillera sci-fi. To przykład, jak daleko może zajść wizja, gdy idzie w parze z technicznym kunsztem.
Hollow Knight: Silksong
Choć sequel wciąż każe na siebie czekać, już pierwsza część pokazała, że Hollow Knight nie potrzebuje wielkiego budżetu, by wyglądać jak gra z najwyższej półki. Świat stworzony przez Team Cherry zachwycał detalami, animacjami i atmosferą, której nie powstydziłby się żaden hit Nintendo. Jeśli Silksong utrzyma ten poziom, to nie tylko potwierdzi status serii, ale pokaże, że „indie” to często tylko etykietka.
Little Devil Inside
To projekt, który na zwiastunach wyglądał jak skrzyżowanie Zeldy z Dark Souls, tylko z nutą brytyjskiego humoru i melancholii. Little Devil Inside zachwyca stylem - minimalizm łączy z detalem, a każda lokacja wygląda jak z malowanego akwarelą snu. To gra, która pokazuje, jak potężna może być wyobraźnia, gdy twórcy nie gonią za trendami, tylko tworzą coś naprawdę swojego.
Jusant
Studio Don’t Nod przyzwyczaiło nas do emocjonalnych historii, ale Jusant to zupełnie inny poziom. To cicha, medytacyjna wspinaczka po świecie bez dialogów, ale pełnym znaczeń. Każda ściana, każdy krok, każdy dźwięk to małe arcydzieło - gra wygląda obłędnie, a jednocześnie działa jak terapia. To tytuł, który z prostego pomysłu zrobił wizualny poemat.
Cocoon
Twórca Limbo i Inside poszedł jeszcze dalej i stworzył grę, która łączy zagadki, światy w światach i estetykę godną galerii sztuki nowoczesnej. Cocoon to dowód na to, że nie potrzeba setek ludzi, by stworzyć doświadczenie, które wygląda jak pełnoprawna produkcja AAA. Każdy kadr tej gry można zatrzymać i powiesić na ścianie - a do tego zachwyca przemyślaną strukturą i oryginalnością.
*Aby nie pozostawiać złudzeń - gra zadebiutuje w przyszłym roku.
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych