Squid Game: Wyzwanie (2023)

Squid Game: Wyzwanie (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Zgapili od Mr Beasta, czy jak?!

Piotrek Kamiński | 30.11.2023, 21:00

456 osób z "całego" świata, fanów popularnego serialu Netflixa z Korei Południowej, bierze udział w grach inspirowanych oryginałem. Główną nagrodą jest 4,560,000 dolarów. Jedyna różnica jest taka, że tutaj nikt tak naprawdę nie ginie. Tak przynajmniej wydaje się uczestnikom...

Zabrzmiało złowieszczo, ale wcale nie chodzi mi o to, że ktoś naprawdę straci życie, bo jest kiepski w "Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy", czy inną grę w klasy. Chodzi o kształt programu, oczekiwania, rodzaje gier. Osoby, które mają za sobą seans oryginalnego "Squid Game" doskonale wiedziały, czego powinny się spodziewać, co, po pierwsze, byłoby lekko niesprawiedliwe w przypadku zadań grupowych, a po drugie, zwyczajnie nudne dla widza. Na szczęście producenci serialu mają głowy na karkach i skrzętnie wykorzystali ten fakt przeciwko uczestnikom gry i w konsekwencji widzom.

Dalsza część tekstu pod wideo

Co to oznacza, to że wymyślone gry tylko częściowo pokrywają się z tym, co znamy z serialu. Także i tutaj twórcy "realistycznej wersji Squid Game" wykazali się nie lada sprytem - zaczynamy wręcz dokładnie tak samo jak w serialu. Najpierw zabawa w "Red light, green light" czyli nasze, swojskie "Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy", później wycinanie wzorków w miodowych cukierkach. Wszystko to tylko po to, aby uśpić czujność graczy, którym wydaje się, że dobrze wiedzą jak potoczy się dalej zabawa. Później następuje natomiast zwrot i nagle program, który zdawał się być tylko pełną irytujących ludzi kalką oryginału, ewoluował w swoją własną, wciągającą historię.

Squid Game: Wyzwanie (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Inteligentnie pogrywa z uczestnikami i widzem

Uczestnicy

Tak naprawdę miałem pisać o dzisiejszej produkcji już tydzień temu, ale nagle okazało się, że Czerwone N wzięło i podzieliło swój program na części. Stwierdziłem więc, że nie ma się co rozmieniać na drobne i zaczekam, aż na platformie wyląduje całość - zwłaszcza, że finał piątego odcinka zapowiadał mocno emocjonalny ciąg dalszy, więc i tak byłem już ostro wkręcony w wydarzenia na ekranie. Lecz kiedy wczoraj włączyłem szósty odcinek wydarzyło się coś dziwnego - aplikacja w telefonie nie pokazywała mi listy odcinków po numerze pięć, ale pozwalała włączyć kolejny odcinek. Zacząłem więc oglądać, dobrnąłem do końca odcinka dziewiątego, pora na wielki finał między trójką pozostałych uczestników, a tu... Znowu przerwa. Tak, zwycięzcę "Squid Game: Wyzwanie" mamy poznać dopiero szóstego grudnia, o czym ponownie Netflix nie poinformował z wyprzedzeniem. Z jednej strony dobrze buduje to napięcie, z drugiej muszę raz za razem zmieniać swoje plany! Stwierdziłem więc, że w sumie jest to IDEALNA okazja na wyplucie tego tekstu, bo jeśli uda mi się zainteresować kogoś, kto do tej pory "Wyzwania" nie sprawdził, to zdąży jeszcze spokojnie nadrobić pierwszych dziewięć odcinków przed środowym finałem. Oto więc jesteśmy!

Twórcy formatu starali się jak najmniej narzucać uczestnikom, co mają robić, jak się zachowywać. Nie ma tu (z tego, co mi wiadomo) utajnionego aktora, którego zadaniem jest napędzać jakąś szerszą fabułę. Tu w zasadzie nie ma fabuły - ot, kilkaset ludzi gra o dużą kasę. Zawiązują się naturalne przyjaźnie, tu i tam widać jakieś animozje - w jednym odcinku nerwowy chłopaczek nawet grozi drugiemu, że jeszcze raz mu ubliży, a znajdzie go po wyjściu z programu i inaczej pogadają. Część graczy, kiedy wybuchnie ich pakiecik z farbą, noszony pod koszulką, na klatce piersiowej, sygnalizując, że odpadli, po prostu robi kwaśną minę i siada, inni mocniej wczuwają się w klimat i padają dramatycznie, jakby rzeczywiście ktoś ich zastrzelił. Jeśli wierzyć zapewnieniom producentów, jedyną ingerencją w wydarzenia był montaż, tak aby pomieścić trwające nie raz pół dnia wyzwania w przyjemnym, czterdziestoparominutowym formacie.

Squid Game: Wyzwanie (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Wśród tylu ludzi musiało trafić się kilka ciekawych dusz

Obsługa gości

Ponieważ gry należą do raczej prostych, często dosyć losowych, sukces programu zależał w dużej mierze od tego, na ile ciekawych uczestników uda się znaleźć. I tak jak wielu graczy to po prostu szare ludki, które nawet nie dały się za specjalnie poznać, zanim odpadły, tak kilka ciekawych osobowości się trafiło. Niektórzy grają głupszych, niż są, inni grają super twardzieli, a jeszcze inni jednym graczom mówią co innego, a innym co innego. Co ciekawe, program pozbawiony jest konferansjerki, narracji i tego typu narzędzi kreowania narracji, więc to do widza należy zauważenie, że ktoś jest nieszczery. A biorąc pod uwagę wężowy, podły charakter niektórych gier, jest na co uważać. Ale to dobrze - znaczy, że program wywołuje emocje, że przeżywamy to, co widzimy.

Dla równowagi znajdziemy też wśród uczestników kilka poczciwych duszyczek. Chyba najbardziej uroczo wypada duet matka-syn, chociaż mam wrażenie, że akurat mama jest jedną z tych osób, które mówią jedno, a robią drugie. Nie zmienia to jednak faktu, że ich wzajemne wspieranie się jest szczerze ujmujące i kiedy jedno z nich w końcu odpada, a drugie pozostaje w grze, nawet widzowi potrafi zrobić się smutno. Jest też grupa zapoznanych na miejscu kolegów, wśród których znajduje się przemiły starszy pan. Byłaby wielka szkoda, gdyby ktoś zachował się wobec niego nie po koleżeńsku... Jedna dziewczyna zajmuje się w życiu codziennym oceną ludzi ubiegających się o wizę, inna jest giga-mózgiem z Mensy i tak dalej. Próbuję przez to powiedzieć, że udało się zebrać całkiem barwną grupę uczestników, dzięki czemu o dramy - zwłaszcza biorąc pod uwagę charakter gier - nietrudno. Chociaż gigantyczna liczba zawodników też na pewno pomaga.

"Squid Game: Wyzwanie" jest zaskakująco udanym teleturniejem, jako że całkiem dobrze wychodzi mu emulowanie charakteru oryginalnego serialu. Producenci szybko żegnają się ze schematem wyznaczonym przez Koreańczyków i wprowadzają własne pomysły, często podstępnie wykorzystujące fakt istnienia serialu, nastawiające ludzi przeciwko sobie, ciekawe. Nie wszyscy uczestnicy są równie ciekawi, a i stres oraz emocje niektórych z nich sprawiają wrażenie sztucznych, ale wydaje mi się, że w połączeniu ze świadomością, że wielu uczestników gra tutaj wymyślone przez siebie rolę, które mają pozwolić im prześlizgnąć się do finału, nawet ta ich przesadna teatralność jest ciekawa. Dało się ten program zrobić bardziej "klasycznie" - z Marcinem Prokopem gadającym do widzów ze studia, budującą tanie emocje narracją i wielkimi wyjściami ze studia, w stylu "Big Borthera". Ktoś decyzyjny postanowił jednak bardziej się wysilić, dając nam w rezultacie naprawdę intrygujący, nawet jeśli mający prawo zadziałać dosłownie raz teleturniej. Z drugiej strony, o serialu też tak mówiłem, a teraz z zaciekawieniem wyglądam w przyszłość, zastanawiając się, co Hwang Dong-Hyuk wymyśli na drugi sezon. I wszystko to dzięki "wyzwaniu". Jeśli masz dosyć klasycznych narracji, to Netflix ma dla ciebie ciekawy teleturniej. Chodź, obejrzymy sobie za tydzień finał razem!

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper