
Wreszcie odpaliłem tę grę na PS VR i... Jestem zachwycony!
Nie ukrywam, że staram się być na bieżąco z nowinkami - szczególnie jeśli chodzi o gry VR. PS VR 2 od początku budził we mnie spore emocje i regularnie sprawdzam, co nowego pojawia się na ten sprzęt. Czasem trafiają się pozycje „na raz”, które fajnie wyglądają, ale nie zostają w pamięci na długo. Ale są też takie gry, które od razu czuję, że zostaną ze mną na dłużej - bo nie tylko dobrze wykorzystują możliwości headsetu, ale też zwyczajnie dają masę frajdy.
Właśnie o jednej z takich gier chcę dziś opowiedzieć. Tytule, który zauroczył wykonaniem i tym, jak dobrze łączy immersję z przystępną rozgrywką. Jeśli szukacie produkcji na PS VR2, która potrafi zaskoczyć i przypomnieć, po co sięga się po VR - warto czytać dalej. Choć bowiem od premiery trochę już minęło, to wciąż warto się w tym zanurzyć. Dlaczego? Cóż, ponieważ mowa o…
Horizon Call of the Mountain




Gra zadebiutowała 22 lutego 2023 roku jako jeden z tytułów startowych na PlayStation VR2. Stworzona przez studia Guerrilla Games i Firesprite miała pełnić rolę wizytówki nowej technologii od Sony i pokazać, że granie w wirtualnej rzeczywistości to coś więcej niż tylko eksperyment. Choć osadzona w tym samym uniwersum co Horizon Zero Dawn i Forbidden West, tym razem nie wcielamy się w Aloy, lecz w Ryasa - byłego żołnierza frakcji Carja.
Twórcy postawili na pierwszoosobową perspektywę, co w połączeniu z możliwościami PS VR2 przekłada się na immersję, jakiej próżno szukać w klasycznych produkcjach. Największy nacisk położono tu na eksplorację i wspinaczkę - tej ostatniej jest naprawdę dużo, co nie każdemu przypadło do gustu. W trakcie przygody nie zabraknie też strzelania z łuku, rozwiązywania prostych zagadek środowiskowych oraz obserwowania spektakularnych maszyn z bliska - dosłownie. Gra oferuje także osobny tryb „River Ride”, który jest bardziej doświadczeniem niż grą.
W kwestii technologii Horizon Call of the Mountain robi dokładnie to, co powinien robić pokaz możliwości nowej platformy - imponuje. Obsługa śledzenia wzroku, haptyka w kontrolerach Sense, adaptacyjne triggery i dokładne śledzenie ruchu sprawiają, że rozgrywka nabiera zupełnie nowego wymiaru. Na uwagę zasługuje też fakt, że tytuł powstał na Unreal Engine 4, co przekłada się na wysoką jakość oprawy wizualnej - od krajobrazów po drobne detale, które w VR robią jeszcze większe wrażenie niż na płaskim ekranie.
Choć gra nie jest bardzo długa - całość można ukończyć w kilka godzin - to swoje zadanie spełnia. Recenzenci chwalili ją przede wszystkim za warstwę wizualną i dobrze zaprojektowany świat, a także za przemyślaną implementację mechanik VR. Średnia ocen na Metacritic oscyluje wokół 79 punktów, co przy tytule stworzonym jako startowy pokaz możliwości sprzętu jest wynikiem jak najbardziej satysfakcjonującym. Owszem — część graczy narzekała na zbyt dużą liczbę powtarzalnych sekwencji wspinaczkowych - ale nawet oni podkreślali, że to wciąż niezła wizytówka.
Jestem zachwycony!
Nie ukrywam - pierwsze minuty w Horizon Call of the Mountain zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Rzadko zdarza się, by gra VR tak szybko pokazała, dlaczego w ogóle powstała. Wizualnie to absolutny top - gęsta roślinność, monumentalne maszyny, światło przebijające się przez korony drzew i każdy drobiazg, który można dokładnie obejrzeć z każdej strony.
Strzelanie z łuku? Czysta przyjemność. To jedna z tych mechanik, które w VR naprawdę działają - nie tylko dobrze wyglądają, ale też po prostu świetnie się je wykonuje. Napinanie cięciwy, dobieranie strzał, celowanie w słabe punkty maszyny - wszystko daje ogromną satysfakcję. Do tego dochodzi historia Ryasa, która - o dziwo - nie została potraktowana po macoszemu. To nie tylko pretekst do zwiedzania świata, ale całkiem zgrabna opowieść z kilkoma ciekawymi momentami.
No i wspinaczka. Mechanicznie wszystko działa bez zarzutu, a jej intensywność potrafi dać w kość. Są momenty, w których odnosi się wrażenie, że gra celowo przeciąga niektóre sekwencje, by wydłużyć rozgrywkę, co nie zawsze wychodzi jej na dobre. Ręce zaczynają powoli odmawiać posłuszeństwa posłuszeństwa przy dłuższych sesjach, a wciąż trzeba sięgać, przesuwać, wspinać i nie dać się zrzucić… Dla wielu minus, ale to całkiem niezły trening.
A wszystko to uzupełniają małe, ale bardzo miłe dodatki. Możliwość uderzenia w leżący tamburyn, postukiwania w bębny czy zabawy różnymi przedmiotami rozrzuconymi po świecie może brzmieć jak detal, ale w VR to właśnie takie szczegóły robią różnicę. Horizon Call of the Mountain nie próbuje za wszelką cenę rewolucjonizować rozgrywki - po prostu robi wszystko tak dobrze, że aż chce się wracać i raz jeszcze wejść w ten niesamowity świat.
Wyprawa w góry
Horizon Call of the Mountain to nie tylko techniczne demo możliwości PS VR2 - to pełnoprawna przygoda, która pokazuje, jak wiele można wycisnąć z wirtualnej rzeczywistości, kiedy za projekt odpowiada zespół z wizją i doświadczeniem. Nawet jeśli nie wszystko jest idealne, a momentami czuć, że VR wciąż dopiero szuka swojego języka, to trudno nie docenić tego, jak bardzo ta gra potrafi zaangażować zmysły i wyobraźnię.
Jeśli więc ktoś zastanawia się, czy warto wchodzić w świat PS VR2 - właśnie od tej produkcji powinien zacząć. Nie tylko dlatego, że robi świetne pierwsze wrażenie, ale też dlatego, że konsekwentnie je podtrzymuje. A kiedy już staniemy na szczycie jednej z gór i spojrzymy na świat Horizon z tej nowej perspektywy, trudno będzie nie pomyśleć: „Tak, właśnie tego szukałem w VR”.
Przeczytaj również






Komentarze (18)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych