
Polska branża gier wideo silna jak nigdy. Gamescom Opening Night Live 2025 tylko to potwierdził
Gamescom Opening Night Live 2025 miał być wielkim świętem graczy i - przynajmniej w zapowiedziach - zapierać dech w piersiach. Geoff Keighley, jak co roku, roztaczał wizję spektaklu, w którym czekają nas światowe premiery, głośne zwiastuny i emocje godne największego show w branży. Atmosfera była więc rozgrzana do czerwoności jeszcze przed rozpoczęciem transmisji, a oczekiwania fanów rosły z każdym kolejnym teaserem. Problem w tym, że gdy kurtyna opadła, rzeczywistość okazała się mniej spektakularna, niż wielu się spodziewało.
Już od pierwszych minut dało się poczuć, że dominować będą głośne, lecz mocno zachowawcze marki. Kolejne Call of Duty, w tym przypadku Black Ops 7, pojawiło się niczym dobrze znany gość, który jednak nie ma nic nowego do powiedzenia. Strzelanina, która od lat króluje w rankingach sprzedaży, zanosi nas tym razem w niedaleką przyszłość, ale trudno mówić tutaj o przebojowej odsłonie rodem z Modern Warfare z 2019 roku czy udanym Black Ops 6.
Podobne wrażenie pozostawiły kolejne odsłony znanych cykli - Resident Evil: Requiem, The Outer Worlds 2 czy Silent Hill f. Oczywiście, fani horroru czy RPG-ów czekali na nie z wypiekami na twarzy, ale czy rzeczywiście ktoś był zaskoczony? To bardziej przypomnienie, że wielkie marki nadal istnieją i mają się dobrze, niż prawdziwe objawienie.




Nie było ani świetnie, ani źle

Na scenie pojawił się również Blizzard z efektownym, pełnym patosu trailerem World of Warcraft: Midnight. Filmowe ujęcia, epicka narracja i obietnica nowych stref do zwiedzania potrafiły na chwilę przyciągnąć uwagę, lecz trudno było oprzeć się wrażeniu, że to ta sama opowieść opowiadana po raz kolejny. Fani WoW-a z pewnością się ucieszyli, ale dla reszty publiczności było to tylko kolejne odgrzewane danie.
Geoff Keighley zadbał także o akcent serialowy - zwiastun drugiego sezonu Fallouta wywołał uśmiech u fanów telewizyjnych adaptacji. Powrót Ghoula w wykonaniu Waltona Gogginsa, przeniesienie akcji do klimatycznego New Vegas - to wszystko wyglądało ciekawie, ale… czy to właśnie po to włączamy Opening Night Live? Serial, choć udany, sprawiał raczej wrażenie gościa z innego medium.
Im dłużej trwała transmisja, tym mocniej rosło poczucie powtarzalności. Wielkie marki jak mantrę odtwarzały swoje numery popisowe, a Geoff, choć uśmiechnięty, nie mógł ukryć, że show powoli tonie w przewidywalności. Gdzie były zaskoczenia? Gdzie nowe pomysły? Gdzie odwaga?
Powiew świeżości w gatunku

I właśnie w tym momencie, niczym deus ex machina, na scenę wkroczyły polskie studia. Nagle show, które dryfowało w stronę przeciętności, nabrało rumieńców. Publiczność, która zaczynała już ziewać, odzyskała zainteresowanie. To Polska uratowała Opening Night Live 2025.
Pierwszym zwiastunem, który naprawdę rozpalił emocje (i to jeszcze w pre-show - do tej pory nie rozumiem, dlaczego ta gra nie znalazła się w głównym harmonogramie eventu), było Valor Mortis - soulslike od twórców Ghostrunnera. Dynamiczne starcia miecza i pistoletu, klimatyczne lokacje i gęsta atmosfera grozy sprawiły, że sala ożyła. Widać było, że to nie tylko kolejny klon FromSoftware, ale próba własnego podejścia do gatunku.
Valor Mortis pokazał, że polskie studio rozumie, jak wprowadzić powiew świeżości do mechaniki, która wydawała się już wyeksploatowana. Łączenie broni białej z dystansową, a do tego elementy nadprzyrodzone - to zestaw, który nie tylko przyciągnął uwagę, ale i obiecał nową jakość w świecie soulslike’ów.
Podróż do lat 80.

Następnie na scenę wkroczył Lords of the Fallen 2 - sequel, na który czekało wielu. Tym razem twórcy postawili na większą brutalność, szybsze tempo i bardziej efektowną walkę. To nie była tylko kontynuacja - to było manifest:
"wracamy i tym razem nie żartujemy". Widać było, że Lords of the Fallen 2 ma ambicje, by stanąć w szranki z największymi markami soulslike’ów i wyjść z tej konfrontacji zwycięsko, choć na werdykt musimy poczekać do gameplayu.
Trzecim polskim akcentem, a jednocześnie kulminacją wieczoru, był Cronos: The New Dawn od Bloober Team. Survival horror, którego retrofuturystyczna estetyka i osadzenie w alternatywnej Polsce lat 80. natychmiast przyciągnęły uwagę. To było coś innego, coś, czego brakowało przez całe wydarzenie. Cronos łączy w sobie atmosferę grozy, intrygującą fabułę z motywem podróży w czasie i estetykę, która przypominała najlepsze filmy sci-fi. Był dowodem, że Bloober Team ma ambicję wyjść poza schemat studia od horrorów i zaprezentować projekt o globalnym potencjale.
Te trzy polskie gry - Valor Mortis, Lords of the Fallen 2 i Cronos: The New Dawn - były prawdziwymi perełkami w morzu przeciętności. Nie tylko dodały show energii, ale też udowodniły, że Polska stała się graczem pierwszej ligi w branży gier. Bez nich Opening Night Live byłoby o wiele nudniejsze, a z nimi stało się wydarzeniem, o którym mówiło się choć chwilę dłużej po zakończeniu transmisji.
To nie wszystkie wielkie projekty Polaków

To nie był przypadek. Polskie studia od dawna udowadniają, że potrafią rywalizować na globalnym rynku. A przecież w trakcie otwarcia niemieckich targów zabrakło Techlanda ze swoim Dying Light The Beast czy CD Projekt, który na spokojnie dłubie przy Wiedźminie 4, nowym Cyberpunku czy również potencjalnym rozszerzeniu fabularnym do Wiedźmina 3.
Valor Mortis pokazał odwagę w designie mechanik. Lords of the Fallen 2 potwierdził, że możemy mierzyć się z największymi w gatunku soulslike, robiąc coś inaczej (dwa światy z LofF). Cronos: The New Dawn dodał narracyjną głębię i oryginalność, jakiej brakowało w innych prezentacjach.
W przeciwieństwie do wielkich korporacji typu Ubisoft, które wolą powtarzać sprawdzone formuły, polskie studia stawiają na odwagę. I to właśnie ta odwaga porwała publiczność w Kolonii. Gamescom 2025 dobitnie to pokazał. Bez polskich gier byłoby mdło. Z nimi - show nabrało charakteru i rozmachu.
Przeczytaj również






Komentarze (33)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych