
Kultowy komiks tylko dla dorosłych. Kontrowersyjny fenomen w Polsce
Lucky’ego Luke’a nie trzeba przedstawiać. Postać kowboja, stworzona przez Morrisa, cieszyła się w Polsce gigantyczną popularnością. Pewnym zaskoczeniem może być jednak, że obecnie nie tyle ją utrzymała, co jest jeszcze większa. Na naszym rynku niebawem zadebiutuje pierwsza historia skierowana wyłącznie do dorosłego czytelnika.
Lucky Luke ma już blisko 80 lat. Przez ten czas zmienił się tylko pobieżnie. Główna seria - początkowo tworzona przez Morrisa, następnie w duecie z Rene Goscinnym, a obecnie kierowana przez Achde - liczy sobie 83 wydania zbiorcze. Wszystkie koncentrują się wokół jednego grona postaci, które, co charakterystyczne głównie dla amerykańskich superbohaterów, zdają się nie starzeć, niekoniecznie też dojrzewają. Lucky Luke wciąż pływa w tym samym sosie. Przynajmniej teoretycznie.
Pozycja ta stała się bowiem tak kultowa, że doczekała się pochodnych, rzucających zdecydowanie odmienne światło. Trudno przy tym mówić o trawestacji - chyba, że za taką uznamy serię opowiadającą o przygodach psa Rantanplana - bo przecież sam Lucky Luke to rzecz mocno prześmiewcza. Zamiast tego trafniejszy wydaje się termin dekonstrukcja. Doszło do niej dopiero po kilkunastu latach ery wspomnianego Achde, który stał się głównym twórcą komiksu na początku XXI wieku. Jej najbardziej znanymi przykładami, jednocześnie dostępnymi na naszym rynku są: Człowiek, który zabił Lucky Luke’a (Matthieu Bonhomme, 2016), Wanted Lucky Luke! (Bonhomme, 2021) oraz debiutujący właśnie Lucky Luke. Chocoboys (Ralf König, 2022).





To opowieści skierowane do dojrzalszego czytelnika, a samo Lucky Luke. Chocoboys cieszy się opinią pierwszego w Polsce komiksu o słynnym rewolwerowcu, z którym powinni zapoznać się wyłącznie dorośli czytelnicy, stosowną informację otrzymujemy nie tylko w opisie, ale też na okładce. Zainteresowanie tą przełomową (i dla wielu kontrowersyjną) historią jest duże - dość powiedzieć, że na stronie wydawcy komiksu nie można już zamówić, należy poszukać innego źródła.
Własny charakter pisma
Odejście od twórczości i rozwiązań zaproponowanych przez Morrisa oraz Goscinnego nie jest łatwe. Jednocześnie jest to zabieg zazwyczaj bardzo satysfakcjonujący. Dzieła Bonhomme’a zebrały rewelacyjne opinie, chociaż diametralnie odbiegają od tego, jak wiele osób zapamiętało Lucky’ego Luke’a. Różnice dotyczą przede wszystkim kwestii scenariuszowych - Bonhomme’a nie stroni od lekkiego humoru, jednak jest go zdecydowanie mniej niż w głównej serii, a ciężar fabularny równoważą bardzo poważne wątki, których u Morrisa i Goscinnego było jak na lekarstwo - ale też rysunkowych.
Bonhomme zdecydował się na użycie bardzo ograniczonej palety barw (wiele kadrów składa się z trzech kolorów, wliczając w to białe tło), co jest bezpośrednim nawiązaniem do zabiegów Morrisa. Z drugiej strony modele postaci są surowsze. Wciąż kreskówkowe, jednak wyraźnie dostojniejsze. Efekt był kapitalny i zachwycający nie tylko dla odbiorców, ale i krytyków - pierwszy tom otrzymał między innymi nagrodę Saint-Michel dla najlepszego komiksu francuskojęzycznego. Była to rzecz o tyle wyjątkowa, że na tym najstarszym europejskim festiwalu komiksowym nigdy nie triumfował ani Goscinny, ani Morris.

Lucky Luke. Chocoboys również jest pozycją bardzo cenioną, chociaż z nieco innych względów. Pora w końcu wprost wyłożyć, że wydawnicza nowość to w dużej mierze komiks gejowski. König wyspecjalizował się w tej tematyce już lata temu, a dzięki znakomitym pomysłom zyskał rozpoznawalność na komiksowej scenie Europy. Cztery z jego prac doczekały się ekranizacji, a najbardziej znaną pozostaje Mężczyzna, przedmiot pożądania z 1994 roku! W Polsce na oryginał trzeba było czekać aż do 2009 roku, a obecnie rodzime wydanie jest uznawane za białego kruka.
W twórczości Königa wątki gejowskie potrafią dominować, ale mogą też zostać odsunięte na dalszy plan. Tak jest choćby w przypadku Chocoboys, gdzie oscylują one wokół postaci z drugiego rzędu, a nie Samotnego Kowboja. Są przy tym wielokrotnie absurdalne, przerysowane, komiczne, a wspomniane efekty tylko podbija charakterystyczna kreska twórcy. Tak bowiem jak Bonhomme Lucky’ego Luke’a udoroślił, tak König uczynił jeszcze bardziej karykaturalnym. Dla przykładu - poważne profile zastąpiły wielgachne nochale, które są bulwiastością dystansują nawet braci Dalton.
W Chocoboys nie brakuje też nieobecnych dotąd wulgaryzmów. Je König włożył choćby do dialogów z uwielbianą przez siebie Calamity Jane. To obok Lucky’ego jedna z nielicznych głównych bohaterek, które Niemiec zdecydował się przenieść do wykreowanej przez siebie rzeczywistości. Na bok odstawił na przykład Daltonów, co ma swoje uzasadnienie fabularne. Opowieść koncentruje się na wakacjach Samotnego Kowboja, co w świecie Königa oznacza konieczność opieki nad fioletowymi krowami dającymi czekoladowe mleko. A to dopiero wierzchołek z góry lodowej absurdu wykreowanej przez Niemca.

Nie mam więc złudzeń, że Lucky Luke. Chocoboys wiele osób wzburzy, sporo też zachwyci, ale nie wyobrażam sobie, aby można było przejść wobec niego obojętnie. To komiks ciekawy z wielu względów, a dla fanów Samotnego Kowboja wydaje się obowiązkowy. Bonhomme tchnął w Lucky’ego nowe życie, zaś König postanowił pójść nie tyle krok dalej, bo przecież ciągnie w zupełnie innym kierunku, co dokonać swoistego skoku artystycznego. Tego rodzaju eskapady zawsze zasługują na sprawdzenie - choćby po to, aby wiedzieć, co krytykować, lub czym się zachwycać.
Przeczytaj również






Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych