Ufo robot Grendizer the Feast of the Wolves

gamescom 2023: graliśmy w UFO Robot Grendizer - The Feast of the Wolves, kolejną propozycję Microids

Piotrek Kamiński | 30.08.2023, 10:29

Wielki robot leci na akcję, tłukąc przeciwników rakietami, laserami i innym bombami. Kiedy przychodzi co do czego, transformuje się w wielkiego mecha, z grubsza przypominającego Generała Daimosa i zaczyna walczyć ze złem w jedyny sensowny sposób - mordując wszystko, co krzywo na niego spojrzy!

"Grendizer" jest kolejnym tytułem, który miałem już przyjemność ogrywać. Jednak tak jak "Flashback 2" zrobił dobre pierwsze wrażenie, ale z czasem zaczął się sypać (wciąż mam nadzieję, że to tylko kwestia tego konkretnego builda gry), tak kiedy w kwietniu tego roku Microids pokazali mi dzisiejszy tytuł, zastanawiałem się, czy ktoś nie robi sobie ze mnie jaj.

Dalsza część tekstu pod wideo

Lecimy na akcję

Gra wyglądała okropnie. Kilka sekund zapętlonego motywu głównego, jakieś robione w pięć sekund drzewka pod stopami, wielka mapa i wolna ręką w rozparcelowywaniu ich tak, jak kto ma ochotę. Jeden problem - przecież to by wyglądało źle na PS3, a z obniżoną rozdzielczością i na PS2! Kiedy mogłem sobie wtedy wybrać, czy będę opowiadał o wielkim robocie, czy o blond poszukiwaczu skarbów, bez cienia zastanowienia wybrałem "Tin Tina". Nie oznacza to jednak, że "Grendizer" KOMPLETNIE nie zasługuje na uznanie.

Prawda jest taka, że na przestrzeni tych kilku miesięcy wielki mech otrzymał ogromny update - zarówno wizualny, jak i mechaniczny. Wciąż walimy we wroga raczej prostymi kombinacjami kilku ciosów, jasne, ale nie dość, że tak robót, jak i jego kosmiczni przeciwnicy wyglądają znacznie lepiej, jak żywo wyjęci z anime, to jeszcze cały system otrzymał odrobinę głębi. Nad przeciwnikami pojawiają się teraz stosowne ikony, informujące nas jakiego rodzaju atakiem musimy zacząć aby przebić się przez ich obronę - zwykły, mieczem, "laser z cycka" i tak dalej. W przypadku bossów może zająć konieczność klepnięcia całej sekwencji konkretnych ciosów zanim będziemy mogli zacząć faktycznie zadawać im obrażenia. Wciąż jest to raczej prosty system, nie utrudniający jakoś specjalnie rozgrywki, ale miło, że deweloper zaproponował cokolwiek, dzięki czemu gra nie jest jedynie bezmózgim klepaniem dwóch guzików.

Walka na robopięści

Chodzenie robotem po mapie i kasowanie kosmitów to jedno, ale twórcy gry pomyśleli i o innych trybach zabawy. Kiedy Grendizer rusza z bazy, najpierw musi w formie statku dolecieć na miejsce starcia. Unikamy wtedy skał i strzałów przeciwników, kontrując ich swoimi własnymi rakietami i laserami. Następnie zabawna, żywcem przeniesiona z serialu animacja transformacji stawia nas w levelu właściwym. Natomiast po pokonaniu bossa, gra przerzuciła mnie w buty innego bohatera, również pilotującego pojazd latający, ale tym razem akcję śledziłem od góry, unikając niezliczonej ilości pocisków lecących w moją stronę - klasyczny bullet hell, choć nie aż tak wymagający, jak taka na przykład "Ikaruga".

Graficznie, wersja z Kolonii wygląda jak zupełnie inny tytuł, w porównaniu do tego, co widziałem w Paryżu. Ładnie kontrastujące kolory, mocno stylizowana na kreskówkę grafika, budynki, które faktycznie wyglądają jak budynki, tyle że w mniejszej skali, a nie kartonowe atrapy, zabawnie zaprojektowani przeciwnicy. To wciąż dosyć budżetowy wizualnie tytuł, lecz teraz widać przynajmniej jego własny, unikalny charakter. 

Na pytanie dla kogo, w pierwszej kolejności, jest ta gra, przedstawiciel studia odparł, że dla osób w dosyć zaawansowanym wieku, fanów oryginalnego serialu anime. To całkiem ciekawa historia. Otóż "Grendizer" jest raczej umiarkowanie popularną marką , częścią serii 'Mazinger". W 1975 roku otrzymał serial anime, który w Japonii przeszedł bez echa, za to stał się niedorzecznie popularny we Francji, gdzie święci triumfy do dzisiaj. To dlatego nie Japończycy, a właśnie Francuzi odpowiadają za pierwszą w historii grę z jego udziałem. Trzeba też przyznać, że nieźle wstrzelili się z terminem premiery, ponieważ Grendizer ma otrzymać w przyszłym roku nowe anime. Jeśli nie pokpią sprawy, mają szansę odnieść sukces w Kraju Kwitnącej Wiśni. Bo w Polsce wątpię aby zainteresowanie japońskim robotem innym niż Generał Daimos albo Gundam było na tyle duże żeby ludzie walili do sklepów drzwiami i oknami.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper