
Graliśmy w Ninja Gaiden 4. To nie mogło się wydarzyć... a jednak!
Pisząc te słowa, wciąż czuję wibracje pada, które były wywoływane przez kolejne niezwykle dynamiczne i jeszcze bardziej efektowne walki. To były tylko cztery rozdziały, ale już teraz chcę znacznie więcej. Poznajcie moje pozytywne (nie bez powodu!) wrażenia z Ninja Gaiden 4.
Zapowiedź Ninja Gaiden 4 była dużym zaskoczeniem. IP nie tylko powraca, ale otrzymało duże wsparcie od Microsoftu (wydawca) oraz sama produkcja jest realizowana przez PlatinumGames, czyli twórców genialnego Nier: Automata czy też kapitalnej serii Bayonetta. Twórcy na przestrzeni lat zrealizowali kilka źle przyjętych projektów, chwytali wiele srok za ogon, ale w końcu zespół otrzymał możliwości, by rozbudować następne wielkie uniwersum - markę idealnie pasującą do ich stylu rozgrywki i wcześniej przygotowanych projektów.
Trudno powiedzieć, kto zadzwonił do kogo i jak ostatecznie udało się połączyć PlatinumGames, Koei Tecmo (Ninja Gaiden) oraz Xbox Game Studios, ale ostatecznie będziemy świadkami bardzo ciekawej sytuacji - Fumihiko Yasuda (Ninja Gaiden 3, NiOh, NiOh 2, Wo Long: Fallen Dynasty), Yuji Nakao (Bayonetta 3) oraz Masakazu Hirayama (Wo Long: Fallen Dynasty, Marvel Ultimate Alliance 3, Dissidia Final Fantasy NT) połączyli siły, by spełnić marzenia fanów i przywrócić markę Ninja Gaiden na rynek. To na papierze nie mogło się wydarzyć, ale Hisashi Koinuma (prezes Koei Tecmo) i Atsushi Inaba (CEO PlatinumGames) dogadali się jeszcze z Philem Spencerem (Microsoft Gaming), by Ninja Gaiden 4 jeszcze pod koniec roku trafiło do graczy. I niech to będzie mały spoiler: Japończycy nie zawiedli.




Z Waszych połączonych mocy powstał on...

I właśnie z powodu tego rozbudowanego połączenia z dużym zainteresowaniem wyczekiwałem na dostęp do gry - Microsoft zaprosił naszą redakcję na przedpremierowe testy, dzięki którym na Xboksie Series X zainstalowałem fragment gry. Początek historii oraz dodatkowe rozdziały (łącznie cztery) pozwoliły mi sprawdzić w akcji dwóch bohaterów i trzy zróżnicowane typy misji - to dobry wycinek, który pokazał, co tak naprawdę deweloperzy chcą nam zaproponować.
Nie będę w tym wypadku za dużo zdradzał w temacie fabuły, ale na początku historii do głosu dochodzi Yakumo - to zupełnie nowy bohater w uniwersum, który odgrywa znaczącą rolę w całej opowieści. Wojownik został naprawdę dobrze wprowadzony do tego świata i kapitalnie pasuje do realiów gry – wszystko za sprawą dwóch mieczy, specjalnego trybu Bloodraven Form oraz zestawowi wyjątkowych, dynamicznych umiejętności. Yakumo cały czas komunikuje się ze specjalnym oddziałem, który pomaga mu ogarnąć sytuację w świecie... a musicie mi uwierzyć – nawet w tym fragmencie dzieje się tutaj naprawdę sporo.

Akcja Ninja Gaiden 4 rozgrywa się po wydarzeniach z Ninja Gaiden 3, a dokładnie w momencie, gdy Dark Dragon powrócił do Tokio i za jego sprawą miasto nabrało mrocznego charakteru, a nawet zapanowała deszczowa aura, która upiększa tę cyberpunkową metropolię. Niby wydarzenia zostały umiejscowione w „niedalekiej przyszłości”, jednak twórcy w kilku miejscach dość wyraźnie pokazują, że świat nie przypomina znanych okolic. Każda miejscówka jest przesiąknięta mrokiem, ale jednocześnie prezentuje charakter mocnej platformy - tym razem deweloperzy nie musieli się martwić, że zabraknie im potencjału. Gra nie tylko wygląda fantastycznie, jednak nawet w trakcie testów działa w 120 klatkach... w ustawieniach można wybrać jeden z dwóch trybów (jakość, wydajność), ale nie ukrywajmy jednego: w tę serię trzeba grać w jak największej płynności.
Szczerze mówiąc grając w Ninja Gaiden 4 kilkukrotnie uśmiechnąłem się pod nosem i pomyślałem o PlatinumGames – twórcy od lat rozwijają serię Bayonetta, która ugrzęzła na kolejnych platformach Nintendo. Deweloperzy w końcu mogli wykorzystać możliwości mocniejszej platformy i to naprawdę widać i dosłownie czuć – ten tytuł wygląda fantastycznie i jest piekielnie dynamiczny.
Yakumo wkracza do walki

Yakumo jest młodym ninją, który musi szybko odnaleźć się w trudnej sytuacji. Mrok pojawia się z każdej strony, a bohater otrzymuje wymagające zadanie - na początku zajmuje się infiltracją kilku miejscówek, ale oczywiście nie ma tutaj czasu na większe rozważania i uczenie się podstaw walki. Bohater od początku pokazuje swój charakter i rozpoczyna walkę za sprawą dwóch mieczy. Jego działania są dynamiczne, bardzo płynne, a deweloperzy w kilku pierwszych minutach uczą nas uników oraz parowania ataków - oba ruchy są niezwykle istotne, ponieważ w pewnym momencie nie możemy skupiać się wyłącznie na ataku. Ninja Gaiden 4 to kolejna produkcja, w której niezbędny jest balans pomiędzy skutecznym atakiem, a widowiskową obroną - fantastycznie prezentują się wszystkie ruchy, gdy dosłownie w ostatniej sekundzie unikamy potężnego ataku, nasza postać pozostawia po sobie smugę cienia, a my otwieramy sobie drogę do idealnej kontry.
Yakumo bez przeszkód skacze po ścianach, wykonuje charakterystyczne dla tej serii odbicia od lewej do prawej strony murów (Flying Bird Flip), a po zakończonej akcji jego strój jest dosłownie oblany juchą - wygląda to niezwykle dobrze. Akcja nabiera tempa, gdy uczymy się podstawowych ataków i potrafimy dosłownie odrąbać wrogowi głowę lub pozbyć się jego kończyn - w tym miejscu ostrzegam, że w Ninja Gaiden 4 powrócili samobójcy, którzy wiedzą, że nie mogą już wykonać widowiskowych ataków, więc dosłownie naskakują na bohatera i odpalają bombę.
Zacznijmy jednak od podstaw, ponieważ tak naprawdę dwójka herosów (Ryu jest także dostępny!) korzysta z dwóch podstawowych ruchów (szybki lub mocny), ale jednocześnie protagoniści mogą wybijać wrogów z rytmu za sprawą shurikenów oraz otrzymali możliwość wykonywania dynamicznych uników. Kliknięcie bloku w odpowiednim momencie zapewnia przewagę, ponieważ wybija wroga z akcji i jest to niezwykle istotne w przypadku pojedynków z potężniejszymi wrogami – gdy ninja stanie naprzeciwko napakowanego rywala, to często jesteśmy świadkami efektownych szachów i niezbędne do sukcesu jest wykorzystanie potężniejszego ruchu. Wykonanie klasycznego uniku zakończone Y pozwala nam na błyskawiczną kontrę, a perfekcyjny blok sprawia, że wróg jest „otwarty” na nasz kolejny atak... w zasadzie podobnie jak perfekcyjny unik, który nie tylko wygląda świetnie (postać pozostawia po sobie poświatę, akcja na sekundę zwalnia), ale również pozwala nam na wykonanie następnego ruchu.

Mistrzowie z PlatinumGames kolejny raz wykazali się wyjątkową znajomością materiału źródłowego – wykonywanie combosów jest niezwykle przyjemne, a takie ruchy jak Knockback Recovery (dynamiczny powrót po powaleniu), Air Recovery (doskok po mocnym ataku) oraz Chin Link (możliwość kontynuowania combo) pozwalają wykonywać genialne kombinacje... nawet gdy pozornie dostaliśmy na głowę i musimy wracać do walki. Bohaterowie otrzymali możliwość ładowania ataków (Y), by następnie wskoczyć we wroga i za sprawą Ultimate Technique Final Charge zadać im potężne obrażenia – ładowanie trochę trwa, jednak jest to często niezwykle skuteczne w momencie, gdy wróg potrzebuje chwili na powrót do akcji.
Każda z postaci korzysta także ze specjalnych zdolności broni – wystarczy przytrzymać LT, by bohaterowie wskoczyli z normalnego (Base Form) do specjalnego trybu (Bloodraven Form u Yakumo i Gleam Form u Ryu) i wykorzystali pełny potencjał posiadanego orężu. Każdy atak „kosztuje”, ponieważ wykorzystuje pasek (Bloodbind Gauge) ładowany przez następne ataki, ale właśnie wykorzystanie normalnych ciosów, uników oraz zdolności broni jest niezbędne do sukcesu.
Yakumo wyróżnia się na tle Ryu za sprawą broni – bohaterowie dzielą część ruchów, ale warto zwrócić uwagę, że nowy heros korzysta z dwóch broni (Takeminakata – Twin Blades / Tachi) lub Rapiera / Lancy. W zależności od wybranego sprzętu możemy liczyć na różne ciosy, które przekładają się na szereg możliwości postaci – rapier pozwala na błyskawiczne zaatakowanie wroga, ponieważ Yakumo dosłownie „dźga” wrogów. W dodatku każdy sprzęt ma własne umiejętności, których również możemy się nauczyć i rozbudować swój zestaw ataków – w tym wypadku na chwilę wchodzimy we wspomniany Bloodraven Form, by następnie odpalić skill. Natomiast Ryu w prezentowanym fragmencie biega ze swoim klasycznym Dragon Swordem (Katana), jednak bohater może korzystać z różnych form, które również wpływają na jego ruchy i pozwalają mu korzystać z innych zdolności.

Bohaterowie otrzymali także od deweloperów specjalny tryb – Bloodbath Kill możemy aktywować po naładowaniu dodatkowego paska, który jest związany z naszymi kombinacjami i z efektownym eliminowaniem wrogów. Bloodbath Kill zabija grupę przeciwników za jednym atakiem – całość została upiększona kapitalnie wyglądającą animacją, podczas której akcja staje, a my widzimy protagonistę, który dosłownie przecina na pół cały oddział wrogów
W trakcie efektownych pojedynków nie tylko obserwujemy, jak krew wylewa się z przeciwników, ale na mapach pojawiają się także czerwony orby – Blood Essence pozwala zyskać trochę zdrowia i... jest to niezwykle przydatne podczas wielu starć. Gracz musi bardzo mądrze korzystać z tego małego dodatku, który pomaga w trakcie tych najbardziej ekstremalnych starć – a takich w Ninja Gaiden 4 nie brakuje. Bohaterowie za wszystkie swoje wyczyny są nagradzani punktami, które możemy później przeznaczyć na rozwój postaci – standardowo lepiej bardzo uważnie podchodzić do akcji i wykonywać jak największe combosy.
Dobry pokaz atrakcji

Przygotowany fragment został naprawdę mądrze dobrany. Z jednej strony miałem okazję wcielić się w nową postać, ale także pobiegałem trochę za sprawą głównego bohatera serii. Twórcy zapewnili także bardzo zróżnicowane etapy - w jednym walczyłem z klasycznymi ninjami, w kolejnym mierzyłem się z demonami, a nawet nie zabrakło bardzo rozbudowanych sekwencji platformowych. Twórcy wrzucają bohatera na tory, podczas których musimy skakać, unikać nadjeżdżających pociągów, szyny są dosłownie rozerwane przez przeciwników, więc skaczemy po ścianach, wykorzystujemy hak, by ostatecznie znowu „jechać” na metalowych fragmentach mapy i próbować dotrzeć do następnych wrogów. Sekwencje czasami są zaskakująco rozbudowane, ale podejrzewam, że deweloperzy specjalnie dobrali akurat takie atrakcje, by pokazać dziennikarzom, na co tak naprawdę możemy liczyć w Ninja Gaiden 4.
Budowa historii nie została zmieniona i ponownie każdy rozdział jest wyraźnie przedstawiony - mamy tutaj początek, mamy koniec, a w menu bez problemu powtórzycie wszystkie fragmenty, a nawet możecie wybrać inną postać, by rozegrać wcześniej sprawdzony moment za pomocą jednego z dwóch bohaterów. Istotnym szczegółem w przypadku tej serii jest również poziom trudności - szczerze mówiąc na „normalu” w kilku momentach musiałem podejść do pojedynku ponownie, a... gra oferuje znacznie większe wyzwania w postaci dwóch dodatkowych poziomów. Nie macie zbyt wielkich umiejętności? Twórcy przygotowali także easy mode, który przy niskim poziomie zdrowia bohatera odpala dodatkową pomoc w postaci automatycznego odbijania ciosów. W ostateczności Ninja Gaiden 4 ukończą raczej wszyscy zainteresowani.
Coś więcej niż zwykła historia?

Bardzo podoba mi się podejście deweloperów do rozwoju postaci. W Ninja Gaiden 4 powróciły znane ruchy, więc główny bohater serii może ponownie korzystać z takich akcji jak Izuna Drop czy też Flying Swallow - oczywiście nie od razu sprawdzicie pełny zakres umiejętności wojownika, ale deweloperzy pozwalają nam uczyć się nowych ruchów... wystarczy tylko znaleźć kruka, który przywołuje Raven Mentora (Tyrana), ponieważ to właśnie on pozwala nam sprawdzić nowe skille oraz techniki, a nawet wypróbować je w pokoju treningowym. Za kolejne umiejętności płacimy za sprawą NinjaCoinsów – walutę zgarniemy za pojedynki.
Twórcy wpadli także na bardzo ciekawy pomysł związany z... misjami pobocznymi. W Ninja Gaiden 4 za sprawą ukrytych komputerów Raven Clanu nazwanych DarkNest Terminal (jako Yakumo) lub posągu Muramasy (jako Ryu) możemy nie tylko dokupić leczenie, ale przede wszystkim to właśnie w tym miejscu odbieramy dodatkowe zadania. Questy nie są specjalnie rozbudowane i podczas przedpremierowych testów opierały się głównie na „zabij wyznaczoną liczbę przeciwników” lub „znajdź cel”, ale ostatecznie? Jest to ciekawy pomysł na rozbudowę w zasadzie bardzo klasycznego doświadczenia.

I właśnie ta klasyka sprawiła, że tak dobrze grało mi się w Ninja Gaiden 4. Na początku roku sprawdziłem Ninja Gaiden 2 Black, które pobudziło wiele pozytywnych wspomnień i podobnie jest w przypadku najnowszej odsłony. To piekielnie dynamiczna, nastawiona na akcję produkcja, która nie wybacza błędów, a gracze muszą cały czas zwracać uwagę na zagrożenie, które potrafi pojawić się dosłownie z każdej strony.
W menu prezentowanego fragmentu Ninja Gaiden 4 znalazłem jeszcze „Trials”, czyli proste wyzwania, w których możemy zmierzyć się z wybranym bossem. To właśnie w tym miejscu przećwiczycie wszystkie „kocie ruchy” i wykażecie się zdobytym doświadczeniem. Tryb jest świetnym sposobem, by po prostu sprawdzić swoje zdolności na wyższych poziomach trudności – ostrzegam jednak... to nie jest zwykłe macanie kotka.
Czy warto czekać na Ninja Gaiden 4?
Sprawa z Ninja Gaiden 4 jest bardzo prosta: fani serii nie mogą przejść obojętnie obok tej produkcji. Microsoft ma kolejnego asa w rękawie, który choć trafi także na PlayStation 5, to jednak taka gra w Xbox Game Pass? Gracze na pewno nie będą narzekać.
Rozgrywka z jednej strony nie zaskakuje, ale szczerze mówiąc? To bardzo dobra wiadomość. Gameplay to ponownie uzależniająca jatka przepełniona odciętymi kończynami i głowami. Twórcy nie bawią się w półśrodki, a dzięki aktualnej generacji mogą zapewnić niezwykle widowiskowe starcia.
Ninja Gaiden powraca, a czwarta odsłona będzie ukoronowaniem „roku Ninja”, który w styczniu zapowiedziało Koei Tecmo. Sympatycy wymagających i piekielnie dynamicznych gier muszą szykować wolne na październik, ponieważ Ninja Gaiden 4 będzie produkcją obowiązkową.
Przeczytaj również






Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych