Cronos The New Dawn podtrzymał formę Bloobera po Silent Hill 2 Remake? Cóż...

Cronos The New Dawn podtrzymał formę Bloobera po Silent Hill 2 Remake? Cóż...

Mateusz Wróbel | Dzisiaj, 13:00

Po wyśmienitej przygodzie w odświeżonym Observer: System Redux, a także wielu intensywnych godzinach spędzonych z Silent Hill 2 Remake, moje oczekiwania wobec kolejnego dużego projektu Bloober Team były ogromne. Spodziewałem się nie tylko solidnej zabawy, ale i nowej jakości w gatunku survival horrorów. Krakowskie studio przez lata budowało swoją renomę, a teraz miało zaprezentować coś w pełni własnego, coś, co może wyznaczyć kierunek rozwoju tego gatunku.

Pierwsze sygnały, jakie docierały do mediów, napawały optymizmem. Kody recenzenckie trafiły do redakcji bardzo wcześnie, co zazwyczaj świadczy o dużej pewności siebie twórców. Jeśli deweloper nie obawia się reakcji krytyków i daje im czas, by spokojnie zapoznali się z grą, to znak, że wierzy w jakość swojego produktu. W przypadku Bloober Team wydawało się, że studio ma w ręku pewniaka.

Dalsza część tekstu pod wideo

Niestety, szybko przekonałem się, że w moim przypadku rzeczywistość wyglądała inaczej. Wersja, którą otrzymałem na początku, nie była w pełni recenzenckim buildem. Kilka dni później przyszła łatka, która naprawiła najważniejsze błędy, ale równocześnie usunęła zapisy postępów. Na szczęście zdążyłem wcześniej ukończyć zabawę (w około 20 godzin), lecz dla wielu krytyków było to bolesne doświadczenie, aby ponownie powtarzać wiele etapów zabawy.

Wczesny build - złe doświadczenie

cronos the new dawn
resize icon

Wracając do wczesnego builda, z jakim musiałem się zmierzyć, jej największym problemem okazała się wydajność. Gdy na ekranie pojawiało się więcej niż czterech przeciwników, gra w trybie wydajnościowym zamieniała się w festiwal spadków klatek. Szczególnie irytujące były momenty, gdy ekran zalewała krew - niby drobny detal, ale wystarczyło, by całkowicie załamać płynność animacji. Zamiast satysfakcji z efektownego pokonania wroga (rozwalając ich głowę na kwaśne jabłko) dostawałem "lagi", który wybijał mnie z rytmu rozgrywki.

Problemy nie kończyły się jednak na walce. Sekwencje przerywnikowe - które powinny być fundamentem narracji - często przerywały się albo wręcz same przeskakiwały do następnej sceny. W efekcie fabuła traciła spójność, a ja miałem wrażenie, że gubię istotne elementy historii. Animacje postaci również pozostawiały wiele do życzenia - sztywne ruchy i nienaturalne gesty momentami wręcz wybijały z klimatu.

Owszem, łatka recenzencka usunęła większość z tych problemów, o czym sam się przekonałem. Gra stała się płynniejsza, filmiki zaczęły działać poprawnie, a animacje zyskały nieco szlifu. Jednak pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Dla mnie ten moment już minął i mimo że druga przygoda z Cronos: The New Dawn była technicznie znacznie lepsza, to w głowie pozostał cień rozczarowania. O takich rzeczach powinno się informować wcześniej, lecz przejdźmy do plusów...

Piękność Cronosa

Cronos: The New Dawn
resize icon

Na szczęście nie wszystko zawiodło. Pod względem detali Cronos jest grą imponującą. Bloober Team udowodnił, że potrafi stworzyć świat, który żyje, oddycha i przytłacza swoją autentycznością. Nowa Huta, zrujnowany szpital i inne miejsca południowej Polski zostały odwzorowane z taką pieczołowitością, że momentami trudno było oderwać wzrok od otoczenia. Każdy zegar, każdy stary fotel, każda obdarta wanna wyglądała jak fragment zaginionej rzeczywistości.

Ta dbałość o szczegół sprawiła, że gra stała się również podróżą sentymentalną. Dla graczy po czterdziestce będzie to powrót do wspomnień - czasem dobrych, czasem traumatycznych - bo wiele rekwizytów przypomina czasy PRL-u czy wczesnych lat 90. Młodsi gracze również znajdą tu coś znajomego: rzeczy, które wisiały u babci w domu albo stały w dawnych mieszkaniach rodziców. Ten element realizmu i lokalnego kolorytu jest jednym z najmocniejszych punktów Cronosa.

Podobał mi się także sposób budowania grozy. Bloober Team świadomie odszedł od tanich jumpscare’ów, których w grze jest naprawdę niewiele. Zamiast tego postawiono na gęstą atmosferę, klaustrofobiczne lokacje i narastające poczucie niepokoju. To powrót do klasyki survival horroru - tam, gdzie strach rodzi się z ciszy, mroku i niepewności, a nie z nagłych krzyków zza rogu.

Eksploracja również wciągała. Lokacje były zaprojektowane tak, by zachęcać do odkrywania każdego kąta, a backtracking - zmora wielu gier tego gatunku - pojawiał się bardzo rzadko. Twórcy wyważyli balans między liniowością a swobodą, co sprawiło, że rozgrywka nie była nużąca.

Najlepszy autorski projekt Bloober Team

Cronos: The New Dawn
resize icon

Nie bez znaczenia była też ekonomia przetrwania. Zapasów było mało, a amunicja zawsze na wagę złota. Niejednokrotnie musiałem oszczędzać naboje do strzelby, decydując się na walkę wręcz z łatwiejszymi przeciwnikami. To dodawało napięcia i zmuszało do podejmowania trudnych decyzji. Jednak tutaj pojawia się problem - wybory fabularne zostały potraktowane po macoszemu. To, z kim wracamy "do domu" i jakich sojuszników wybieramy, sprowadza się jedynie do bonusów postaci, a nie realnego wpływu na historię.

Osobiście zabrakło mi również większej liczby zagadek logicznych. Owszem, w grze pojawiają się pewne łamigłówki, ale są one raczej proste i niewiele wnoszą do całości. A przecież to właśnie zagadki mogłyby jeszcze bardziej wciągnąć gracza w świat przedstawiony i nadać mu dodatkowej głębi.

Mimo tych niedociągnięć Cronos: The New Dawn pozostaje projektem wyjątkowym. To bezapelacyjnie najciekawsze autorskie dzieło Bloober Team, które pokazuje, że studio potrafi wyjść poza remake’i i remastery, tworząc coś, co ma własną tożsamość. Choć moja przygoda z grą rozpoczęła się od technicznych rozczarowań, to ostatecznie doceniam ambicję i odwagę twórców.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Cronos: The New Dawn.

Źródło: Opracowanie własne
Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper