Graliśmy w Digimon Story: Time Stranger. Dobry punkt wejścia w świat cyfrowych potworów

Graliśmy w Digimon Story: Time Stranger. Dobry punkt wejścia w świat cyfrowych potworów

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 21:30

Jako agent/ka organizacji ADAMAS, której zadaniem jest badanie dziwnych anomalii pojawiających się wszędzie w Tokyo, wyruszamy odkryć tajemnicę nagłego pojawienia się w całym mieście małych trzęsień ziemi, nagłych eksplozji, nieznanych form życia i dziwnych warunków pogodowych. Szybko okazuje się, że za anomalie odpowiadają cyfrowe byty, zwane dla uproszczenia Digimonami. Skąd się wzięły? Czego chcą? Kim są tajemnicze dzieci, zdające się pociągać za sznurki za kulisami? O tym przekonasz się sprawdzając fabułę „Time Stranger”. 

“Chronią nas, bronią przyrody, kiedy jest zagrożona. Bo to są bohaterowie, to są Digimony”, informowała nas jakieś ćwierć wieku temu piosenka otwierająca polską wersję serialu “Digimon”. Biorąc pod uwagę temat serialu, nie do końca miała ona sens, ale komu przeszkadzały takie detale, kiedy na ekranie mini dinozaur ewoluował w Cyberdemona z „Dooma”, skrzydlata świnka morska stawała się aniołem w kozackim hełmie bojowym, a głównym czarnym charakterem był dosłownie diabeł (z dorzuconym dla niepoznaki przyrostkiem „mon”)?! Dokładnie – nikt. W tamtych latach, „Digimony” były czymś na wzór „Pokemonów” dla trochę starszego widza. Skaczemy ćwierć wieku do przodu i okazuje się, że nowa gra studia Media.Vision ma zamiar być dokładnie tym samym, tyle że w świecie gier. Dla mnie bomba.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pierwsze gry z serii wydawane były już za czasów pierwszego PlayStation – sam miałem skądś „Digimon World 2”, które może i nie było najbardziej wybitną grą wszechświata, acz miało swój urok i, co ważniejsze, już wtedy położyło fundament pod najważniejsze założenia rozgrywki, które towarzyszą serii do dziś – choć w znacznie bardziej rozwiniętej, przyjemniejszej w odbiorze formie. 

Playtest Digimon Story: Time Stranger – klasyczne, turowe jRPG

Walka z greymonem
resize icon

Podstawą walki jest zależność w stylu „papier, kamień nożyce”. Każdy potwór należy do jednej z trzech kategorii i tak „szczepionki” są mocne przeciwko „wirusom”, wirusy przeciwko „danym”, a dane przeciwko „szczepionkom”, a gdyby tego było za mało, to część ataków posiada jeszcze dodatkowe atrybuty, takie jak ogień, elektryczność, czy świętość, które dodatkowo mnożą nam (lub dzielą) siłę ataku. Jest coś szalenie przyjemnego w uczeniu się słabych i mocnych stron poszczególnych Digimonów i późniejszym koszeniu nawet i wielkich bossów dosłownie paroma atakami z mnożnikiem 300%.

Sam system walki to klasyczna turówka, która zdecydowanie najbardziej kojarzy mi się z tą z „Persona 5”, a to za sprawą ogólnego feelingu gry bardzo mocno zainspirowanego klasykiem Atlusa. Wszystko, od stylistyki, przez ścieżkę dźwiękową, eksplorację wielkiego miasta jako odskocznię od przemierzania rozległych lochów, zaskakiwanie wrogów atakami w plecy, po detale takie jak inny wymiar przypominający hotelowe lobby, czy rozpoczęcie przygody od projekcji filmu w kinie kojarzą się ze światem „Shin megami tensei” i jego licznych spin-offów. Miejscami inspiracje te mogą wydawać się być odrobinę zbyt oczywiste, graniczące z kalką, ale trzeba przyznać, że taka stylówa zwyczajnie pasuje do świata Digimonów i historii, którą deweloper pragnie opowiedzieć.

Playtest Digimon Story: Time Stranger – czysta przyjemność z obcowania z grą

Zwiedzamy
resize icon

Wypada pochwalić bardzo przemyślany, przygotowany pod gracza UI gry. Jeszcze zanim przejdziemy do walki, możliwe jest zaatakowanie wrogiego Digimona z ukrycia i tak jak na późniejszym etapie zabawy oznacza to po prostu zadanie mu wstępnych obrażeń, tak z początku, kiedy walczymy ze słabszymi potworami, może dosłownie zakończyć walkę zanim ta się w ogóle zacznie – wciąż jednak dostarczając punkty doświadczenia i przedmioty, które zdobylibyśmy walcząc normalnie! Lecz nawet jeśli zdecydujemy się walczyć normalnie, cała potyczka jest prędka i przyjemna, z bardzo przejrzyście rozłożonymi opcjami, indykatorami obrażeń i wszystkim, czego potrzebujemy, aby rozgromić przeciwnika możliwie szybko i przyjemnie. Wciąż za wolno? W każdej chwili można smyrnąć prawą gałkę w górę lub w dół aby zmienić tempo animacji (maksymalnie pięciokrotnie), a jeśli z danym potworem walczyliśmy już tyle razy, że już nam się nie chce, możemy użyć bardzo kompetentnej opcji auto-walki i patrzeć tylko, jak zastępy wroga topnieją na naszych oczach.

A jak zdobywać kolejne Digimony do naszej kolekcji? Tu również sytuacja jest raczej prosta i przyjemna. Otóż, walcząc z kolejnymi potworami, zdobywamy informacje o nich. W podręcznym komputerze gracza tworzy się wpis o danym Digimonie, a kiedy poziom informacji o nim dobije do 100%, możemy sobie go po prostu stworzyć (choć lepiej będzie chyba zaczekać aż licznik dojdzie do maksymalnych 200% żeby otrzymać od razu wzmocnioną wersję danego potwora. Oznacza to, że generalnie nie opłaca się uciekać przed walkami. Im więcej walk stoczymy, tym więcej doświadczenia zdobędziemy i tym więcej nowych Digimonów stworzymy. No dobrze, ale po co mi, nie wiem, aż 30 Digimonów naraz? W sumie... po nic. Dlatego też istnieje opcja scalania ze sobą stworków (również dostępna jeszcze od czasów pierwszego PlayStation). Wybieramy głównego potwora, a następnie tyle dodatkowych, ile tylko sobie zażyczymy. Zostaną one przerobione na energię, która podbije poziom tego pierwszego Digimona. W prosty i szybki sposób można dodać sobie nawet i dziesięć dodatkowych leveli, co znacznie przyspieszy moment, w którym będziemy mogli ewoluować naszego pupila w jedną z dostępnych dla niego, wyższych form – każda z nich ma zestaw własnych warunków, które należy spełnić, jeśli chce się iść w tym kierunku ewolucyjnym (konkretna statystyka na odpowiednio wysokim poziomie, odpowiedni charakter Digimona, na który wpływać możemy rozmawiając z nim, odpowiedni poziom, i tym podobne). Deweloper daje nam pod tym względem wolną rękę, a pole do popisu jest naprawdę przepastne i tylko od nas zależy, jak będziemy rozwijać nasz zespół.

Playtest Digimon Story: Time Stranger – (prawie) doskonała propozycja dla młodszych graczy

Shellmon
resize icon

Kolejnym ukłonem w stronę gracza jest możliwość kustomizacji naszej drużyny już w trakcie walki bez utraty przy tym kolejki. W większości gier zmiana postaci w trakcie walki wiąże się z utratą możliwości wykonania nią w tej turze ruchu. Nie tutaj. Jeśli widzimy, że któryś z obecnie wystawionych przez nas trzech Digimonów (w niektórych momentach fabuły może być ich nawet więcej ze względu na gościnne występy innych potworów w naszym zespole) nie radzi sobie w starciu z tym konkretnych rodzajem przeciwnika, możemy wymienić go na któregoś z trzech rezerwowych stworków i sprawdzić, jak on by sobie poradził. Wciąż kiepsko? To sprawdzamy drugiego, a potem jeszcze trzeciego. Nikt nas nie goni. Mało tego! Jeśli boss, z którym obecnie walczymy, strzeli nas wyjątkowo mocnym atakiem, możemy w swojej kolejce użyć przedmiotu leczniczego, również nie tracąc przy tym możliwości wyprowadzenia własnego ataku. Brzmi jak zbytnie ułatwienie? Być może do pewnego stopnia tak, ale mniej zaawansowanym graczom opcja ta powinna przypaść do gustu.

Deweloper ewidentnie celuje ze swoją nową grą w młodszą widownię. Widać to nie tylko po docelowym poziomie trudności, dodatkowo pozwalającym obniżyć stopień wyzwania, jeśli nam nie idzie, ale również po tym, jak jasno i stopniowo gra Media.Vision wprowadza nas w ten świat, przejrzyście tłumacząc czym są Digimony, jak z nimi obcować, jak budować z nimi więź. Im dalej w las, tym potężniejsze bestie i ich ewolucje będą oddawane pod naszą opieką – w trakcie drugiego etapu dema mordowałem wrogów już takimi bestiami jak napakowany, noszący skórzane spodnie Leomon czy wspomniany we wstępie Angemon – ale z początku w nasze ręce trafiają małe, słodkie kulki, które w większości kojarzyć będziemy z pierwszymi formami Digimonów ze wspomnianego już serialu z Fox Kids. Tym bardziej dziwi mnie, że nikt w Cenedze nie stwierdził, że warto byłoby wrzucić tu... polską wersję językową. Jasne, gra jest na tyle przepełniona kolorowymi ikonami, że pewnie dałoby się szybko nauczyć co jest czym nawet i w japońskiej wersji językowej, ale wydaje mi się, że znacznie więcej maluchów (i ich rodziców) zainteresowałoby się „Time Stranger”, gdyby widzieli na pudełku w sklepie tę naszą piękną, biało-czerwoną flagę.

„Digimon Story: Time Stranger” ma szansę być naprawdę dobrym jRPG. Rozgrywka jest szybka i przyjemna, fabuła zapowiada się tajemniczo, grafika miło pieści oczy, a podatne na kustomizację, kolorowe stworki w ilościach hurtowych oznaczają niemal nieskończone możliwości dopasowywania gry pod siebie. Na ten moment moim największym problemem z grą Media.Vision jest zbytnia „przezroczystość” głównego bohatera, który jest niczym więcej, jak tylko pozbawionym własnego charakteru awatarem gracza, ale akurat w tej grze raczej nie powinien być to zbyt duży problem, bo liczą się Digimony, a nie opiekujący się nimi ludzie. Tylko ten brak polskiej wersji językowej...

Premiera gry już 02.10.2025.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper