Netflix logo na ekranie

Na papierze to nie miało prawa się udać. A jednak…

Kajetan Węsierski | Wczoraj, 21:03

Są takie projekty, które już na etapie zapowiedzi brzmią jak katastrofa w zwolnionym tempie. Wystarczy kilka słów - "live-action", "adaptacja anime", "Netflix" - i większość widzów wie, czym to pachnie. Nie pomaga fakt, że historia zna więcej porażek niż sukcesów. Ambitne plany zderzają się z budżetem, castingiem, tempem narracji… I zwykle kończy się to na memach, nie na fanach.

Dlatego kiedy usłyszałem o tym serialu, moja pierwsza reakcja była dość przewidywalna: nie, dzięki. A jednak stało się coś dziwnego. Zamiast cringe’u była sympatia, a zamiast odtwórczości dało się wyczuć w tym pomysł. I nagle okazuje się, że coś, co z założenia nie miało prawa działać, działa. I to całkiem nieźle.

Dalsza część tekstu pod wideo

One Piece 

Serial zadebiutował 31 sierpnia 2023 roku na platformie Netflix. Za produkcję odpowiadali Matt Owens i Steven Maeda, a nad całością czuwał także Eiichiro Oda, autor mangowego pierwowzoru, pełniący rolę producenta wykonawczego. Pierwszy sezon liczy osiem odcinków i został nakręcony głównie w RPA. 

Fabuła serialu koncentruje się na początkowych przygodach Monkey D. Luffy’ego i jego załogi. Obejmuje wątki znane z sag „Romance Dawn” i „East Blue” - od spotkania Luffy’ego z Zoro, przez konfrontację z Morganem i Buggy’m, aż po rekrutację kolejnych członków załogi i wspólne wypłynięcie na Wielką Linię. Twórcy skupili się na zachowaniu kluczowych wydarzeń i relacji znanych z komiksu i anime.

Serial spotkał się z pozytywnym odbiorem zarówno ze strony fanów, jak i krytyków. Widzowie chwalili go za wierność oryginałowi, udany casting i wyważenie humoru z emocjami. Krytycy natomiast zwracali uwagę na solidne tempo narracji, dobrą charakteryzację i udaną adaptację świata, który uchodził za niemal niemożliwy do przeniesienia na ekran w wersji live-action. Pojawiły się też głosy krytyczne dotyczące efektów specjalnych, ale nie zdominowały ogólnego odbioru.

Nie jest więc zaskoczeniem, że drugi sezon został oficjalnie potwierdzony kilkanaście dni po premierze pierwszego. Zdjęcia rozpoczęły się w lipcu 2024 roku, a zakończyły w lutym 2025. W kontynuacji mają pojawić się m.in. nowe lokacje – Loguetown, Reverse Mountain, Drum Island - oraz postacie takie jak Tony Tony Chopper i Nico Robin. Ale na to przyjdzie jeszcze czas.

Słomkowi dali radę

Już od pierwszych minut czuć, że nad tym projektem czuwał ktoś, kto naprawdę zna ten świat od podszewki. Ręka Eiichiro Ody jest tu obecna nie tylko w detalach, ale też w duchu całej opowieści - w tym, jak przedstawieni są bohaterowie, jak balansuje się humor z dramatem, jak każda scena niesie ten znajomy, niepodrabialny vibe One Piece. To nie jest bezduszna adaptacja - to przeniesienie serca serii na nowy grunt.

Twórcy nie kombinowali z reinterpretacją na siłę. Jest tu pełne poszanowanie dla pierwowzoru - od najważniejszych wydarzeń fabularnych, przez charakterystykę postaci, aż po drobne smaczki, które rozpoznają tylko fani mangi i anime. Ujęto istotę tego świata: jego szaleństwo, emocje i niesamowitą przygodowość. Widać, że nie próbowano go „naprawiać”, tylko naprawdę zrozumieć.

I może właśnie dlatego działa to tak dobrze - bo udało się to zrobić bez udziwnień. Żadnego przesadnego realizmu, który zabiłby klimat. Żadnego cringe’u, który próbowałby być „na czasie”. Po prostu historia opowiedziana w taki sposób, by nie stracić ani uroku, ani tempa. Technicznie nowoczesna, ale emocjonalnie - bardzo bliska temu, co pokochaliśmy w oryginale.

Największym osiągnięciem jest jednak to, że One Piece w wersji live-action nie tylko nie odrzuca tych, którzy nie znają materiału źródłowego - on ich zaprasza. To chyba pierwszy raz, gdy adaptacja anime w wersji aktorskiej działa jako samodzielna opowieść. Jasna, przystępna, a jednocześnie wierna. W końcu powstało coś, co fani mogą pokazać znajomym bez strachu, że usłyszą: „ale o co tu chodzi?”.

Podsumowanie

Live-action One Piece to coś, co miało prawo się nie udać, a jednak zagrało w niemal każdym aspekcie. Nie tylko oddano ducha oryginału, ale też zrobiono to z wyczuciem, bez popadania w skrajności. Otrzymaliśmy serial, który nie próbuje udawać, że wie lepiej od mangi - zamiast tego z szacunkiem przekłada ją na język aktorski. I choć nie wszystko jest tu idealne, najważniejsze się zgadza: przygoda, emocje i serce.

To pierwszy raz, kiedy można z czystym sumieniem powiedzieć: „Jeśli boisz się wejść w świat anime - zacznij od tego”. Bo One Piece na Netflixie nie tylko robi ukłon w stronę fanów, ale też buduje most dla tych, którzy wcześniej omijali ten świat szerokim łukiem. I może właśnie dlatego ta historia ma jeszcze sporo wiatru w żaglach.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper