Zimowy Monarcha (2023)

Zimowy monarcha (2023) - recenzja, opinia o 2 odcinkach serialu [HBO]. Legendy arturiańskie

Piotrek Kamiński | 06.10.2023, 08:00

Artur, bękart króla Uthera, władcy Dumnonii, jednego z królestw angielskich zostaje wygnany z ojczyzny, po tym jak nie udało mu się uratować swojego brata, następcy tronu, księcia Mordreda. W drodze do Galii ratuje nabite na pal dziecko, które jakimś cudem przetrwało swoją egzekucję. Zostawia chłopaka u przyjaciela, Merlina, potężnego druida i doradcy króla w tych trudnych czasach walki z najeźdźcami z Saksonii.

Jakaś sprytna głowa w MGM pomyślała sobie zapewne, że wyciągnięcie tej starej książki jakiegoś George'a Martina i zrobienie z niej serialu okazało się być całkiem opłacalnym pomysłem, więc może dałoby radę pójść tą samą drogą z innym autorem? "Gra o Tron" ujrzała światło dzienne w 1996 roku, ale producenci dzisiejszego serialu postanowili iść o krok dalej - sięgnęli po trylogię arturiańską Bernarda Cornwella, której początki sięgają roku 1995. Jest tylko jeden problem - stwierdzili, że nie będą przekładać jej na język telewizji zbyt wiernie, bo przecież czasy się zmieniły i dzisiejszy widz już pewnych tematów nie przełknie. Zastanawiam się, czy oni naprawdę myślą, że fani oryginału z otwartymi ramionami przyjmą bastardyzację swojej ulubionej książki, czy może po prostu mają ich w nosie, celując w jak najszerszego odbiorcę. A jak wiadomo, jak coś jest dla każdego, to tak naprawdę jest dla nikogo. Od każdego prawidła znajdzie się jednak wyjątek i jestem skłonny napisać, że akurat te zmiany (jak dotąd) wprowadzone do fabuły "Zimowego Monarchy" wcale nie wypadają źle!

Dalsza część tekstu pod wideo

Zimowy monarcha (2023) - recenzja, opinia o 2 odcinkach serialu [HBO]. Nieskupiony, trochę nijaki wstęp

Rozmowa ojca z synem

Problemy znajdziemy gdzie indziej i znakomitą większość z nich zobaczymy już w pierwszym odcinku. Zacznę, trochę opacznie, od tego mniejszego, którym jest raczej dyskusyjna jakość montażu poszczególnych scen. W paru miejscach widać dosłownie jak postacie w tle robią dwa razy to samo między ujęciami albo odwrotnie - teleportują się, mimo że jeszcze chwilę wcześniej stali gdzie indziej, robiąc co innego. Takie błędy ciągłości to absolutnie nic nowego i nie byłyby niczym specjalnym, gdyby chodziło tylko o nie. Ale montaż Philipa Klossa potrafi również sprawić, że emocjonalna, smutna scena staje się komiczna, co ma miejsce przy rozmowie między królem Utherem (Eddie Marsan), a jego córką, Morgan (Valene Kane). Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale gwarantuję, że będziesz wiedział, o którą scenę mi chodzi.

Drugim, większym problemem otwierającego serial odcinka jest chaotyczny sposób prowadzenia narracji przez reżysera, Otto Bathursta (co w sumie łączy się z tematem montażu). Rozumiem, że twórcy chcą przedstawić nam jak najlepiej tło historyczne oraz wszystkich bohaterów i jeszcze najlepiej puścić w ruch kilka wątków, coby mogły się spokojnie rozwijać na przestrzeni całego sezonu, ale sprawia to, że trwający blisko godzinę odcinek staje się piekielnie nieskoncentrowany, pozbawiony głównego bohatera, kierunku, czegokolwiek, czego można by się uczepić. Zaczynamy od śmierci księcia, chwilę później Artur (Iain De Caestecker) zostaje wygnany, słuchamy o taktyce wojennej, o której przez następnie nie będzie ani słowa przynajmniej do końca drugiego odcinka, Artur znajduje nabitego na pal dzieciaka, który sekundę później jest już osiem lat starszy i gra go Stuart Campbell (Trevor Belmont z "Lords of Shadow 2!)... są też Merlin, Nimue, na pewno mający dobre zamiary król Gundleus i diabli wiedzą co jeszcze. Tak naprawdę najmniej w tym wszystkim samego Artura, mimo że to jego twarz patrzy na nas z plakatów. Tylko w tym jednym odcinku czas skoczył naprzód bodajże trzy razy - a to o kilka lat, a to o parę miesięcy. Na szczęście HBO ma łeb na karku i puściło nam od razu i drugi odcinek.

Zimowy monarcha (2023) - recenzja, opinia o 2 odcinkach serialu [HBO]. Dalej jest tylko lepiej 

Derfal i Nimue

Sam z siebie pewnie darowałbym sobie dalszy seans, a byłby to błąd, ponieważ drugi odcinek jest znacznie lepiej przygotowanym kawałkiem telewizji, niż pierwszy. Jasnym staje się, że naszym głównym bohaterem będzie wspomniany wyżej młodzian, Derfel. Reżyser sprawnie buduje jego relację z Nimue (Ellie James), daje mu przeciwnika pod postacią Gundleusa (Simon Merrells) i, co najważniejsze: utrzymuje akcję względnie w jednym miejscu - wyłączając krótką sekwencję, pokazującą nam, co tam słychać u Artura, który wciąż jest gościem we własnym serialu, ale jest szansa, że od trzeciego odcinka w końcu się to zmieni.

Aktorzy całkiem solidnie spisują się w swoich rolach. Merrells mógłby grać czarny charakter przez sen z tą swoją przerażająco plastyczną twarzą i głęboko osadzonymi oczami. Jako Marek Crassus w "Spartakusie" był idealny. Tutaj gra bardziej zepsutą, jednoznacznie niegodziwą postać, więc nie ma mowy o subtelności, ale nawet z tego materiału potrafi wykroić kawał solidnego występu. Pięknie prezentuje się również James, zwłaszcza po bardziej mrocznych scenach z drugiego odcinka - jej postać dostaje kilka ładnych okazji do błyśnięcia i młoda aktorka skutecznie wykorzystuje każdą z nich. Reszta obsady wypada już różnie, choć może mieć to związek ze wspomnianym już wielokrotnie montażem albo chęcią uwspółcześnienia historii. Zazwyczaj twórcy bardzo ładnie trzymają się zwyczajów panujących w tamtych czasach, lecz czasami widać, ze scena została dodana, lub zmieniona aby nie było zbyt dobitnie, lecz to właśnie w tych przypadkach narracja przestaje często działać, kłóci się z całą resztą scenariusza.

"Zimowy Monarcha" jest serialem całkiem ciekawym, zdecydowanie obdarzonym niemałym potencjałem, lecz mam wrażenie, że niepotrzebnie spieszącym się do mety i zupełnie niepotrzebnie zmieniającym materiał źródłowy. Akcji przydałoby sie zwolnić, co zapewne pomogłoby też dzikiemu montażowi, a części scen zafundować przynajmniej z jednego dodatkowego dubla, ale skłaniałbym pisząc, że się nie wkręciłem. Wyrazisty czarny charakter i intrygujące relacje między nim, a główną obsadą, połączone z bezpardonowym podejściem do pokazywania przemocy (sztyletowanych w oku kamery ####### jeszcze chyba nie widziałem) i ciekawym tematem sprawiają, że człowiek chętniej przymyka oko na liczne mankamenty serialu. "Gry o Tron" z tego nie będzie, ale można sprawdzić. Tylko zalecam wstrzymać się z oceną chociaż do obejrzenia drugiego odcinka!

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper