
W tych grach zabrakło mi satysfakcjonującego zakończenia. Liczyłem na więcej…
Są gry, które prowadzą za rękę przez dziesiątki godzin, serwują emocjonalne sceny, rozbudowane dialogi i decyzje, które - jak obiecano -— mają zmienić wszystko. I kiedy już czujemy, że jesteśmy na progu czegoś wielkiego, że finał zaraz eksploduje w twarz… Dostajemy dwie linijki tekstu, szybki montaż i napisy końcowe. I zostajemy z tą niezręczną ciszą. Jakby ktoś opowiedział kawał, ale zapomniał puenty.
Ten tekst traktuje właśnie o takich tytułach. O grach, które miały potencjał, budowały napięcie, wciągały po uszy - a potem nie dowiozły tego ostatniego momentu, który mógłby wszystko spiąć w całość. Nie znaczy to, że były złe. Czasem wręcz przeciwnie - przez całą drogę bawiły doskonale. Ale finał? Albo go zabrakło, albo wywołał zaskoczenie, że to tak nagle i bez odpowiedniego podkreślenia.
Mass Effect 3




Przez trzy gry zbudowaliśmy drużynę, podejmowaliśmy trudne decyzje, kształtowaliśmy wszechświat. I kiedy przyszedł moment na wielki finał, dostaliśmy trzy kolory lasera i wybór, który zepchnął całą opowieść do poziomu banału. BioWare próbowało ratować sytuację rozszerzoną wersją zakończenia, ale niesmak pozostał. Dla wielu graczy to był moment, w którym ich Shepard po prostu… Przestał istnieć.
Assassin’s Creed III
To miało być zwieńczenie opowieści o Desmondzie, domknięcie wątków, które ciągnęły się od pierwszej części. Tymczasem zamiast spektakularnego zakończenia dostaliśmy rozmowę z kosmitkami, decyzję znikąd i koniec świata… Który nigdy się nie wydarzył. Gra próbowała robić z Desmonda Mesjasza, ale efekt był bardziej w stylu „meh” niż „wow”.
Batman: Arkham Knight
Rocksteady zbudowało fantastyczną trylogię, ale finał tej historii rozłożył skrzydła Batmana w dziwny sposób. Tajemnicza tożsamość Arkham Knighta była do przewidzenia, a zakończenie ze „śmiercią” Bruce’a i dziwnym cieniem nietoperza w ostatniej scenie zostawiło fanów bardziej skonfundowanych niż poruszonych. Dla niektórych to było klimatyczne pożegnanie, dla innych niewykorzystana szansa.
Borderlands 3
Chaos, humor, tysiące broni i świetna rozgrywka - tego nie brakowało. Ale jeśli chodzi o fabularny payoff, to gra poszła po linii najmniejszego oporu. Wątki rozwiązywane były po łebkach, główni antagoniści wypadli płasko, a emocjonalne momenty nie miały czasu wybrzmieć. Epilog? Taki, który trudno zapamiętać nawet tydzień po skończeniu gry.
Far Cry 5
Przez całą grę przygotowujemy się do starcia z charyzmatycznym Josephem Seedem, rewolucja wisi w powietrzu, a napięcie rośnie z każdą misją. I co? I nagle bomba atomowa. Boom. Koniec. Nieważne, co robiliśmy wcześniej - wszystko kończy się katastrofą, bez większego sensu. Owszem, było zaskoczenie, ale czy to było satysfakcjonujące? Niekoniecznie.
The Medium
Bloober Team zbudował niesamowitą atmosferę, bawił się dualizmem świata i serwował intrygującą opowieść. Ale zakończenie…? Nagle wszystko staje się enigmatyczne, decyzja głównej bohaterki jest nie do końca jasna, a całość kończy się w pół kroku. Zamiast odpowiedzi dostajemy jeszcze więcej pytań. I ciszę.
Halo 2
To miała być epicka kontynuacja, a wyszło jakby ktoś wyłączył grę w połowie cutscenki. Cliffhanger, który nie miał prawa się wydarzyć w takim momencie. Gracze byli wściekli, bo po tylu emocjach nagle koniec - bez finału, bez katharsis. Trzeba było czekać trzy lata na „trójkę”, by zrozumieć, że Halo 2 to po prostu jedna wielka zapowiedź.
Twelve Minutes
Z początku wydawało się, że to będzie wyjątkowa produkcja - pomysłowa, klaustrofobiczna, z ciekawą formą narracji. Ale gdy poznaje się wszystkie zakończenia, łatwo poczuć rozczarowanie. Główne twisty budzą raczej niesmak niż ekscytację, a rozwiązania fabularne nie są ani zaskakujące, ani satysfakcjonujące. Finał psuje to, co gra zbudowała przez większość czasu.
Przeczytaj również






Komentarze (16)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych