Gamescom 2025 – graliśmy w Pokemon Legends: Z-A. Na taką nowość czekaliśmy

Gamescom 2025 – graliśmy w Pokemon Legends: Z-A. Na taką nowość czekaliśmy

Piotrek Kamiński | Dzisiaj, 16:00

Game Freak zapraszają graczy na powrót do Luminose City, miasta znanego z “Pokemon X/Y”, tym razem jednak znacznie bardziej rozbudowanego, imponującego zarówno skalą, jak i urokiem, gdzie rozwiążemy zagadkę dzikich mega ewolucji i, owszem, złapiemy je wszystkie!

Pierwszy niech rzuci kamień dorosły chłop, który nigdy nie spędził przynajmniej kilku godzin z którąś częścią tej nieśmiertelnej serii. Dziewięć generacji, masa spin-offów, multum seriali, karcianka, filmy kinowe, pluszaki, ubrania – Pokemony są wszędzie, czy tego chcemy czy nie. Osobiście byłem już „za stary” na takie głupoty, kiedy w Polsce zaczął zdobywać popularność pierwszy serial z Ashem, Misty i Brockiem w rolach głównych. Tak przynajmniej uważałem do momentu, w którym po raz pierwszy zagrałem w grę. „Pokemon Silver” wciągnęło mnie bez reszty i to do tego stopnia, że przeprosiłem się z animacją i nawet poszedłem do kina na „Pokemon: Film Pierwszy” (swoją drogą, trzeba być pewnym swego, żeby nazywać swój pierwszy film... pierwszym filmem – z sugestią, że nie wątpi się w to, że powstaną kolejne. Od tamtej pory grałem już w większość nowych odsłon (gubiąc się trochę w erze 3DS), a w Pokemon Go gram do dzisiaj – dodawajcie mnie do znajomych, jakby co! Tak więc, kiedy dowiedziałem się, że wychodzi nowa odsłona podserii „Legends”, charakteryzująca się innym podejściem do zabawy i faktem, że wystarczy posiadać jedną wersję, aby móc złapać wszystkie stworki bez dodatkowego kombinowania, wiedziałem, że muszę w nią zagrać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Sam nie wiem, co w tej nowej części zdziwiło mnie bardziej – fakt, że walki wreszcie stają się bardziej dynamiczne, z możliwością biegania po arenie ze swoim potworkiem, czy może to, że cała gra ma dziać się tylko i wyłącznie w Luminose City. Obie te rzeczy mogą, potencjalnie, wywrócić całe DNA gry do góry nogami, co, choć z początku może wydawać się być trochę ryzykownym posunięciem, ostatecznie jest bardzo dobrą wiadomością, jako że serii naprawdę potrzebne jest gruntowne przemodelowanie pętli rozgrywki, która od lat wygląda z grubsza tak samo. Nawet „Scarlet/Violet”, mimo otwartego świata, wciąż opierały się na tych samych trzech, głównych misjach, co zawsze – choć, nie powiem, możliwość pójścia sobie gdzie się tylko chce właściwie od samego początku była przyjemnym powiewem świeżości.

Luminose City
resize icon

Po tak krótkim czasie, walka wydawała mi się być lekko chaotyczna, nie do końca kontrolowałem sytuację, ale zdecydowanie drzemie w niej spory potencjał. Nie do końca rozumiem dlaczego kontroluję postać trenera, a nie samego pokemona, co byłoby znacznie bardziej intuicyjne, ale ponieważ potworek i tak trzyma się w miarę blisko gracza, manewrowanie i tak działa całkiem nieźle – możemy odbiegać od potencjalnych ataków obszarowych, trzymać dystans aż spadnie obowiązkowy cooldown kolejnych ataków lub po prostu wymienić szybko pokemona na innego, co staje się istotnym elementem strategii, jako że zmiana potworka i wyprowadzenie kolejnego ataku może okazać się być szybsze niż czekanie, aż znowu będzie można zaatakować tym samym.

Rozśmieszyło mnie, że w tej dziejącej się w mieście grze dla najmłodszych, jesteśmy zachęcani do podkradania się za niczego nie spodziewających się trenerów i ich pokemony oraz atakowania ich z zaskoczenia. Przecież to najzwyklejszy w świecie napad, w dodatku nierzadko w jakiejś bocznej alejce! Wyobraź sobie: stoisz sobie ze swoim pokemonem, podziwiasz architekturę jakiegoś budynku, po czym nagle dostajesz wielką kulą ognia, biczem albo najzwyczajniej z piąchy w plecy. Jaja, jak berety.

A propos miasta! Fakt, że całą gra ma dziać się tylko w tym jednym miejscu – bez zwiedzania żadnych jaskiń, lasów i innych farm – oznacza, że będzie ono OGROMNE. Dziesiątki głównych ulic przecinają potencjalnie i setki mniejszych korytarzy, do części budynków można wchodzić, a w prezentowanym fragmencie rozgrywki, po krótkiej pogoni za Zygarde'em, zostałem nawet teleportowany na dach jednego z nich, gdzie trzeba było stoczyć bitwę z dziko mega ewoluującym Absolem – zasadniczo walka z bossem. Oczywiście my też możemy mega ewoluować, ale nie tak, jak działało to do tej pory. Mój Lucario musiał biegać i zadawać normalne ataki, dzięki czemu z Absola „wypadała” co jakiś czas mega energia, którą my, jako gracz, musimy zebrać. Po napełnieniu całego paska, wciskamy odpowiedni przycisk i nasz pokemon wskakuje na wyższy poziom. Stan ten trwa tylko określony czas, ale możemy przedłużać go zadając skuteczne ataki i zbierając wypadającą na bieżąco mega energię. Ciekawy, angażujący znacznie bardziej niż zwykle patent.

Wersja na drugiego Switcha wygląda... solidnie. To wciąż po prostu kolejne „Pokemony” od Game Freak, więc fajerwerków nie ma się co spodziewać, ale tekstury są ostre, a postacie odpowiednio obłe. Zbyt wielu dodatkowych dekoracji walających się po ulicach nie ma się co spodziewać, a i w trakcie bardziej widowiskowych ataków animacja potrafi sobie „chrupnąć” (co sprawia, że trochę martwię się o wersję na pierwszego Switcha), ale w ogólnym rozrachunku całość powinna spodobać się fanom serii. Ja na pewno idę w październiku na zakupy!

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper