Destiny 2. Dlaczego to nie wyszło?

Destiny 2. Dlaczego to nie wyszło?

Rozbo | 24.12.2017, 15:00

Mogę się założyć, że dla wielu graczy w zestawieniu największych rozczarowań 2017 znajdzie się Destiny 2. Najnowsza produkcja Bungie znajduje się obecnie w nienajlepszym stanie, dobijana słabym dodatkiem, aferą z manipulacją postępami w grze oraz masowym exodusem graczy. Co się stało, że produkt skazany na sukces stał się taką porażką?

Obie części Destiny to ciekawy przypadek pokazujący, jak trudno jest w obecnych czasach oceniać gry wideo. Nie są już one "produktami skończonymi", zwłaszcza takie, o których się mówi: "gry jako usługi". Pierwsze Destiny dostało zarówno w PE, jak i PPE niższą ocenę niż sequel. Branżowe media były często dość surowe w jego ocenie. Destiny 2 na całym świecie zostało generalnie ocenione wyżej (również u nas). Problem polega na tym, że te werdykty w żadnym wypadku nie przełożyły się na uznanie graczy w dłuższej perspektywie czasowej.

Dalsza część tekstu pod wideo

Bunt przeciwko Destiny 2

Okazało się, że Destiny od swojego pełnego turbulencji debiutu z czasem przyciągnęło sporą rzeszę wiernych fanów, zaś Destiny 2 z dnia na dzień drastycznie traci populację wciąż grających. Nie da się takich gier kompleksowo ocenić zaraz po premierze i to jest duże wyzwanie dla mediów związanych z grami. D2 w pierwszym kontakcie zachwycało, ale dopiero po jakimś miesiącu intensywnego grania okazało się płytką i krótkotrwałą przyjemnością. I powoli acz konsekwentnie umiera jako gra stworzona przede wszystkim z myślą o długotrwałym wspieraniu i angażowaniu graczy w inwestowanie tak czasu, jak i własnej gotówki w ten produkt.

Jak do tego doszło? Droga serii Destiny była wyboista niemal od samego początku. Bungie to nie taki do końca zwykły team deweloperski. Studio stworzyło wszak grę, która w dużej mierze przyczyniła się do sukcesu pierwszego Xboksa i dzięki temu kontynuowania przez Microsoft linii biznesowej zw. z konsolami. Po Halo o Bungie mówiło się zazwyczaj jedynie w superlatywach. Zespół był typowo amerykański, z charakterystycznym dla siebie sposobem bycia i ambicjami. Jego charakter oraz charakter ludzi, którzy w nim pracowali zaważył o tym, czym jest w efekcie Destiny i Destiny 2.

Błąd nr 1: Samozachwyt 

"Per aspera ad astra" czyli "przez trudy do gwiazd" to motto twórców Halo. Nigdy nie ukrywali, że mają duże ambicje i że są pewni siebie. Jednocześnie wykazywali się głębokim szacunkiem dla swoich fanów, dzięki czemu stworzyli w okół siebie świetną atmosferę, ale i wpadli w typowy dla "amerykańskiego snu" paradygmat sukcesu. Na krótko przed premierą Detiny 2 miałem sposobność odwiedzenia ich biura usytuowanego w Bellevue w obrębie zespołu miejskiego Seattle. Wszystko w nim było "duże", w pewnym sensie "epickie". Tak, jakby bardzo pewni siebie twórcy samym miejscem swojej pracy starali się wszystkich przekonać, że tworzą coś monumentalnego.


Siedziba Bungie jest duża i doskonale wyposażona. Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na takie luksusy, jakie mają twórcy Destiny.

Ta swoista megalomania okazała się z jednej strony największą siłą, ale i największą słabością Bungie. Ich długa droga od gier strategicznych (świetna seria Myth),  poprzez sukces Halo, a na wzlocie i upadku Destiny bardzo dosadnie to pokazuje. Jestem wielkim fanem ich produkcji, ale po premierze ich najnowszej gry zdałem sobie sprawę, że zabrnęli w ślepą uliczkę.

Błąd nr 2: Ignorowanie swoich

Destiny 2 pociągnęli na premierę gracze spoza bazy fanowskiej jedynki. Ci mniej obeznani z poprzednikiem, lub wręcz Ci, którzy się od niej odbili. Niekoniecznie gracze casualowi (choć tych też nie brakowało), ale tacy, którym nie chciało się grać 30 godzin w "jedynkę", żeby wreszcie, długo po skończeniu kampanii, po trudach i zabawie z RNG (Random Numbers Generator - losowe wypadanie przedmiotów), albo oddaniu całego zapasu Strange Coins niejakiemu Xurowi otrzymać upragnioną broń albo pancerz egzotyczny.


Siła Destiny 1 polegała po części na tym, że gracze i twórcy potrafili ze sobą rozmawiać i wspołpracować.

W Destiny 2 wszystko wpadało szybciej, łatwiej, zaś cały system rozwoju został uproszczony do granic możliwości. Przyciągało to mniej hardkorowych graczy, ale okazało się za płytkie, żeby ich dłużej utrzymać przy grze. Bungie (zapewne nie bez wpływu Activision) słusznie założyło, że aby rozwijać markę, należy przyciągnąć nowych graczy.

Problem w tym, że jak większość rzeczy ostatnio, twórcy zrozumieli tę potrzebę na opak, nie oferując nic w zamian za te kompromisy swojej stałej i lojalnej bazie fanów. Wszak to oni utrzymali pierwsze Destiny na powierzchni, wyróżniając się zadziwiającym zaangażowaniem, tworząc content w sieci oraz siatkę kontaktów całej społeczności. Byli sercem tego mechanizmu, jednak Bungie w zapatrzeniu w swoją wielkość uznało, że owo serce będzie bić nawet wtedy, gdy odetnie się mu dopływ krwi. No bo przecież musi bić, bo kocha Destiny, dlatego nie trzeba się dla nich wysilać. Okazało się, że był to błąd fatalny w skutkach...


W przypadku Destiny 2 skupiono się na przykuwającej oczy kampanii marketingowej.

Bungie w zasadzie niemal zarżnęło własną bazę fanów, po pierwsze nie mogąc zaoferować im w grze nic, co wynagradzałoby ich trudy, po drugie nie komunikując się w tak otwarty i sprawny sposób jak przy "jedynce". Słynna afera ze skalowaniem zdobywania poziomów doskonale to pokazuje. A pozostali gracze, nie zaangażowani w społeczność? Cóż, pograli trochę, popodniecali się akcją oraz widoczkami i poszli grać w coś innego. To normalne, szkoda tylko że Bungie tego nie przewidziało.

Błąd nr 3: Archaiczne myślenie

Bungie to studio z długoletnim stażem. W pewnym sensie - gdy widziałem ich i z nimi rozmawiałem podczas mojej wizyty - oldshoolowe. Wywodzi się ze świata, gdzie gry AAA bywały jeszcze homogeniczne i były istotnym elementem napędzającym rozwój branży. W pewnym sensie są tacy, jakich my, gracze przywiązani do powiedzonka "kiedyś to gry były lepsze", zazwyczaj lubimy. Jednak branża zmieniła się drastycznie, a gry AAA nie są już tym, czym kiedyś były. Zakontraktowany z Activision plan na rozwój marki Destiny zakładał kolejne odsłony gry.


Momentami ma się wrażenie, że Destiny 2 to taki trochę bardziej obszerny dodatek do jedynki.

Dlatego pomimo sukcesu pierwszej części serii napędzonej przez świetne rozszerzenie The Taken King oraz nieustanne wsparcie, deweloperzy pracowali nad pełnoprawnym sequelem. Problem w tym, że Destiny 2 wygląda bardziej jak większy dodatek do "jedynki" niż pełnoprawna odsłona. Nie ma tu żadnej rewolucji. Jest ewolucja, a momentami nawet regres względem poprzednika (brak tak wielu elementów stanowiących o sukcesie D1). Drugi problem jest taki, że wydając sequel, siłą rzeczy twórcy odstawili część pierwszą na boczny tor, dając jej minimalne wsparcie.

Dla Bungie ważny powinien być przykład Warframe. Gry free-to-play, która często zestawiana była z Destiny, ponieważ pewne podstawowe fundamenty gameplay'u ma podobne. Z braku lepszego określenia nazwiemy je shooterami MMO (sam nie lubię tego stwierdzenia). Warfame rozwija się konsekwentnie od samego, niezbyt imponującego debiutu. Teraz to prawdziwy skarb zawierający więcej kontentu niż obie części Destiny razem wzięte. Najnowszy (darmowy) dodatek Plains of Eidolon wprowadza do gry strefę z otwartym światem. Dla Warframe to prawdziwy "game changer", którego brakuje w sequelu Destiny. Twórcy Warfframe'a nie bawią się w wydawanie nowych części, szlifują swój pierwszy diament i robią to lepiej niż Bungie wydające kontynuację.


Warframe ma obecnie wszystko to, czego brakuje Destiny 2 - dużo zawartości, konsekwencję w ewoluowaniu, odważne eksperymenty i szacunek dla społeczności.

Twórcom Destiny zabrakło elastyczności. Nie dostosowują się do nowych warunków na rynku. Zakładam, że gdyby dalej rozwijali umiejętnie D1, mieliby obecnie w garści doskonałą "grę jako usługę".

Taka piękna katastrofa

Na powierzchni wciąż wydaje się, że wszystko jest w porządku. Wszak wyniki sprzedaży Destiny 2 zachwycają, zaś Activision może tylko zacierać ręce. Wystarczy jednak wejść na forum na oficjalnej stronie Bungie.net, żeby zobaczyć jaka jest prawda. A jest taka, że początkowy sukces nie przełoży się zapewne na długotrwały dopływ graczy oraz pieniędzy i może znacząco skrócić cykl życia tej gry.

Wciąż mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Jako ogromny fan pierwszej części Destiny obserwowałem, jak wiele miała problemów na początku i jak Bungie potrafiło z tego (przy wsparciu społeczności) wyjść z obronną ręką. Obawiam się jednak, że dziś w przypadku Destiny 2 może się to już nie udać. Dziś brakuje już w tym wszystkim serca...

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Destiny 2.

cropper