Gamescom 2025: Graliśmy w Cinder City. Piękny shooter na Unreal Engine 5, który ma jednak spory kłopot

Gamescom 2025: Graliśmy w Cinder City. Piękny shooter na Unreal Engine 5, który ma jednak spory kłopot

Maciej Zabłocki | Dzisiaj, 12:00

Już sam tytuł brzmi tak, jakby ktoś chciał w jednym haśle zawrzeć ciężar upadku, miasta pogrążonego w ogniu i cieniach własnej historii. Widziałem tę grę na żywo na Gamescomie i mogę Wam powiedzieć jedno: jeśli czekacie na The Division 3, to Cinder City powinniście od teraz mieć na radarze. To nie jest luźna wariacja, nie jest klon – ale duch podobieństw jest widoczny na każdym kroku.

Zaczęło się od trailera, który rozgrzał publiczność podczas Opening Night Live. Widzimy futurystyczny Seul, zniszczony, przeobrażony przez katastrofę, pełen ruin i migoczących neonów, które gasną niczym resztki dawnego świata. Dzisiaj, na stoisku NCSoft w strefie biznesowej na Gamescomie mogłem stanąć przy potężnym komputerze i sprawdzić na własne oczy, co się tutaj wykluwa. Od pierwszych chwil widać, że BigFire Games i NCSoft postawiły na efektowność. Unreal Engine 5 naprawdę robi tutaj robotę. Graficznie to jeden z najmocniejszych pokazów, jaki widziałem na targach. Oświetlenie, refleksy, odbicia na kałużach i szybach wieżowców – wszystko wygląda obłędnie. To gra, w której wizualna warstwa nie jest tłem, ale integralną częścią klimatu. Kiedy stoisz na zrujnowanym skrzyżowaniu, a w oddali rozbłyskują czerwone sygnały ostrzegawcze, czujesz się, jakbyś naprawdę znalazł się w innym, pogrążonym w chaosie świecie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Rozgrywka w wersji demo, którą miałem okazję ograć na targach, pokazała Cinder City od strony najbardziej fundamentalnej – jako solidny, taktyczny shooter TPP. Rdzeń zabawy to praca zza osłon, metodyczne przesuwanie się od barykady do barykady, koordynacja z drużyną i konsekwentne wykańczanie przeciwników krok po kroku. Od razu poczułem DNA The Division – ten charakterystyczny rytm, w którym liczy się nie tylko celność, ale i współpraca. To gra, która wymaga, byś patrzył nie tylko na celownik, ale też na to, gdzie stoją Twoi towarzysze, kto ma lepszą pozycję i kto powinien przyjąć na siebie ogień.

Sama wersja demonstracyjna była jednak mocno ograniczona. W grze mają pojawić się mechy, helikoptery i hak z liną, który pozwoli poruszać się w zupełnie nowy sposób. Walczyłem jednak głównie z oddziałami ludzkich żołnierzy, którzy atakowali w schematyczny sposób, tworząc raczej wrażenie klasycznego cover-shootera niż widowiskowej futurystycznej wizji, jaką obiecuje trailer. To, co mnie jednak uspokoiło, to wiedza, że to dopiero fragment większej całości – w finalnej wersji zobaczymy mutacje, zombie, a także ogromnych bossów, którzy mają przełamać schemat i dodać grze własnej tożsamości.

To strzelanka MMO, trochę podobna do The Division, ale z pomysłem na siebie

Cinder City_1
resize icon

Czuć było, że Cinder City celuje w formułę MMO z prawdziwego zdarzenia. Każda walka, nawet w tym wczesnym wycinku, sprawiała wrażenie elementu większej kampanii – coś w rodzaju klocków, które później złożą się w długą historię progresji. To nie ma być gra, w której kończysz kampanię i odkładasz myszkę czy pada na półkę. To system projektowany na miesiące i lata. Widać to po tym, jak twórcy podchodzą do progresji. Zdobywasz nową broń, ulepszasz ją, odblokowujesz dodatkowe umiejętności, a Twój bohater staje się coraz ważniejszym elementem drużyny. To klasyczna pętla looter-shootera, gdzie motywacją jest nie tylko sama walka, ale i nagroda – lepszy sprzęt, nowe gadżety, progres w hierarchii.

I to właśnie ta pętla ma być sercem gry. NCSoft nie ukrywa, że Cinder City nie jest tytułem „na weekend”. To ma być długowieczna platforma, MMO shooter z pełną sieciową infrastrukturą, światem, który będzie żył i rozwijał się wraz z graczami. Takie podejście widać było już na etapie zapowiedzi – gra została oficjalnie ogłoszona podczas Gamescom Opening Night Live 2025, choć wcześniej funkcjonowała pod roboczym kryptonimem Project LLL. Od tego czasu twórcy jasno mówią, że ich celem nie jest jednorazowy hit, a rozwijane latami doświadczenie, które ma wypełnić lukę po The Division i zaoferować graczom nowy dom dla sieciowych, kooperacyjnych potyczek.

Cinder City_2
resize icon

Patrząc na kierunek, w którym to zmierza, można sobie wyobrazić Cinder City jako hybrydę taktycznego shootera i MMO, gdzie kampania, zadania fabularne i walka o lepszy sprzęt będą mieszać się z trybami kooperacyjnymi i większymi starciami. To może być świat, do którego wracasz nie dla samej historii, ale dlatego, że Twoja postać i drużyna ciągle mają coś do osiągnięcia. Jakąś nową misję, nową nagrodę czy nową linię frontu do odzyskania.

O samej walce mogę powiedzieć w zasadzie tyle, że była solidna, ale jeszcze nie oszałamiająca. Broń zachowywała się poprawnie, odrzut był wyczuwalny, ale brakowało mi jeszcze tego „czucia” – momentu, w którym strzał zostaje w dłoni. Reakcje przeciwników były chwilami zbyt powtarzalne, a sztuczna inteligencja nie próbowała mnie w żaden sposób zaskoczyć. To element, który wymaga dopracowania. Z drugiej strony sam flow potyczek, tempo, sposób, w jaki drużyna musi współpracować, już teraz dawały satysfakcję. Wyobrażam sobie, że w większych starciach, z bossami i masywnymi mechami, efekt może być naprawdę widowiskowy. Pytanie tylko, czy to się nie znudzi zbyt szybko, ale dojdą te zombiaki czy jakieś wykręcone, dziwne bestie i może zrobi się ciekawiej. Niech struktura misji też nie polega tylko na eliminowaniu kolejnych chmar wrogów. Tego bym sobie życzył. 

Cinder City różni się od The Division przede wszystkim skalą i estetyką. O ile seria Ubisoftu opierała się na realistycznym przedstawieniu amerykańskich miast po pandemii, o tyle NCSoft idzie w stronę postapokaliptycznego sci-fi. To Seul przyszłości, ale Seul wyniszczony, bardziej brutalny i mroczny. W tle majaczy historia osobista – protagonista szuka swojej córki, co ma dodać rozgrywce emocjonalnego ciężaru. Czy to nie będzie zbyt oklepane i wtórne - tego nie wiem, ale cała ta historia średnio mi pasuje do konwencji. Zobaczymy, jak wyjdzie w praniu. 

Wychodząc ze stoiska, miałem mieszane uczucia. Z jednej strony oszałamiająca grafika i klimat miasta, które żyje własnym życiem. Z drugiej – jeszcze zbyt znajomy gameplay, zbyt mało ryzyka w samej strukturze misji. Ale to dopiero wczesny build, fragment większej całości. Patrząc na ambicje NCSoftu i to, ile włożyli w ten projekt, można śmiało powiedzieć, że Cinder City ma potencjał być czymś więcej niż tylko przystankiem przed The Division 3. Może będzie alternatywą, która nie tylko wypełni lukę, ale zbuduje własną tożsamość. Na pewno jest to gra, którą będę śledził, bo w niej drzemie coś, co mnie mocno intryguje. Oby tylko nie skończyło się fiaskiem. 

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper