Tokyo vice (2022)

Tokyo Vice (2022) - recenzja, opinia o pierwszej połowie 2. sezonu serialu [HBO]. Zbliża się wojna gangów

Piotrek Kamiński | 10.02, 21:30

Pierwszy biały reporter Meicho Shinbun, Jake Adelstein i detektyw Hiroto Katagiri rzucają na szalę swoje życia i kariery, postanawiając znaleźć sprawiedliwość dla zamordowanej Poliny. Nie będzie to jednak takie łatwe, zwłaszcza teraz, kiedy napięcia między gangami zdają się przybierać na sile.

Pierwszy sezon "Tokyo Vice" zakończył się absolutną bombą. Jake i Katagiri wkroczyli na wojenną ścieżkę, Sato wykrwawia się powoli na ulicy, Samantha idzie na swoje. Zastanawiałem się jak twórcy serialu zamierzają kontynuować temat, zachowując zbudowane tempo. Odpowiedź jest prostsza, niż mogłoby się wydawać – nie zamierzają. Pierwszy odcinek drugiego sezonu zaczyna się jeszcze żwawo, ale wkrótce potem spowalnia tempo, ponownie przechodząc w bardziej metodyczne, spokojne rozwijanie sytuacji.

Dalsza część tekstu pod wideo

I bardzo dobrze, ponieważ siłą serialu nie są sceny akcji i widowiskowe morderstwa, ale właśnie to szczegółowe, niemal namacalnie brudne przedstawienie tokijskiego półświatka. Nie znam chyba osoby, która jeszcze nigdy nie była w Tokyo i nie chciałaby pojechać. Tymczasem serial J.T. Rogersa nieustannie balansuje na granicy zachwytu i niebezpieczeństwa. Z jednej strony mamy skąpane w neonowym świetle szyldów ulice, przytulne restauracje z sushi, kluby z przymilającymi się do gości hostessami. Z drugiej wszechobecną ciasnotę, która przyprawiłaby typowego agorafoba o palpitację, młodociane gangi, niegościnne spojrzenia, ubranych w eleganckie garnitury, smutnych panów siedzących niby niepozornie w klubach, ale zawsze bacznie obserwujących otoczenie. Tokyo już od dawna nauczyło się żyć obok Yakuzy. Nikogo nie dziwi widok gangsterów zbierających pieniądze za ochronę, pewnych rzeczy łatwiej i bezpieczniej jest po prostu nie widzieć. Taki kontrastowy obraz Tokyo widzimy w serialu i to ta egzotyczna mieszanka piękna i niebezpieczeństwa sprawia, że ciężko jest oderwać się od telewizora.

Tokyo Vice (2022) - recenzja, opinia o pierwszej połowie 2. sezonu serialu [HBO]. Początek wyhamowuje, by móc ponownie zacząć się rozpędzać

Katagiri i Jake

Jak już wspominałem, zapędy Jake'a (Ansel Elgort) i Kataragiego (Ken Watanabe) szybko zostają utemperowane. Młody Amerykanin musi zająć się innymi, niż mafia tematami. Wybiera więc kradzieże części motocyklowych, co w szerszym rozrachunku nie wydaje się być jakoś bardzo istotne, ale zapewne wróci jeszcze w jakiś sposób na późniejszym etapie historii. Katagiri zaczyna dostawać groźby wymierzone w swoją rodzinę, chwilowo dając się zastraszyć i odpuszczając dalsze śledztwo. Najbardziej nijakie, z początku, wydawało mi się, że Sato (Sho Kasamatsu) tak po prostu wraca do siebie w ciągu jednego odcinka, mimo że kiedy ostatni raz go widzieliśmy, leżał w kałuży własnej krwi. Scenarzyści niemal natychmiast obracają tę z pozoru nijaką scenę w złoto, przyprowadzając zainteresowanemu jego doszłego zabójcę. Rezultat tej konfrontacji całkiem łatwo przewidzieć, biorąc pod uwagę trajektorię rozwoju postaci, ale nie zmienia to faktu, że wciąż jest to istotny, dobrze zrealizowany element jego ciągłego rozwoju, jako postaci.

Równie odpowiednio zdaje się zapowiadać wątek Samanthy (Rachel Keller). W końcu udało jej się przejść na swoje, otworzyć własny klub, w którym mają panować znacznie lepsze, bardziej uczciwe - tak finansowo, jak i w kwestii godności - lecz rzeczywistość bardzo szybko zaczyna pukać do jej drzwi. Otworzenie klubu, to najprostsza rzecz na świecie, w porównaniu z tym, z czym trzeba się mierzyć następnie. Historia Sam nie jest może najważniejszym wątkiem całego serialu, ale raz, że bezpośrednio wiąże się z Sato, a przez niego z Chihara-Kai, a dwa, że jest fundamentem, na którym twórcy budują obraz miasta. Prócz nich wracamy również do kilku innych postaci, jak Oyabun Ishida (Shun Sugata), Tozawa (Ayumi Tanida), czy przełożona Jake'a, Eimi (Rinko Kikuchi).

Tokyo Vice (2022) - recenzja, opinia o pierwszej połowie 2. sezonu serialu [HBO]. Nowe twarze w starym mieście 

Chłopaki na przerwie

Intrygująco zapowiadają się również nowi członkowie obsady. Zwłaszcza działająca ponad miejską jurysdykcją detektyw Nagata (Miki Maya) może sporo namieszać. Jako osoba zupełnie z zewnątrz, nie znajduje się w aż takim niebezpieczeństwie, jak lokalni gliniarze, kiedy depcze po odciskach Yakuzy. Katagiri z początku jest zbyt zlękniony, aby zgodzić się z nią współpracować, lecz ostatecznie to właśnie ona przywróci go na odpowiednią ścieżkę. Strach jedynie pomyśleć, jakie szersze konsekwencje czekają ich oboje za podniesienie ręki na gangsterów. Drugim, potencjalnie ciekawym, nowym bohaterem jest Naomi Hayama (Yosume Kubozuba), niedawno wypuszczony z więzienia gangster i nowa prawa ręka Oyabuna. Już sam fakt, że jakiś "świeżak" wskakuje w hierarchii przed Sato jest potencjalnie ciekawy, a w połączeniu z cyrkiem, jaki wyprawia się na koniec piątego odcinka, stanowi rzyzny grunt pod teorie, domysły i inne przypuszczenia. 

Po obejrzeniu połowy drugiego sezonu "Tokyo Vice" mogę ze spokojnym sumieniem napisać, że twórcy serialu wiedzą, co robią. Postacie ewoluują powoli, w przemyślany sposób, ale zawsze tak, że kiedy zaczyna się robić zbyt "wygodnie", niemal natychmiast zaskakuje ich kolejna kłoda, rzucona prosto pod nogi. Praktycznie każdy odcinek kończy się zwrotem akcji, ale nie są to taniochy, których jedynym zadaniem jest sztuczne podniesienie ciśnienia widza, aby ciężej było mu wytrzymać kolejny tydzień bez serialu. Zazwyczaj są to sytuacje otwierające wątek, zachęcające do dyskusji i snucia domysłów. Jasne, kiedy na koniec pierwszego odcinka Jake przychodzi do dziewczyny Tozawy, już sam ten fakt rozbudza wyobraźnię, lecz prócz tego zostawia nas jeszcze z przemyśleniami - dlaczego, co to znaczy dla postaci, jak wielkie kłopoty ładuje sobie Jake na łeb tą chwilą uniesienia. To właśnie ten magnetyzm fabuły i naturalna progresja wydarzeń, w połączeniu z absolutnie świetnymi Elgortem i Watanabe sprawiają, że jest to serial, który po prostu chce się oglądać. Po pięciu odcinkach (a zwłaszcza po finale piątego), dosłownie nie mogę się doczekać, co dalej!

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper