Batman: Arkham Knight

Legion Samobójców się nie udał? Za to Batman odżył!

Krzysztof Grabarczyk | 17.02, 18:00

Niech to będzie lekcja dla Warner Bros. Pomyśleć, że ten multimedialny gigant ma polskie korzenie. Wydawca posiada kilka bardzo lukratywnych marek, lecz w ostatnich latach firma promuje złe nawyki. Zaczęło się od Rycerzy Gotham, gry w założeniu ciekawej, lecz zrealizowanej ze zmieszanym efektem. Ostatnią nadzieją było Rocksteady, czyli deweloper z brytyjskim rodowodem. Ich autorska interpretacja Legionu Samobójców okazuje się dziełem kompletnie odmiennym od zaplanowanej już w 2010 roki wizji innego studia, WB. Games Montreal. Dwa zespoły deweloperskie podzieliły ten sam los. Obydwie ekipy mocno zbratały się z Batmanem, aby po latach rozczarować graczy.

Rycerze Gotham nie są w żadnym wypadku tytułem słabym czy nawet przeciętnym. Przeciwnie, w ostatnią produkcję twórców bardzo udanego Batman: Arkham Origins grało się całkiem przyjemnie. Kilka decyzji projektowych wrzucono na siłę, ale syndrom GaaS (Games as Service) nie uaktywnił się tak jak w przypadku świeższego Legionu Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości. Pierwotnie, to właśnie studio WB Games Montreal zajmowało się projektem opartym na stałych bywalcach zakładu Arkham, z których utworzono drużynę. Grę zapowiedziano już w 2010 roku, na trzy lata przed debiutem wigilijnej opowieści o Batmanie. Jak pamiętamy, prequel trylogii Arkham opowiadał historię polowania urządzonego przez Czarną Maskę. Do Gotham zjechali najlepsi zabójcy, aby zgładzić gniewnego, zamaskowanego Wayne'a.

Dalsza część tekstu pod wideo

Zarówno Rycerze Gotham oraz Legion Samobójców pokazują, że jedynie gry z Batmanem w roli głównej przykuwają uwagę graczy. Choć w przypadku tej drugiej pozycji mówimy o studiu powszechnie szanowanym przez media i publikę. Rocksteady po debiucie Batman: Arkham Knight zamilkło. Śledziłem oficjalny profil studia w mediach społecznościowych, lecz twórcy najczęściej publikowali krótkie wpisy hołdujące gry z serii Arkhamverse (z reguły rocznice wydania danej części trylogii). Dawniej mówiono, że studio, jeszcze pod dowództwem Seftona Hill'a bierze się za bary z Supermanem. Szkoda, że ten projekt nigdy nie ujrzał światła dziennego, a sam Clark Kent jest tylko częścią sarkastycznej opowieści w Legionie Samobójców. Nic dziwnego, że wzrosła aktywność graczy w Batman: Arkham Knight.

Mroczny Rycerz

undefined

Batman: Arkham Knight debiutowało w czerwcu, 2015 roku. W kontekście poprzednich dokonań studia, była to zupełnie nowa jakość. Byliśmy pod wrażeniem tego, że gra korzystała ze starszej wersji silnika, Unreal Engine 3.5. W każdym zakamarku okupowanego przez milicję Gotham City dostrzegliśmy ogrom prac włożony w ten projekt. Jazda Batmobilem stanowiła przyjemność samą w sobie. W trakcie starć z bezzałogowymi dronami pojazd transformował się w coś przypominającego czołg. Batman: Arkham Knight otrzymało również mocne wsparcie po premierze. Jedyne, co mogę po latach wytknąć wydawcy to kwestia podejścia do walki z bossami. I tak, do wydawcy, nie do studia. Rocksteady przygotowało bardzo ciekawe epizody z udziałem Ra'as Al Ghula, Zabójczego Kroko - mówimy o serii dodatków Poszukiwani w Gotham. Gra bowiem nie brylowała na polu walk z bossami jak wielki poprzednik, czyli Batman: Arkham City. Ciekawsze starcia zaoferowano w formie płatnego DLC do Arkham Knight.

Gotham City wizualnie do tej pory może się podobać. Połączenie gotyckiej i współczesnej architektury opłakiwane przez deszcz. Noc w Batman: Arkham Knight prezentowała się nawet lepiej niż w Marvel's Spider-Man od magików z Insomniac Games. Nie wierzycie? Sprawdźcie sami, jak po latach prezentuje się Batman: Arkham Knight. Premiera Legionu Samobójców nagle spowodowała, że tytuł sprzed dziewięciu lat zyskał mocne zainteresowanie. Jeszcze na jesieni ur. wydano aktualizację do gry. Szkoda, że do tej pory nie pokuszono się o zremasterowaną wersję tej superprodukcji. Poprzednie odsłony otrzymały zbiorczy pakiet Batman: Return to Arkham, a dwa lata później wydano całą trylogię, lecz omawiana dzisiaj gra nie doczekała się żadnego kosmetycznego odświeżenia. Szkoda, ponieważ tryb 60 klatek na konsolach zmieniłby perspektywę rozgrywki. Arkham Knight to naładowana świetnymi mechanikami produkcja i póki co, dobrze się starzeje.

Metropolis w ogniu

undefined

No właśnie, Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości nie porzuca dziedzictwa serii Arkham, zgodnie z obietnicą twórców. Nie wiemy, ilu członków dawnej ekipy pozostaje obecnie w Rocksteady. Grając obecnie w Legion Samobójców widzę kilka błędnych decyzji, oraz ładowanie modelu GaaS dosłownie gdzie się da. Zainicjowano garstkę powtarzalnych aktywności, a samo Metropolis nie kusi zmysłów tak, jak nadal robi to Gotham City. Mapa w nowej grze Rocksteady nie grzeszy wielkością. Na budynkach widnieją ciekawe postery, co jest nawiązaniem do dawnej formuły gier studia, a scenariusz opiewa prześmiewczymi dialogami. Czuć tutaj o wiele bardziej luzacki i ziomalski styl. Nie uważam tego za cokolwiek złego, ponieważ Rocksteady chcieli spróbować czegoś nowego. Gra podoba się ludziom wbrew temu, co pisze się w recenzjach. Gra się w to dobrze, lecz sam oczekiwałem po Rocksteady o wiele, wiele więcej.

Istnieje cień szansy, że chwilowy przypływ grających w Batman: Arkham Knight da wydawcy do myślenia. Nikt nie zastąpi Kevina Conroya w roli Nietoperza, lecz Batmam to wielka legenda i zdecydowanie najważniejszy bohater w dziejach DC. Moje zaufanie do Rocksteady jeszcze nie wygasło. W trakcie rozgrywki w Legion Samobójców wpadamy na teren łowiecki Mrocznego Rycerza, który zresztą w teatralnym stylu prezentuje historię trylogii Arkham. I dlaczego większość użytkowników sądzi, że to najciekawszy etap fabularny? Odpowiedź jest prosta. Trylogia Arkham to prawdziwe perełki, zresztą wrzuciłbym w ten poczet również Batman: Arkham Origins (świetna kreacja Troya Baker'a w roli Jokera). Los najnowszej gry Rocksteady jeszcze nie jest przesądzony. Na razie, gra ma zainteresowanie, choć wydawca zapewne liczył na większą aktywność grających. My liczymy na kolejną wyprawę do świata Arkham. Najlepiej z maską, peleryną oraz symbolem nietoperza.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper