Avatar: Frontiers of Pandora - gameplay

Avatar: Frontiers of Pandora może być najlepszym możliwym zakończeniem roku

Kajetan Węsierski | 20.11.2023, 21:30

Patrząc wstecz na rok 2023 (choć przecież cały czas trwa), nie można go oceniać negatywnie pod kątem produkcji, które dostaliśmy. W kontekście walk o najwyższe wyróżnienia konkurencja jest ogromna, a niemal każdego miesiąca ukazywał się przynajmniej jeden tytuł, który spokojnie może startować w tego typu plebiscytach. A wrzesień i październik same przyniosły nam tyle tego typu tytułów, że dałoby się ułożyć z nich dziesiątkę. 

Niemniej, jak wspomniałem, rok się jeszcze nie skończył. A to oznacza, że przed nami jeszcze pewnie przynajmniej kilka interesujących gier. Nie ma mowy o takiej obfitości, jak w ubiegłym miesiącu, ale na pewno będzie czym się zachwycać i na czym zawiesić wzrok. Jakby nie spojrzeć, wciąż wiemy o kilku pozycjach, które pojawią się przed Sylwestrem, a wywołują niemałe poruszenie. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Na pewno każdy z Was zna kilka tego typu pozycji i jestem przekonany, że nie jestem jedynym, który wciąż czeka jeszcze przynajmniej na kilka premier. Przed nami wciąż są jeszcze debiuty AAA, o których cały czas sporo się dyskutuje, a każdy kolejny materiał osiąga dziesiątki - a nawet setki - tysięcy wyświetleń. Ja chciałbym w dzisiejszym tekście poruszyć tytuł, który spokojnie można do tej grupy zaliczyć…

Ku Pandorze! 

Jednym z takich dzieł jest oczywiście Avatar: Frontiers of Pandora, który wśród odbiorców wywołuje prawdopodobnie tyle samo zachwytu, co przerażenia. Jest to tytuł z jednej strony traktowany w konwencji “samograja”, a z drugiej budzący lęk - może się wszak okazać, że skończy się na monotonnym i odtwórczym klonie Far Cry, gdzie jedyną różnicą będzie osadzenie akcji na Pandorze. 

Zacznijmy jednak od początku. Rzeczony tytuł został ogłoszony już naprawdę dawno i bardzo długo przyszło nam czekać na jakiekolwiek informacje o tym, czy rzeczywiście powstaje. Pierwsze doniesienia pojawiały się przecież już ponad sześć lat temu - a to w branży gier cała wieczność. Niemniej, dziś już wiemy, że pozycja wydana pod skrzydłami Ubisoft Massive zadebiutuje 7 grudnia tego roku. 

Całość będzie oczywiście rozgrywała się w filmowym uniwersum Jamesa Camerona, które miliony fanów z całego świata zdążyły pokochać przy okazji pierwszej części (a później miłość odnowić po premierze sequela). Klimat ma nawiązywać do pełnometrażowych pozycji, sam świat również i podobnie będzie z samą fabułą oraz postaciami. Mamy poczuć się jeszcze bardziej wciągnięci, niż przy okazji wersji kinowej 3D sprzed dekady. 

Otwarty świat, nieustanna walka i możliwość sprawdzenia się w roli przeciwnika ludzkości - tej zachłannej jej części, która zamierza podbić dla siebie przepiękny księżyc, który pełen jest wyjątkowych złóż mogących zapewnić najeźdźcom niewyobrażalne bogactwo i niemal wieczny dostatek. Kto by się nie skusił? Cóż - to nie jest ważne. Zwłaszcza gdy w grę wchodzi ochrona bliskich i własnego domu.  

Potencjał jest ogromny 

I nawet pomimo strachu przed - nie ma co ukrywać - swego rodzaju generycznością, nie zamierzam ukrywać, że ze zniecierpliwieniem czekam, aby w praktyce sprawdzić, co przygotowali dla nas twórcy. Bo jest tu po prostu zbyt wiele rzeczy, które mogą się udać. Nawet jeśli, patrząc z pesymistycznego punktu, równie dużo jest takich, które mogą zadziałać niemal odwrotnie. 

Osobiście jestem jednak dobrej myśli i nie zamierzam ukrywać, że na tym etapie kupuję to, co pokazuje mi Ubisoft kilka razy w tygodniu. Wiem, że dla wielu osób wygląda to po prostu jak kolejny re-skin Far Cry’a, ale prawdę mówiąc, gdyby zaserwowano mi kolejną odsłonę tego tytułu, ale w podobnie wyjątkowym settingu, to i tak byłbym zainteresowany. A w tym przypadku mam dodatkową pewność, że świat gry będzie ciekawy. 

Co więcej, choć nie kupuję zazwyczaj populistycznych haseł PR-owych w kontekście nowych premier, które zazwyczaj są do bólu generyczne i powtarzalne, w przypadku Avatar: Frontiers of Pandora można znaleźć wypowiedzi, które jasno wskazują, że twórcy doskonale wiedzą, co robią i co chcą osiągnąć. Pozwolę sobie przypomnieć choćby tę o celu perspektywy i jej dynamice w kontekście zabawy na Pandorze. 

Oczywiście daleko mi do hurraoptymizmu i gdybym został zapytany, czy warto kupić przed premierą, to odpowiedziałbym negatywnie. Niemniej, nie zamierzam płynąć z nurtem krytyki. Wydaje mi się, że to jeden z tych tytułów, które mogą ukazać cały swój potencjał dopiero po premierze. Dopiero w momencie, gdy zamiast oglądać Pandorę na materiałach z gry, sami staniemy się częścią jej ekosystemu. 

Reasumując… 

Sądzę, że może być to naprawdę świetne zakończenie roku. Może nie takie, które rzutem na taśmę wbije się do kilku plebiscytów na Grę Roku, ale przynajmniej coś na wzór ukochanego przeze mnie Hogwarts Legacy. Gra na licencji innego dzieła popkultury, które na nowej gałęzi popkultury nie ma się absolutnie czego wstydzić. Tak bym to widział i wierzę, że tak właśnie może to wyglądać. 

Koniec końców mamy tu przecież do czynienia z wysokobudżetową grą, która jeszcze miesiące temu określana była jako “AAAA” (tak, to jedno z tych chwytliwych hasełek, od których bym stronił). Niemniej, gdy ktoś rzuca takimi zapewnieniami, to musi się liczyć ze zwiększoną czujnością graczy. A gdy już to robi, to znaczy, że jest pewien swojego projektu. Wierzę, że tak będzie w tym przypadku i że potencjał zostanie spełniony. 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Avatar: Frontiers of Pandora.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper