Killzone

Killzone - czy to naprawdę już koniec marki?

Krzysztof Grabarczyk | 14.10.2023, 10:00

Początek serii Killzone sięga 2004 roku. Gra nie zdołała jeszcze wówczas przebić się do czołówki pierwszoosobowych strzelanin. Sytuacja diametralnie zmieniła się po pięciu latach. Guerrilla Games sprezentowali prawdopodobnie jedną z najlepszych gier w swojej historii, Killzone 2. Z ujawnieniem gry wiąże się interesująca historyjka, której poświęcimy oddzielny akapit. Dalsze dzieje serii to wzloty i upadki. Obecnie nie wiemy, czy kiedykolwiek przyjdzie nam toczyć boje z helghańskim wrogiem.

Sony, właściciel oraz wydawca Killzone, zamknęło oficjalną witrynę internetową serii. Dla wielu komentatorów takie zagranie równoważy się z zaprzestaniem dalszego rozwoju uniwersum, dość ciekawego, dodajmy. Historia długoletnich starć pomiędzy siłami ISA a armią Helghastów jest budulcem wojennej narracji w każdej odsłonie. Dzisiaj, Guerilla Games kojarzone jest przede wszystkim z Horizon: Zero Dawn, któremu poświęcili aż siedem lat, gdy mówimy o etapie produkcji. Ostatnim tchnieniem marki stało się Killzone: Shadow Fall.

Dalsza część tekstu pod wideo

Machina wojenna

undefined

Killzone postrzegano w kategoriach pogromcy Halo. Sam jednak uważam, że wraz ze średnim przyjęciem Killzone w mediach, ten „zaszczyt” po latach przypadł innej produkcji. Produkcji również sfinansowanej przez Sony, choć nie spodziewano się, że jej debiut wywoła skutek odwrotny od zamierzonego-rozwiązania studia Free Radical. Mowa rzecz jasna o Haze. Poświęcimy grze więcej uwagi w kolejnych materiałach. Wróćmy na Helghan, a dokładniej do momentu sławetnego pokazu Killzone 2 w 2005 roku. „Czy to jest prawdziwe?” - pytali redaktorzy zachodnich serwisów. Planety Helghan nie przywołuję bezcelowo. Scenariusz Killzone 2 toczył się na rdzennym terenie Heghastów, gdy siły ISA postanowiły wziąć odwet za inwazję, jaka dotknęła mieszkańców Vekty. Targi E3 w 2005 roku uznajmy za historyczne z jeszcze jednego powodu. Ken Kutaragi, wielka postać całego przemysłu elektronicznej rozrywki, zapowiada PlayStation 3. Po raz ostatni przed jego emeryturą.

Zwiastun reprezentuje poziom, jaki chcemy osiągnąć na PlayStation 3” - tłumaczył w wywiadzie Jan Bart van Beek, główny projektant w Guerilla Games. Głośny zwiastun zrodził wielkie nadzieje publiczności na jakość prawdziwie nowej generacji. Grę wydano w 2009 roku, a sam do dzisiaj uważam Killzone 2 za najlepszego shootera na trzecim PlayStation. W stosunku do oryginału deweloperzy uczynili tytaniczne postępy. Animacje postaci, wymiany ognia, zniszczalność oraz interakcja otoczenia-projekt o wielkiej skali, z wielkim budżetem. Industrialne, szarobure i obskurne realia Helghanu uzyskano również dzięki licznym sztuczkom, bowiem gra aż pęczniała od ekranowych filtrów. Liczył się jednak efekt wizualny i gameplay. Dodano system osłon, znacznie poprawiono AI jednostek wroga. Killzone 2 było techniczną i koncepcyjną ewolucją.

Trylogię zamknął Killzone 3. Sony w 2011 roku aktywnie promowało technologię 3D w telewizorach, co szybko zderzyło się ze ścianą. Producent PlayStation borykał się z finansowym zachwianiem. Rentowność firmy spadła z kategorii AAA- na BBB+, lecz problem udało się zażegnać niedługo potem. Tymczasem jedną z gier oferujących możliwość rozgrywki w trójwymiarze było Killzone 3. Sequel kontynuował historię bohaterów poprzedniej odsłony. Dziennikarze uznali opowieść za nieco sztampową z uwagi na historyjkę garstki żołnierzy ISA, którym udaje się niemal wygrać wojnę. Cóż, w serii Call of Duty takie akcje są codziennością od dekady i nikt specjalnie nie narzeka. Technologicznie Killzone 3 wycisnął już wszystko, co się dało z leciwej PS3. Po drodze wpadło również Killzone: Liberation dedykowane PSP. Guerilla Games pokusiło się o zremasterowany port Killzone, a obecnie cena pudełkowego wydania nie różni się od nowości wydawniczych sygnowanych logiem PlayStation, a jak wiemy, tanio nie jest.

W cieniu

undefined

Zmieniła się generacja. PlayStation 4 zawitało do sklepów. Tytuł startowy, Killzone: Shadow Fall umieścił nowego bohatera pomiędzy młotem a kowadłem. Scenariusz zabierał graczy kilkanaście lat po wydarzeniach z poprzedniej odsłony. Gra nie zdobyła już takiego uznania, jak dawniej, lecz w kwestiach technicznych nie miała sobie równych. Killzone postrzegano w kategoriach wizualnego benchmarku. W tym samym roku ukazało się Killzone: Najemnik dla PlayStation Vita, czyli czasów mocnej wiary Sony w sukces handheldów. Dzisiaj wiemy, że teren należy do Nintendo, a wiele zmienił również sektor mobilny. Guerilla Games wyraźnie odczuli zmęczenie materiału. „Ile będziemy jeszcze w stanie produkować gry z serii Killzone?” - spytała retorycznie Angie Smets, dawniej menadżerka studia, dzisiaj szefowa strategii w PlayStation Studios. Koncept Horizon: Zero Dawn ma swoje początki aż w 2011 roku.

Killzone odeszło w cień. Wydawca nie promuje już tej marki. Podobny los spotkał dużo wcześniej inną serię strzelanin, Resistance od autorów z Insomniac Games. Sony dostrzegło zmiany na rynku. PlayStation nigdy nie było w stanie dostarczyć gry FPP będącej poważnym konkurentem dla m.in. Halo, nie wspominając już o trwającej dekady hegemonii Call of Duty. Killzone, choć z wielkim potencjałem, zawsze pozostawało w cieniu oferując ciekawe uniwersum i kampanię fabularną. Guerilla Games również się przekwalifikowali. W końcu nastały generacje otwartych światów a Horizon sprzedano w ilości ponad 10 milionów egzemplarzy. W ur. ukazało się Horizon: Forbidden West. Co zatem z dalszymi losami Killzone?

Ani Sony, ani Guerilla Games nie wydali oświadczenia mówiącego o faktycznym zaprzestaniu rozwoju marki. W cieniu mocnej restrukturyzacji wewnątrz studia 343 Industries decyzja o rozpoczęciu prac nad kolejną grą uniwersum wydaje się logiczna. Holendrzy dysponują potężnym narzędziem, silnikiem graficznym Decima. Studia PlayStation są mistrzami w pisaniu narracji dla pojedynczego odbiorcy. Bardzo rzadko udaje się twórcom opracować angażujące tryby sieciowe, a przykłady ledwo mieszczą się na palcach jednej ręki (The Last of Us, Killzone 2, Uncharted). Opóźniające się wciąż Frakcje od Naughty Dog są tylko potwierdzeniem powyższych wniosków. Nie wiemy, kiedy wrócimy na Helghan i czy w ogóle? Killzone nie jest osamotnione pod tym względem. W cień odeszły również InFamous, Little Big Planet, wspomniane Resistance czy Sly Cooper. O Killzone na pewno nigdy nie zapomnimy.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper