The Order 1886

Krzysztof Grabarczyk | 01.04, 10:30

Ready at Dawn, studio cenione przede wszystkim za kieszonkowe przygody Kratosa, postanowiło zrobić karierę na większym ekranie. Za punkt odniesienia obrali czas grasowania Kuby Rozpruwacza, choć postawili na zupełnie alternatywną opowieść ulokowaną w 1886 roku. Zakon Rycerzy chroni ludzi przed wszelką lykantropią. Bohater, sir Galahad rusza w pościg za resztką rebeliantów i staje do walki z wilkołakami. Twórców gry zainspirowało Uncharted 2: Pośród Złodziei. Produkcja rozpoczęła się w 2010 roku. Ostatnio wspominaliśmy debiut Bloodborne, lecz kwestia The Order: 1886 przeszła bez echa. Czy była to jednak gra zła?

The Order: 1886 trochę skłamało. Autorzy napisali trwającą raptem pięć godzin historię, a Sony żądało pełnej kwoty za grę. Ciężko winić dewelopera. Ready at Dawn przyzwyczaiło się do kreacji niedługich, lecz intensywnych opowieści. Wystarczy zerknąć na Łańcuchy Olimpu oraz Ducha Sparty. Nie są to długie przygody, lecz świetnie poprowadzone. Chętnie sprawdziłem ich odświeżone edycje. Podobnie jak The Order: 1886. Ru Weerasuriya, założyciel studia odpowiedział na krytykę w stosunku do czasu trwania rozgrywki. Przytoczył dość interesujące argumenty wzorując się na branży filmowej.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dla mnie czas rozgrywki jest adekwatny do jakości. Jest jak w filmie. Fakt, że dany film trwa trzy godziny, nie czyni go lepszym" - odpowiedział Weerasuriya. Dzisiaj mamy prawdziwy zalew gier trwających po kilkanaście/kilkadziesiąt godzin. The Order: 1886 obecnie stanowi miłą i wciąż atrakcyjną wizualnię historię. To niebywałe jak dobrze wciąż prezentuje się gra. Porusza się filmowo, choć niekoniecznie jest to dla wielu zaleta. Twórcy postawili na rozgrywkę w 30 klatkach na sekundę, przy zachowaniu natywnej rozdzielczości 1080p. Gra pojawiła się w roku poprzedzającym boom na telewizory 4k. Szkoda, że nie doczekaliśmy się odpowiedniej aktualizacji.

Wiktoriański Londyn w ogniu

undefined

The Order: 1886 pomimo obłędnego wykonania, obiecującej historii oraz muzealnej eksploracji otoczenia nie porwało recenzentów. Średnia ocen wynosiła 63% według wszelakich Metawyroczni. Opinie okazały się jednak mocno podzielone. Niektórzy docenili artystyczną wartość projektu, rokując ciekawe prognozy na przyszłość. Znaczna część była przeciwna co do czasu antenowego. Pewną analogią w tej kwestii okazała się renowacja Resident Evil 3 od Capcom. Moje doświadczenie z ostatnich lat podpowiada jednak, że czasem warto złapać chwilę odskoczni w postaci tych krótszych gier, niekoniecznie słabszych.

Przepiękna oprawa, świat przedstawiony oraz rozgrywka dawała nadzieję na początek nowej, wielkiej marki w katalogu Sony. Ru Weerasuriya, ojciec-założyciel studia we wpisie na blogu PlayStation oświadczył, że projekt rodził się od 2010 roku. Wykorzystano autorski silnik RAD Engine 4.0, potwierdzono również wydajność na poziomie 30 klatek na sekundę oraz przeznaczenie dla jednego gracza. Dlaczego Sony nigdy nie potem nie kontynuowało marki? Deweloper zmienił pracodawcę i przeszedł pod skrzydło firmy Oculus, skupiając się na promowaniu technologii VR. Sam nie wiem, czy wirtualna rzeczywistość to solidny fundament dla przyszłości branży gier, choć ta już mocno się zmieniła.

Ładny eksponat

undefined

W grze bardzo często robiliśmy oględziny przedmiotów. Na poziom detali nie mogliśmy narzekać ani trochę. The Order: 1886 promuje oprawę ponad wszystko. Animacje postaci przylegających do osłon, nawet sam sprint czy przeładowanie broni wciąż się bronią. Rozgrywkę oparto na brnięciu przez korytarzowe strukturę z okazjonalnymi widokami na wiktoriańską panoramę. Z perspektywy dziewięciu lat uważam ten projekt za udane doświadczenie. Nie przynudzał, choć pozostawił niedosyt. Sekwencja walki z potężnym okazem Lykanina, gdzie Galahad bronił się jedynie nożem, przywiodła mi na myśl kultowe starcie Leona Kennedy'ego z Jackiem Krauser'em, dawnymi towarzyszami broni w oryginalnej wersji Resident Evil 4.

Po The Order: 1886 ślad zaginął. Grę obecnie można wyrwać za grosze, choć ofert pojawia się już niewiele. To oznacza, że w przyszłości cena może trochę podskoczyć. Czy obecnie warto się zainteresować tym tytułem? Jeśli cenicie wiktoriańskie klimaty, rzetelne wykonanie i nieskomplikowaną rozgrywkę - jak najbardziej. Gra aż prosi się o lepsze wykorzystanie na PS5, lecz nikt już nigdy nie wyda aktualizacji. Szkoda, że Ready at Dawn nie działa już na zlecenie PlayStation. Może istniałaby szansa na sequel. Z drugiej strony, wydawcy coraz rzadziej mają ochotę na finansowanie gier skupionych wyłącznie na rozgrywce dla pojedynczego odbiorcy. The Order: 1886 jest dzisiaj eksponatem myślenia o grach jako fuzji interaktywnej rozrywki z filmowością. Całkiem ładnym eksponatem.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper