
Nintendo nagle zmieniło politykę cenową? Nie do końca
Historia japońskiej firmy, Nintendo sięga aż XIX wieku. To przedsiębiorstwo do życia powołał Fusajiro Yamauchi ( i od początku skoncentrowano się na dostarczaniu rozgrywki. W pierwszych dziesięcioleciach produkowano głównie karty do gry, a przełom nastąpił w latach 80., gdy ze Stanów Zjednoczonych zaczęły napływać pierwsze automaty z Pongiem. Nintendo wsparło japoński rynek arcade dzięki wydaniu klasycznego Donkey Konga (1981) i udało się przy tym uratować amerykańską dywizję firmy, gdy ta popadła w finansowe tarapaty. Wraz z produkcją pierwszej konsoli, Famicoma (Nintendo Entertaiment System poza granicami Japonii) firma rozpoczęła sukcesywną politykę cenową. I nie, gry spod znaku Nintendo przenigdy nie należały do tanich.
Zacząłem więc kopać historię cen gier wydawanych na platformy Nintendo na przełomie lat 80. i 90. Spójrzmy na jeden z katalogów pochodzących z 1990 roku. Po kliknięciu zobaczycie, że np. Castlevania III: Dracula's Curse była oferowana w kwocie prawie 45 dolarów - a gra Konami była wówczas rynkową świeżynką. "45 dolarów miało wówczas dzisiejszą wartość 1115 dolców" - napisał użytkownik trytoholdon na forum Reddit. Przy okazji porównajmy cenę Dr. Mario, za które producent i wydawca, Nintendo życzyło sobie 33 dolary. Dzisiaj suma ta wydaje się absurdalnie niska w porównaniu z aktualnymi progami cenowymi. Nic bardziej mylnego, ponieważ w 1990 roku firmy takie jak Atari ceniły swoje produkcje na ...5 dolarów, i choć jakościowo były już przestarzałe, i stanowiły bardziej relikty zamierzchłych czasów, w których producenci nie szli w jakość a w ilość - postawa Nintendo od samego początku kojarzyła się z drogą firmą. Przez kilka dekad niewiele się w tej materii zmieniło.
Polityka cenowa Nintendo dodatkowo sprzyjała w korelacjach z zewnętrznymi firmami chętnymi produkować i wydawać autorskie gry na Famicoma i Super Famicoma. Nintendo, jako firma słynącą z cenzuralnej surowości i roszczeniowej kontraktów zapewniało sobie niemałe tantiemy od sprzedaży. Braki w przemocy nie przeszkodziły np. w sukcesie klasycznego Mortal Kombat w edycji przeznaczonej dla NESa, a po powołaniu IDSA włodarze Big N ustąpili, bo druga część legendarnej bijatyki Midway trafiła na Super Nintendo niemalże pozbawiona restrykcji. I wcale do tanich nie należała, choć cenowy prym wiodły i nadal wiodą produkcje kute w studiach samego Nintendo. Kultowa The Legend of Zelda: A Link to the Past (według wujka Google) kosztowała premierowo 59 dolarów, a piszemy o 1991 roku, gdzie cena samej konsoli SNES opiewała na...199 dolarów. Jak widzicie, polityka cenowa Nintendo zawsze była kosztowna dla klientów. Jedynym usprawiedliwieniem była po prostu wysoka jakość oferowanych produkcji. Nintendo stawiała na liczne innowacje, a punktem kulminacyjnym w podnoszeniu cen przez japońską firmę były...trudne czasy Nintendo 64.




Nintendo a sprawa polska
Do czasu pojawienia się Entertainment Systems Poland, firmy założonej przez Dariusza Dąbskiego, dzisiaj prezesa telewizji Puls i w latach 1994-1996 pełniło rolę dytrybutora we współpracy z ATM, Lukas Toys, Elemis Elektronik oraz American Computer and Games. Do czasu podpisania w Polsce ustawy o prawach autorskich z dnia 4 lutego, 1994 roku, w centrali Nintendo rozpoczęły się obserwacje rynku polskiego, który dotychczas zalewały tajwańskie podróbki (Pegasus, sprowadzany przez firmę Bobmark). Historyczne dla polskiej sceny Nintendo były święta Bożego Narodzenia w 1994 roku, choć jak wspominał pan Dariusz Dąbski, trudno było przebić się ze sprzedażą, ponieważ gry na SNESa kosztowały aż trzysta złotych. Ile wówczas wynosiło przeciętne wynagrodzenie? 5. 382 starych złotych, a po denominacji kwota ta opiewała na 532 złote, a zatem pierwsze oficjalnie dysrybuowane gry Nintendo kosztowały 3/4 przeciętnej wypłaty. I tak, Nintendo nigdy nie było tanie, ale pan Darek nie poddawał się i zasięgnął marketingowych porad w Los Angeles, gdzie tłumaczono jak lepiej odczytywać potrzeby klientów i dlaczego ludzie mieliby sięgnąć właśnie po grę z Mario, czyli hydrualikiem dobrze już w Polsce znanym, bo przecież wszystkie dzieciaki tylko czekały, aby komunijnym prezentem był Pegasus, i dołączona perełka, Super Mario Bros. (1985). Pamiętacie serial animowany wymieszany ze scenami z udziałem żywych aktorów? Swego czasu był u nas bardzo popularny.
W 1996 roku na świecie pojawiło się Nintendo 64, a producent postawił ponownie na kartridże w roli bazowego nośnika (firma chyba zraziła się nieudaną kolaboracją wpierw z Sony, a następnie z Philipsem, aby stworzyć przystawkę CD do SNESa). W Polsce na placu boju o dystrybucję konsol i gier Nintendo pozostały Lukas Toys oraz AC&G. Ceny gier na Nintendo 64 pozostawały bardzo wysokie, a klasycznym przykładem niechaj będzie The Legend of Zelda: Ocarina of Time, jedna z najwyżej ocenionych gier w historii oferowana przez rodzime sklepy za średnio 315 złotych. W dobie dominacji PlayStation i nieuchronnej skali piractwa Nintendo nie miało szans na większe przebicie. Ceny były również wynikiem wysokich kosztów produkcji i czasu oczekiwania na kolejną partię dostaw do Polski. Z czasem pojawił się GameCube i gry o dziwo, stawały się tańsze w kontekście polityki Nintendo poprzez zastosowanie miniDVD, więc Metroid Prime czy The Legend of Zelda: The Wind Waker kosztowały średnio po 239 złotych, co już było znaczną poprawą z czasów Nintendo 64. Ceny gier na Nintendo Wii były również akceptowalne, a firma nie przesadzała również z ceną kartridży na szalenie popularnej konsoli Nintendo DS. Ceny nie zmieniły się zbytnio ani na 3DS, ani na Switchu, chociaż pierwszym objawem lekkiej zmiany w poityce cenowej była premiera z The Legend of Zelda: Tears of Kingdom z 2023 roku. Aktualnym dystrybutorem Nintendo na Polskę jest firma Conquest Entertainment, która rozpoczęła działalność w naszym kraju w 2014 roku.
Świat drożeje
Nintendo ujawniło w kwietniu cenę tytułu startowego Nintendo Switch 2, Mario Kart World. Nowe wyścigi z Marianem i resztą watahy kosztują więcej niż jakakolwiek nowość wydawana dotychczas na klasycznego Switcha. Skąd taka zmiana? Według analityków to logiczne i w pełni zrozumiałe posunięcie, a samo Nintendo ceniło się od zarania dziejów. Każda gra produkowana prze wewnętrzne studia trzyma cenę, niezależnie od okresu, w którym została wydana. Dla przykładu, w zeszłym roku za nową The Legend of Zelda: Twilight Princess HD musiałem zapłacić prawie 600 złotych, choć gra oficjalnie nie jest już przez nikogo dystrybuowana, więc ma wartość kolekcjonerską. The Legend of Zelda: Breath of the Wild aktualnie kosztuje prawie 270 złotych, a Super Mario Oddysey, czyli gra również pochodząca z 2017 roku opiewa na kwotę ponad 220 złotych. Jak słusznie zauważył dr. Serkan Toto, założyciel Kankan Games, Nintendo nie dąży do monetyzacji gier. "Sądzę, że cena 80 dolarów za Mario Kart World stanowi odbicie współczesnej inflacji odczuwalnej we wszystkich segmentach rozrywkowych, a gra jest benchmarkiem nowej platformy i także samo Nintendo nie wykazuje agresji związanej z koniecznością monetyzacji gier" - innymi słowy, chyba lepiej dopłacić jednorazowo niż otrzymywać kolejne powiadomienia o płatnościach, prawda? Cena Nintendo Switch 2 nie należy do przesadnie wysokich, a gry drożeją i niestety drożeć będą. Sytuację w przyszłym roku skomplikuje debiut Grand Theft Auto VI, a wydawca, Take-Two wciąż nie podało ceny za standardowe wydanie tej superprodukcji. Czy podwyżka cen gier od Nintendo powstrzyma Was przed zakupem nowego Metroida lub Zeldy?
Przeczytaj również






Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych