Mass Effect Andromeda. Mod wprowadza pięknie zrealizowane ujęcie FPP

Tych sequeli nie potrzebowaliśmy. I to widać…

Kajetan Węsierski | Wczoraj, 21:30

Niektóre historie kończą się w idealnym momencie. Zamykają wszystkie wątki, zostawiają po sobie świetne wrażenie i nie potrzebują niczego więcej, by zostać zapamiętane. Ale popkultura nie lubi próżni - skoro coś odniosło sukces, to przecież warto do tego wrócić. Czasem jednak powroty okazują się zbyt wymuszone, spóźnione albo po prostu niepotrzebne. Zwłaszcza gdy sequel nie ma do opowiedzenia niczego świeżego.

W tym tekście zebrałem siedem takich przypadków - kontynuacji, które raczej zaszkodziły niż pomogły swoim markom. Nie chodzi o to, że każda z nich jest zła jako film, serial czy gra, ale o to, że świetnie byśmy sobie bez nich poradzili. To przykłady tego, jak trudno jest wrócić w wielkim stylu, gdy oryginał postawił poprzeczkę naprawdę wysoko.

Dalsza część tekstu pod wideo

Matrix: Zmartwychwstania

Po niemal dwóch dekadach od zakończenia trylogii dostaliśmy coś, co z jednej strony próbowało być komentarzem na temat sequeli i reanimowania franczyz, a z drugiej - nie bardzo miało pomysł, jak to wszystko poskładać w coś angażującego. „Zmartwychwstania” nie tylko nie dorównały żadnej z poprzednich części, ale też sprawiły, że pytanie „czy to było konieczne?” przestało być retoryczne.

Mass Effect: Andromeda

Po trylogii, która na nowo zdefiniowała RPG sci-fi, oczekiwania wobec „Andromedy” były ogromne. Tymczasem dostaliśmy grę pełną problemów technicznych, nijakich postaci i fabuły, która sprawiała wrażenie pisanej na kolanie. To nie była katastrofa totalna, ale zamiast ekscytującego nowego początku, BioWare zafundowało sobie długą przerwę od marki.

Star Wars: The Rise of Skywalker

Zakończenie nowej trylogii miało spiąć wszystkie wątki i zamknąć historię rodu Skywalkerów, ale wyszło coś zupełnie odwrotnego. Film biegał od sceny do sceny w desperackim tempie, próbując zadowolić wszystkich - i finalnie nie zadowalając prawie nikogo. Nawet efekciarskie momenty nie były w stanie zamaskować braku spójności i fabularnego bałaganu.

Saints Row (2022)

Reboot jednej z najbardziej bezczelnych i charakterystycznych serii sandboxów miał być nowym początkiem - a wyszła gra, której zabrakło zarówno charakteru, jak i pomysłu na siebie. Humor, który wcześniej był niepoprawny i bezkompromisowy, tu próbował być grzeczny i „dla każdego”. A to w przypadku „Saints Row” oznaczało utratę tożsamości.

Fantastyczne Zwierzęta 3: Tajemnice Dumbledore’a

Kiedy spin-off zamienia się w opowieść o wszystkim i o niczym. Trzecia część „Fantastycznych Zwierząt” to festiwal zmian - obsadowych, scenariuszowych, tonalnych - które zamiast uporządkować historię, tylko ją rozmyły. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ta seria powinna była zakończyć się na jednej, maksymalnie dwóch częściach.

Terminator: Dark Fate

Z jednej strony powrót Lindy Hamilton i Jamesa Camerona, z drugiej próba zresetowania historii po raz kolejny. „Dark Fate” miał być duchowym następcą „Dnia sądu”, ale ani scenariusz, ani nowi bohaterowie nie podołali legendzie serii. Film sprawiał wrażenie napisanego z checklistą w ręku - jakby wystarczyło odhaczyć kilka nazwisk, by działała magia sprzed lat. Nie działała.

Payday 3

Po niemal dekadzie oczekiwania gracze spodziewali się rewolucji. Zamiast tego dostali grę, która pod wieloma względami cofnęła serię do tyłu. Uboższy zawód zawartości, irytujące wymagania sieciowe i brak tej adrenaliny, która definiowała poprzedniczki. Zamiast skoku stulecia - cichy alarm i szybki odwrót.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper