
Jeśli lubisz napięcie - ten serial nie wypuści cię z objęć
Każdy z nas miał okazję kiedyś oglądać te seriale, które nie proszą o uwagę - one ją przejmują. Powoli, bez pośpiechu, jakby nigdy nic. Najpierw patrzymy z ciekawością, potem z lekkim napięciem, a zanim się zorientujemy, siedzimy nieruchomo, nie mrugając. Każda scena coś ukrywa, każde spojrzenie coś znaczy, a my łapiemy się na tym, że od dziesięciu minut nie wiemy, czy oddychamy.
Dziś mam dla Was jedną z takich pozycji! To nie jest produkcja, którą da się oglądać w tle. Tu każda sekunda jest na wagę złota. Napięcie nie wybucha - ono się wślizguje, owija wokół karku i zaciska powoli. I choć chcemy wyłączyć po jednym odcinku, kończy się tak, że kliknięcie „następny” nie jest wyborem. To odruch. Gotowi? Mam na myśli…
Servant




Rzeczony serial zadebiutował 28 listopada 2019 roku na platformie Apple TV+, a jednym z producentów wykonawczych i reżyserem części odcinków był M. Night Shyamalan, którego przedstawiać nie trzeba. Całość liczy obecnie cztery sezony i łącznie 40 odcinków, z których każdy trwa około 30 minut. Co ciekawe, akcja rozgrywa się niemal w całości w jednym domu – co miało wpływ na klaustrofobiczną formę narracji.
Fabuła skupia się na losach Dorothy i Seana Turnerów, którzy zmagają się z żałobą po śmierci niemowlęcia. W wyniku traumy Dorothy traktuje realistyczną lalkę jak prawdziwe dziecko, a Sean zatrudnia młodą nianię Leanne, by pomogła w opiece. Od momentu jej przybycia zaczynają dziać się dziwne, trudne do wyjaśnienia rzeczy. Historia stopniowo odsłania wątki nadprzyrodzone i psychologiczne, pozostawiając widzów w niepewności co do natury wydarzeń.
Serial spotkał się z pozytywnym odbiorem widzów, którzy chwalili go za atmosferę, konsekwentny styl i wyraziste postacie. W mediach społecznościowych i forach internetowych często podkreślano, że Servant wymyka się jednoznacznej klasyfikacji gatunkowej, łącząc elementy thrillera psychologicznego, horroru i dramatu rodzinnego. Szczególną uwagę zwracano na sposób budowania napięcia i powolne, ale celowe tempo narracji.
Krytycy docenili przede wszystkim stronę wizualną, kompozycję kadrów i aktorskie występy - szczególnie Lauren Ambrose, Toby’ego Kebbella, Nell Tiger Free i Ruperta Grinta. Oceniano, że serial prezentuje spójność estetyczną i oryginalne podejście do opowiadania historii w konwencji kameralnej. Nie jest to pozycja idealna, ale trudno o drugą, która tak trzyma w napięciu.
Skąd zachwyt?
Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie ten serial mnie wciągnął - bo to nie był typowy „wow moment”. Servant działa inaczej. Nie rzuca twistami na prawo i lewo, nie krzyczy „patrz na mnie”. Zamiast tego powoli zaciska atmosferę, wciąga w ciasne kadry, dziwne dialogi i jeszcze dziwniejsze relacje. I zanim się zorientowałem, nie potrafiłem się oderwać.
Fabuła to zupełny wyjątek od tego, co zwykle serwuje się w serialach z elementami grozy. Reborn doll, niania z tajemnicą, dom, który sam w sobie coś ukrywa - brzmi absurdalnie, a jednak wszystko tu gra. Do tego dochodzi obsada, która - choć bez wielkich nazwisk - daje z siebie absolutne maksimum. Wspominałem już o nich dwa akapity wcześniej, ale warto to chwalić.
W gruncie rzeczy dawno nic mnie tak nie zaangażowało. Tu nie chodzi o jumpscare’y czy szybkie zwroty akcji - napięcie buduje się powoli, w spojrzeniach, w milczeniu, w jednym dziwnym geście za dużo. I właśnie to działa. To serial, który każe ci zgadywać, analizować, interpretować. Gdy myślisz, że już rozgryzłeś, o co chodzi - on pokazuje, że nie masz pojęcia.
A jednak, mimo całej sympatii, trzeba to napisać jasno: im dalej w las, tym więcej wątpliwości. Pierwszy sezon to perełka, drugi trzyma poziom… A potem robi się trochę nierówno. Pomysły zaczynają się rozmywać, napięcie nieco siada, a szkoda, bo potencjał był ogromny. Mimo tego jednak muszę wspomnieć, że nie ma na co narzekać.
I wszystko jasne!
Servant to serial, który od początku wiedział, czym chce być - i przez długi czas trzymał się tego z imponującą konsekwencją. Nietypowa fabuła, świetne aktorstwo i sposób budowania napięcia sprawiły, że trudno było się od niego oderwać. To nie była kolejna produkcja do obejrzenia „w tle” - to było doświadczenie, które wciągało i nie puszczało.
Szkoda tylko, że nie udało się dowieźć tej samej intensywności do końca. Zjazd jakości z sezonu na sezon widać wyraźnie, zwłaszcza gdy porówna się początek i finał. Mimo to - warto. Bo pierwszy i drugi sezon zostają z widzem na długo. A za atmosferę, jaka tu panuje, wiele seriali oddałoby połowę budżetu.
Przeczytaj również






Komentarze (3)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych